3 gru 2014

CHAPTER 3


W zazdrości więcej jest miłości własnej,
niż do innej osoby.



      Harry Potter przez długi czas był Chłopcem-Który-Przeżył. Następnie po piątej klasie  w Hogwarcie stał się Wybrańcem, a po pokonaniu Voldemorda został Wybawcą-Magicznego-Świata. Wszystkie te przydomki opowiadały o odważnym, może trochę głupim i zbyt narwanym chłopcu, który miał o wiele za duży ciężar do noszenia na swoich barkach. Na szczęście ani razu nie ugiął się pod nim chociaż kilka razy było bardzo blisko, jak po śmierci Syriusza... Wszystko dzięki temu, że nie był sam. Miał po swojej stronie Hermionę Granger- Księżniczkę Gryffindoru, Najmądrzejszą Czarownicę Ich Ery, oddaną przyjaciółkę i siostrę z, którą nie łączyły go więzy krwi. Po drugiej stronie stał zabawny rudzielec, którego poznał jeszcze w pociągu, Ron. Ron był skomplikowany. Przez długi czas był jego najlepszym przyjacielem, rozśmieszał go i wszystkich wokół. Był zwykłym, szczerym i lojalnym chłopakiem. Dopiero w czwartej klasie zobaczył zalążki zielonej zazdrości kiełkujące się w umyśle rudzielca. Oskarżenia o to, że dodał swoje imię do Turnieju Trójmagicznego, albo scena jaką urządził Hermionie o wybranie się na bal z Krumem. Wtedy jeszcze jego czternastoletnie 'ja' nie widziało, co złość i zazdrość robiła. Kiedy zorientował się, co się dzieje- wszystko się zmieniło, gdy polowali na ukryte części dusz Voldemorda w rzeczach, które miały dla niego jakąś wartość. W trójkę tworzyli Złotą Trójcę, która na przełomie lat zaczęła się rozpadać, nawet jeśli nikt tego nie wiedział. Mimo wszystko, Harry był odważnym, mądrym mężczyzną, dowodził tego fakt iż dalej był aurorem. Więc dlaczego nie mógł poradzić sobie z małą, rudą kobietką, którą nazywał swoją żoną? Dlaczego po prostu nie zdobędzie się na to, by powiedzieć jej to, co od tak dawna dusi w sobie? 



     - Tatuś! - Harry podskoczył i opuścił łyżeczką. Obrócił się w stronę wejścia do kuchni i tam stał jeden z trzech powodów dla, których męczył się dalej w swoim związku. Lily usiadła na blacie stołu machając nogami, a na twarzy miała poważną minę. - Pokłóciłeś się z mamą o ciocię Hermionę? 

      Harry westchnął i wcisnął guzik na ekspresie do kawy. Pustym wzrokiem przyglądał się jak czarna ciecz leje się do wielkiego kubka Dad #1, który dostał od Jamesa jakieś trzynaście lat temu. W jednym miejscu kubek miał uszczerbek, ale mężczyzna nie miał serca go wyrzucać. To był pierwszy prezent jaki James wybierał dla niego samodzielnie i miał dużą wartość sentymentalną. Widząc swoją czternastoletnią córkę miał nadzieje, że odpędzi od siebie wspomnienia kłótni, która rozpętała się po powrocie Pottera do salonu po ukołysaniu przyjaciółki do snu. Mało tego, że świadkami kłótni byli Malfoyowie z Corbinem, to słyszała ich Lily, a zatem też Albus. Harry przetarł zmęczone oczy i zabrał kubek z parującą kawą, prostym zaklęciem ostudził napój, by móc go pić od razu bez poparzenia. Spojrzał się na swoją córkę, która z każdym dniem stawała się piękniejsza i co raz mocniej starała się przypodobać chłopakom. Ginny w tym roku na urodziny kupiła nastolatce wielkie ozdobne pudełko wypełnione po brzegi kosmetykami. Od tamtej pory każdego dnia jej twarz pokrywała cienka warstwa fluidu, swoje piękne oczy miała podkreślone czarną kreską i tuszem do rzęs, a policzki pokrywał uroczy rumieniec. Jednak największą uwagę skupiały na sobie jej pełne, blado różowe usta pokryte klejącym błyszczykiem od, którego mieniły się one ładnie w świetle dziennym. Jego córka była piękną nastolatką i powoli zaczynali interesować się nią chłopcy. Nawet starsi chłopcy. James kiedyś powiedział mu, że Corbin jest zauroczony słodką Lily, ale obydwoje myśleli, że to tylko kaprys chłopaka. Jednak wczoraj o mało nie dostał zawału serca, gdy córka Zabiniego i Luny pociągnęła jego księżniczkę na blat baru do licytacji. Miał szczerą intencję wykupić Lily i kłócić się z każdym zboczeńcem próbującym go podbić. Tylko uprzedził go Ślizgon oferujący tysiąc dolarów i w jednej chwili przypomniała mu się rozmowa z Jamesem i zrozumiał wymianę spojrzeń pomiędzy Rubin i Corbinem. Harry wiedział, że Corbin jest porządnym chłopakiem i nigdy nie próbowałby zaczynać niczego z Lily, bo była ona na to za młoda i nie musiał się nim martwić. Martwił się za to córką. Każdy w rodzinie wiedział, że Lily podkochuje się w chłopaku odkąd poszła do Hogwartu i poznała go przez Albusa. Wczorajszy gest Corbina mógł dać dziewczynie dużo do myślenia, Harry wiedział, że nie jest ona głupia, więc szybko dojdzie do właściwych wniosków.

   - Trochę, słoneczko. - odpowiedział mając cichą nadzieję, że to zakończy nieprzyjemny temat. Mówią, że nadzieja jest matką głupich i Merlinie, jak głupi w tym momencie był Harry tak myśląc.

     - Chodzi o to, co zawsze?

     - Nie rozumiem. - powiedział odwracając wzrok. Wyciągnął miskę z szafki i wbił do niej jajka. Z szuflady sięgnął deskę na, której pokroił cebulę z szynkę, by móc podsmażyć składniki na patelni.

     - Mama jest zła, że ciocia zepsuła jej bankiet...że przyszła do Ciebie. Tak jak zawsze jest zła, gdy przychodzi Lyra, dlaczego tato?

Zanurzył trzepaczkę w jajach i zaczął je energicznie mieszać zastanawiając się, co ma odpowiedzieć dziewczynie. Przecież nie mógł powiedzieć, że jej matka ubzdurała sobie Merlin wie co i jest teraz zazdrosna. Tylko ta zazdrość nie zaczęła się kilka lat temu, kiedy pierwszy raz oskarżyła go o to, że Lyra traktuje go jak ojca zastępczego. 'Ona nawet zmieniła kolor oczu, by pasowały do Twoich, nie uważasz, że to lekka przesada?! Ludzie zaczną gadać, Harry!' jak dziś pamiętał tą kłótnie, ale nie była to pierwsza. Po ósmej klasie do, której wróciła Hermiona i po wszystkim, co się stało już po ukończeniu szkoły musiał zająć się swoją przyjaciółką. Hermiona była w rozsypce, nie chciała widzieć nikogo oprócz niego i dla jego zaskoczenia, Lucjusza Malfoya. Ginny mieszkała z nim dopiero miesiąc i nie miała nawet przeniesionych do Doliny Godryka wszystkich swoich rzeczy, więc poprosił ją, by wróciła na jakiś czas do swoje rodzinnego domu. Ten pomysł nie przypadł jeszcze wtedy nastolatce do głowy, tym bardziej, że w końcu dał się jej namówić na ślub, który obiecał jej, gdy oświadczył się w dniu ukończenia przez nią Hogwartu. Nie podobało mu się, że zamiast mieszkać ze swoją narzeczoną, a przyszłą panią Potter, wolał opiekować się Hermioną, która przesadzała po rozstaniu z Malfoyem tym bardziej, że to ' Hermiona go zostawiła. Niech teraz nie udaje, że ma wielce złamane serce, Harry! '. Musiał wtedy się bardzo skupić, by nie wydrzeć się, że zachowuje się jak rozkapryszone, egoistyczne dziecko. Co chwilę musiał przypominać sobie, że dziewczyna po prostu nie zna prawdy, że gdyby znała, nie zachowywała, by się w ten sposób. I znowu Harry okazał się być naiwny. W końcu po czterech miesiącach opiekowania się Hermioną, jej koszmary zdały się uspokajać i dał się namówić Ginny, by ta mogła się ponownie wprowadzić. Hermiona była wtedy już w czwartym miesiącu ciąży i przez stres, który na początku schudła, brzuszek szybko zaczął się pokazywać. Powiedzieć, że jego narzeczona była tym faktem niezadowolona, to mało powiedziane ' To dziecko jest odpowiedzialnością Miony i Malfoya. Niech on się nią zajmuje! '. ' A może to Twój bękart!? ' to oskarżenie odebrało mu mowę i możliwość oddychania. Czuł się tak, jakby Ginny uderzyła go w twarz i do tej pory nie wybaczył jej tego pamiętnego wieczora. Wiedział, że Hermiona słyszała wszystko i tak bardzo chciał ją wtedy zapewnić, że nic, co powiedziała dziewczyna nie ma znaczenia, ale przyjaciółka nie wpuściła go nawet do pokoju. Następnego dnia przybył po nią Lucjusz i spędził on cztery cholerne godziny tłumacząc jej, że powinna zostać u niego do porodu. Już wtedy wiedział, że Hermiona chce oddać dziecko do adopcji. Jednak w tajemnicy przed dwoma kobietami remontował pokój na ostatnim piętrze domu dla dziecka, które miało się niedługo narodzić, co także skończyło się kłótnią ze strony rudej kobiety. Później, kiedy Hermiona wchodziła w szósty miesiąc, Ginny oznajmiła mu, że jest w ciąży i nawet nie zwrócił, by uwagi na to, że dziewczyna powinna brać eliksir antykoncepcyjny, gdyby nie jej żądanie ' Ona musi już wrócić do siebie, Harry. Musimy się pobrać, potrzebujemy domu dla siebie. Teraz będziemy pełną rodziną '. Pamięta, że wybuchnął takim głośnym śmiechem, że Stworek zmaterializował się w powietrzu ze sprzątania strychu, bo miał nadzieję, że dzieje się coś fajnego. Ależ skrzat był rozczarowany, gdy usłyszał jak jego pan z dużą dozą chłodu krzyknął dając upust swoim frustracjom ' Ten pieprzony dom ma trzy piętra, Ginny! Nawet jak byś urodziła trojaczki, mieli byśmy wciąż miejsce dla całej twojej rodziny. Opanuj się! '. Dzień po narodzinach Lyry teleportował się sam do domu, by sprawdzić, czy pokój, który przygotował ze Stworkiem był czysty z kurzu. Nie był, a na środku pokoju stał skrzat ze spuszczoną głową słuchający krzyków Ginny.

     -  Co to za pokój, dlaczego masz go sprzątać skrzacie?! - aż się w nim zagotowało.

    - Pokój dla dziecka Hermiony, za godzinę wracamy i ma tu lśnić więc nie przeszkadzaj Stworkowi!

     - Jakie wracamy? Przecież Hermiona nie chciała tego dziecka! I kiedy Ty zrobiłeś ten cholerny pokój?Kłótnie o pokój Lyry ciągną się za nim do tej pory, prawie osiemnaście lat. Pierw, gdy Hermiona przeniosła się z Lyrą do apartamentu w Londynie, Ginny za wszelką cenę chciała przerobić pokój na sypialnie dla Jamesa i wyrzucić kołyskę, ' Mamy sześć innych, cholernych sypialni, do tego większych, Ginny. A kołyskę Lyra dostała w prezencie, jak dorośnie sama zadecyduje, co chce z nią zrobić' . Odkąd Lyra skończyła cztery lata, Harry czasami brał ją na noc, by dać czas tylko dla Hermiony, później kiedy dziewczynka nauczyła się używać sieci Fiuu wpadała sama kiedy tylko go potrzebowała - wypadek magii w przedszkolu, kłótnia Hermiony z Ronem, zgubiony ulubiony miś. Tak zostało do dziś, Lyra wiedziała, że może liczyć na swojego ojca chrzestnego zawsze, chociaż w te wakacje przychodziła do niego rzadziej. Coraz częściej chodziła do Corbina, albo jego najstarszego syna, kiedy spytał jej czemu, odpowiedziała tylko, że nie chce być powodem kłótni jego i Ginny, bo ' wystarczy, że mama to robi na porządku dziennym '.

Harry wyrywając się z rozmyśleń, odwrócił się do córki i odpowiedział na jej trudne pytanie.


     - Mama... mama jest zazdrosna, kochanie.

     - O ciocię Mionę? - zapytała dziewczyna nie dowierzając, a jej brwi uniosły się do góry w geście zgubienia.

   - Mama pochodzi z rodziny, która ma temperament. Kiedy tata z ciociom i wujkiem Ronem wyruszyli na poszukiwanie horkrusów, mama została sama w Hogwarcie. Mama nigdy tego nam nie wybaczyła, a ja pragnąłem żeby chociaż ona była w miarę bezpieczna, bo twojego wujostwa nie udało mi się namówić. W pewnym momencie twój wujek zostawił naszą dwójkę samych na dłuższy czas i ... mimo tego, że ciocia Hermiona była w związku, a ja się oświadczyłem mamie, to kiedy stała się bardzo przykra rzecz cioci, mama nie rozumiała dlaczego chcę jej pomóc. Mama ubzdurała sobie, że kiedyś musiało coś nas łączyć, że tak bardzo chciałem ulżyć twojej cioci.

    - A łączyło? - Harry spojrzał na zakłopotaną twarz swojej córki i z rozbrajającym uśmiechem potargał jej idealnie wystylizowane ognisto rude włosy. - I dlaczego mama była taka zła?

      - Cukiereczku... nigdy nie zdradziłem Twojej mamy i nigdy tego nie zrobię. Wczorajsza złość...
     - To była moja wina, Lily. - Harry i Lily obrócili się do źródła głosu, które przerwało mu w pół zdania. Przed wejściem do słonecznego pomieszczenia stała Hermiona i wyglądała uroczo-okropnie. Jego mała siostra topiła się w kaszmirowym swetrze dokładnie jak jej córka, a na nogi miała naciągnięte czarne legginsy z dziurą na kolanie. Oczy miała opuchnięte i czerwone, a włosy tworzyły jeszcze większy nieład niż zazwyczaj, a to mimo wszystko było wyczynem.

     - To był rok po wojnie, gdzie nie gdzie ukrywali się jeszcze Śmierciożercy... Ta rzecz o, której mówi twój ojciec, kochanie, było naprawdę strasznym przeżyciem, czas spędzony na byciu torturowaną przez samą Bellatrix w Malfoy Manor nie wpłynęły na mnie nawet w połowie tak zle... Ja byłam... naprawdę sobie nie umiałam z tym poradzić, miałam koszmary, lunatykowałam i ja... atakowałam we śnie, skarbie. - Lily uważnie przyglądała się przybliżającej cioci do jej ojca. Kobieta nieśmiało uniosła dół koszulki i wskazała średniej wielkości bliznę idącą z boku ku dołowi kości biodrowej jej taty. Lily wciągnęła powietrza w płuca i przykryła usta dłonią rozumiejąc, co dokładnie chcą jej przekazać dorośli. - Nie dopuszczałam i nie chciałam widzieć nikogo. Twój tata i jeszcze inna osoba, która była ze mną, gdy stało się to, co się stało, były jedynymi osobami, które chciałam widzieć. Więc twój tata, mając na uwadze bezpieczeństwo twojej mamy, a moje dobro, poprosił ją, by wróciła na jakiś czas do Nory. Twój tata jest niezwykle dobrym i lojalnym przyjacielem, jest moim bratem Lily i wszystko, co zrobił, zrobił by mi pomóc, a... twoja mama się pogubiła, chciała zacząć żyć nowym życiem, gdzie nie było miejsca dla osoby, która cierpiała. Chciała zapomnień o wojnie, chciała w końcu móc być z twoim tatą, bo jak wiesz kocha go odkąd ma jedenaście lat, chciała ślub, radości i dzieci. Chciała swoją rodzinę i ja jej stałam na drodze do szczęścia, zniszczyłam jej plan zabierając na rok twojego tatę, kochanie. Więc, to moja wina.


      Lily przetwarzała w głowie to co usłyszała wciąż nie mogąc uwierzyć, że jej kochany tata został zaatakowany przez swoją przyjaciółkę, ani, że jej mama potrafiła zachować się tak egoistycznie. Bardzo chciała zrozumieć postępowanie swojej rodzicielki i próbowała postawić się w jej sytuacji, ale wcale nie czuła się inaczej. Lily domyślała się, że z temperamentem, który mama odziedziczyła po babci Molly, rok kiedy mieszkali wszyscy razem nie mógł należeć do przyjemnych.

     - Tata powiedział, że mama jest zazdrosna - powiedziała dziewczyna zastanawiając się jaką odpowiedź na to pytanie da jej ciocia. Miała nadzieję, że wytrąci z równowagi kobietę, by ta nie miała czasu przemyśleć z dziesięć razy tego co mówi. Hermiona z zaskoczeniem spojrzała na mężczyznę, który przeczesał włosy palcami próbując zignorować natarczywe spojrzenie bursztynowych oczu. Chrząknął i odwrócił się do patelni, by rozdzielić pachnąca majerankiem jajecznicę na pięć talerzy. Szybko wkroił pomidor w kostkę i posmarował tosty masłem. Na ratunek usłyszał tupot stóp Albusa i zagłuszony głos żony.

     - Tak jak powiedziałam Lily. Ginny się pogubiła i do tego ma upartość Weasleyów. Pododawaj, jesteś mądrą dziewczynką. A teraz jedz.

      I Lily zrobiła matematykę, ale nic już nie powiedziała. Do kuchni wbiegł jej starszy brat, a zaraz za nim weszła jej mama. Kobieta nie zaszczyciła Hermiony nawet jednym spojrzeniem, zato podeszła do swojego męża, pocałowała go w policzek i sięgnęła dla siebie talerz.

      - Cześć ciociu! - krzyknął Albus i przybliżył do niej swoje krzesło. Podziękował kiwnięciem głowy ojcu za śniadanie i ponownie zwrócił swoją uwagę na kobietę z nieładem na głowie. - James dzwonił. Mówił, że Lyra w nocy wróciła zapłakana do domu i nikogo tam nie było oprócz wujka Rona... Lyra jest u niego w mieszkaniu. Powiedział, że w tak okropnym stanie jeszcze jej nie widział, ciociu.

      Hermiona uderzyła się z otwartej dłoni w czoło i jęknęła. Po słowach siedemnastolatka przypomniała sobie, że obiecała córce czekać na jej powrót z lotniska. Zostawiła nie dojedzone śniadanie i nie zwracając uwagi na pozostałe osoby w pomieszczeniu, wybiegła do pokoju Lyry. Po kolei pootwierała wszystkie szuflady w ogromnej komodzie i nie znalazła niczego, co mogło by zastąpić jej obuwie. Właśnie zrezygnowała kończyła nakładać drugą, milusio-polarową skarpetę, kiedy drzwi od pokoju się otworzyły. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że stoi za nią jej przyjaciel. Czuła jak wywierca dziurę w jej plecach, tak intensywne było jego spojrzenie i zaraz usłyszała cichy szept.

       - Muszę... muszę wrócić do domu. Muszę się wziąć garść dla niej i pojechać do Jamiego.

       - Nic jej nie jest, Hermiona.

       - Nie, Harry! Ona była wczoraj w strasznym stanie, wiem, że tego nie było widać w barze, ale... Olivier zakończył to, co cokolwiek ich łączyło. Przed ostatniej nocy wyznał jej, że jest śmiertelnie chory i... ona jest w rozsypce i ja muszę być z nią. Obiecałam jej to Harry, a zostawiłam ją samą na pastwę Rona!

        - Ty chyba nie myślisz jasno, jeśli wydaje ci się, że puszczę cię samą do domu.

        - Daj spokój, Harry. Dam sobie radę, jak zawsze.

        - Po tym w jakim stanie byłaś wczoraj?! Chcesz, żebym cię tam puścił tak po prostu...

        - Har...

     - Idę z tobą. - Hermiona nic już nie odpowiedziała. Weszła wprost w otwarte ramiona i nim mogły się wokół niej opleść ciasno, poczuła nie przyjemny uścisk w okolicy pępka i zniknęli razem z Doliny Godryka.


       Rodzeństwo z wyboru zmaterializowało się po środku salonu. Zaraz przy ich nogach stał szklany stolik, który był pokryty popiołem i niedopałkami papierosów. Przez szkło była Gryfonka zauważyła leżącą na jasnym dywanie butelkę po dziesięcioletnim winie, a materiał przyozdabiał rozlany alkohol. Harry szturchnął ją i wskazał na skórzaną, czarną kanapę, której kobieta nienawidziła - jak dla niej była za ślizga i za zimna. Za to zdaniem jej męża nadawała pomieszczeniu charakteru, zwłaszcza pewnie teraz, gdy właśnie na niej spał w rozpiętej koszuli i poplamionych bokserkach. Zaczerwieniła się ze wstydu czując spojrzenie zielonych oczu. Nie mogąc dłużej tego znieść przeszła przez długość pokoju i skierowała się do jej sypialni, jej i Rona. Pokój dalej był ogarnięty ciemnością od zasłon, które rozsunęła gwałtownymi szarpnięciami. Słyszała kroki Harrego i rozejrzała się szybko po czterech ścianach sprawdzając, czy coś nie umknęło jej uwadze. Ciche ' kurwa ' które ociekało zimną furią zmroziło ją po czubek głowy, a po plecach przeszły jej dreszcze. Odwróciła się i zagryzła ze zdenerwowania dolną wargę wpatrując się w rozerwany, czarny materiał jej majtek.

      - Czy on... - słyszała niemą prośbę ku niebu w jego drżącym głosie w przerwanym pytaniu. I mimo, że nie do kończył zdania, Hermiona doskonale wiedziała o co pyta ' czy on cię zgwałcił? '. Zaśmiała się kwaśno i pokręciła głową. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, bo wiedziała, że ona sama ma spaczony sposób patrzenia na gwałt niż inne osoby.

        - I co ja mam Ci powiedzieć, Harry? Że od kilku lat godzę się na seks? Że leżę jak kłoda pod nim i pozwalam mu się dotykać, bo boję się... - urwała siadając na łóżku - Tylko to, że daję mu przyzwolenie na użycie mojego ciała nie znaczy, że tego chcę, że tego pragnę i jest mi przyjemnie. Więc powiedz mi Harry, czy on...


      Dwudziestoletnia Hermiona zmarszczyła nos czując zapach zgnilizny. Usłyszała ochrypły śmiech i poczuła niemiłosierny ból skóry głowy, gdy ktoś pociągnął ją na nogi za jej długie włosy. Krzyknęła, gdy poczuła pieczenie policzka po uderzeniu i zmusiła się na uniesienie ociężałych powiek, co wcale nie było łatwe, bo rzęsy były sklejone zaschniętymi łzami. Nareszcie kiedy jej się to udało, bursztynowe oczy rozszerzyły się ze strachu widząc niespokojną twarz Lucjusza Malfoya, który siedział przywiązanymi magicznymi linami do drewnianego krzesła. Stalowe oczy zawsze tak zimne i ukazujące pustkę, były pełne emocji.

Wina. Wściekłość. Smutek. Zmartwienie.

W głowie jej się zakręciło słysząc zachrypnięty głos mężczyzny, który kilkakrotnie próbował ją zabić, który przez ostatni rok zaczął się do niej przyzwyczajać i który był ojcem jej narzeczonego, i który już wkrótce miał zostać jej teściem.

      - Przepraszam, przepraszam... ja nie wiedziałem, przepraszam.

      - Lucjuszu, co się... - zamilkła, by wydobyć z siebie krzyk agonii. Znowu była w Malfoy Manor i wiła się na podłodze przed Bellatrix. Każda komórka jej ciała gotowała się, a skóra płonęła na jej ciele. Z ledwością łapała powietrze i już widziała czarne plamki tańczące przed jej oczami, kiedy zaklęcie zostało przerwane krzykiem byłego Śmierciożercy.

      - Zabijesz ją, głupcze!

      - Lucjuszu, mój drogi przyjacielu, ależ to o to chodzi! - dziewczyna próbowała skupić rozbiegane myśli i zidentyfikować głos, który była pewna, że już gdzieś słyszała. - Prosiłem cię, Lucjuszu, byś wywiązał się z naszej umowy...


Umowy... ? Coś jej to mówiło... Draco wspominał o tym, tylko kiedy? Jej rozmyślenia zostały przerwane przez szamotającego się Lucjusza z linami, które na ruch reagowały mocniejszym zaciśnięciem się. Po chwili owijały się wokół jego ciała tak mocno, że jego twarz zaczęła robić się niebieska od braku powietrza, a mimo tego dalej walczył.

      - Przestań! Przestań! - krzyknęła i sama zdziwiła się mocą swojego głosu. Nie chciała mieć śmierci swojego przyszłego teścia na swoich dłoniach i nie chciała jej widzieć, a co gorsze naprawdę nie chciała, by cokolwiek stało się starszemu mężczyźnie. Nie teraz kiedy Draco odzyskał ojca, który trzyletniego chłopca kładł do łóżka, opatulał kołdrą i czytał opowieści na dobranoc. Nie kiedy Narcyza w końcu się uśmiechała i wybaczyła wszystkie krzywdy jakie Lucjusz sprowadził na ich rodzinę. Nie kiedy była coraz bliżej zapomnienia mu każdej próby zabicia jej i jej przyjaciół. Głowa rodziny Malfoyów zaprzestał się ruszania, a kiedy liny po długich minutach rozluźniły swój nacisk na jego klatce piersiowej z głośnym świstem wciągnął tak upragnione powietrze.

      - Wypuść ją! Nie wolno ci jej zabijać. Draco nigdy tego nie zrobi, Silyen, nie ważne do czego sie posuniesz. 


      - Silyen? - zapytała zachrypniętym głosem, próbując przypomnieć sobie osobę o tym imieniu. Kiedy zza jej pleców wyłoniła się średniej wysokości sylwetka mężczyzny w ciemnych szatach, miała ochotę modlić się do Merlina i Boga. Znała tego mężczyznę, kilka razy groził Draco, że musi wywiązać się z umowy, którą zawarli jego rodzice, gdy ten był jeszcze dzieckiem.

        - Myślę kochaniutka, że Lucjusz może mieć rację. Więc zamiast zabicia cię, troszkę się pobawimy. Jeszcze kilka Cruciatusów, by upiększyć tą prześliczną, szlamowatą buźkę. - powiedział łapiąc ją za pod brudek i unosząc głowę zmusił ją, by patrzała w jego oczy. - Zrobimy Lucjuszowi darmowe show, którego nie zapomni do końca życia.


      Ponownie poczuła jak ból rozrywa jej ciało, a gardło zdziera się od nieprzerywanego krzyku. Z rozpaczą próbowała wyłączyć mózg, by nerwy odpowiedzialne za ból przestały działaś. Była to sztuczka o, której usłyszała jeszcze od Szalonookiego, ale jej czy nikomu bliskiemu kogo znała jeszcze to się nie udało. Przez mgłę widziała twarz Lucjusza, która była biała jak mąka, a usta poruszały się w krzyku, którego Hermiona nie słyszała. Skupiła się wystarczająco w bólu i zachrypniętym, pełnym bólu głosem wyszeptała, by przestał się ruszać. W jedenastosekundowej ciszy, jej cicha prośba łamała serce byłego Śmierciożercy i Lucjusz zaczął
błagać starego przyjaciela, by zostawił dziewczynę w spokoju. Zaczął składać obietnice, których nie wiedział jak dotrzyma. Zakamarki jej umysłu wypełnił maniakalny śmiech, a po chwili dusiła się gorącym, gęstym jak smoła eliksirem. Bursztynowe oczy wypełnił ból poparzonego gardła od eliksiru, którym powietrze w piwnicy dalej śmierdziało niemiłosiernie. Nieprzyjemne uczucie bujającej się zawartości jej żołądka i zwymiotowała na podłogę przed sobą. Pokój wypełnił rozwścieczony krzyk Lucjusza, by drugi czarodziej nie robił tego, co zamierza. Czując mdlący eliksir, który rozpoznał właśnie po zapachu, blond włosy mężczyzna doskonale wiedział do czego się przyczynił odciągając Silyena od morderstwa dziewczyny. Widząc wypełnione łzami oczy Hermiony, które odlatywały do tyłu jej głowy, Lucjusz zaczął ponownie walczyć z więzami. Widząc, co się dzieje, szarpał się tak mocno, że rozerwał więżące go liny i rzucił się na drugiego mężczyznę.

      - Stupefy! - niebieski strumień światła uderzył w ramię Lucjusza, który zastygł i z głuchym dźwiękiem uderzył o posadzkę. Silyen podszedł do czarodzieja i obrócił go tak, by widział doskonale Hermione ponownie wijąca się po długim Cruciatusie. - Teraz bądź grzeczny.

      Hermiona przez długi czas wpatrywała się w sufit ciemnej piwnicy. Koło jej głowy leżała pusta fiolka z resztką mikstury na jej brzegach. Dalej jeśli by spojrzała zauważyła by nieruszające się ciało Lucjusza Malfoya, ale nie mogła się zmusić by to zrobić. Bała się, że kiedy go zobaczy to wtedy wszystko w nią wsiąknie i nie będzie logicznie myśleć. Z zamyśleń wyrwała ją gasnąca świeczka, która była jedynym źródłem światła. Hermiona z trudem uniosła się na kolanach i podeszła do Lucjusza, który od pół godziny nie mógł nawet mrugnąć oczami i wciąż się w nią wpatrywał. Czuła jak robi się jej nie dobrze, gdy położyła rękę na ramieniu mężczyzny i odwróciła zaklęcie unieruchamiające. Z bladych ust wyrwał się szloch, stalowe oczy tonęły w nadmiarze łez, które do tej pory nie mogły wypłynąć z kanalików ocznych, a silne ramiona zacisnęły się na jej obolałym ciele. Nim zdążyła zamknąć ociężałe powieki, usłyszała dźwięk teleportacji i zobaczyła znajome ściany domu Harrego w Dolinie Godryka. 


      Harry i Hermiona wyrwanie ze wspomnień, odwrócili się na dźwięk szuranie stóp po jasnych panelach i już po chwili w ich zasięgu wzroku był wrak czarodzieja w postaci Rona Weasleya. Rudzielec stanął widząc przyjaciela w progu jego sypialni z rozerwaną bielizną jego żony, a za nim kobietę. Na usta zawitał złośliwy uśmieszek, który powiększył się po oskarżycielskim pytaniu Harrego.

       - Co. To. Kurwa. Jest?!

     - Dlaczego? Zawsze mówiłem Ci, że Malfoy miał rację, nasza Hermiona to diablica w łóżk..! - nim Ron skończył wymawiać ostatnie słowo poczuł prawy sierpowy Aurora. Syknął plując krwią, oblizał usta, wypluł ukruszony kawałek zęba i się zaśmiał. - Wyjdź - powiedział spokojnie z wyższością patrząc na Hermionę. - Mam nie dokończone sprawy z moją żoną.

      - Po moim trupie! / Harry nigdzie nie idzie, Ron!

      - Lyra wróciła o piątej nad ranem do domu i zaraz wyszła. Nasienie diabła.

      - Zamknij się! Nie mów tak o niej! Obiecałeś ją kochać jak własne dziecko, Ron! Dlatego dałam się namówić na ślub. Wiedziałeś kim jest jej ojciec i chętnie dałeś jej swoje nazwisko!

      - I tego żałuje po dziś dzień! Moje czysto-krwiste nazwisko skalane przez taką puszczalską szmatę jak jej matka!

       - Zamknij się, zamknij się! - krzyknęła Hermiona uderzając ręką o materac łóżka. Harry zacisnął pięści licząc w myślach do dziesięciu próbując opanować emocje, które kazały mu trzepnąć swojego przyjaciela jeszcze raz. - Zawsze to mówisz! Ale dla twojej wiadomości twoje nazwisko jest skalane, jest nazwiskiem zdrajców krwi! - krzyknęła, a Harry odwrócił się by spojrzeć na Hermionę. Stała trzęsąc się, a policzki pokrył czerwony rumieniec złości i z oczu leciały błyskawice. Odwrócenie się plecami do Rona nie było mądrym posunięciem, bo przegapił szybkie przesunięcie się mężczyzny z początku pokoju, do środka gdzie stała była Gryfonka. Po pokoju rozniósł się plask, gdy duża ręka z szybkością i mocą złączyła się z delikatnym policzkiem kobiety. Z pomiędzy pełnych ust wydobyło się delikatne sapnięcie, a na policzku powstała rysa od złotej obrączki. Kobieca ręką dotknęła skaleczenia i z nienawiścią przyjrzała się swojemu mężowi i spokojnie szepnęła. - Masz... masz się wynieść.

        - Oszalałaś? Nie możesz mnie wyrzucić z mojego mieszkania!

   - Mieszkanie jest Miony, Ron. Teraz wyjdź, albo cię zabiorę sam, ale wprost do ministerstwa na dobę do aresztu. Może zmądrzejesz. - nic już nie było powiedziane, a jedynym odgłosem była spadająca obrączka damska i zamykających się drzwi windy.


      Po długich pięciu dniach Lyra w końcu stanęła na peronie 9 i 3/4 stacji King's Cross. Dłonie miała zaciśnięte na ramieniu Jamesa, który spędził z nią bez chwili przerwy ostatnie dni. Od rana do wieczora i od wieczora do rana. O koło południa dnia, którego wyleciał Olly w mieszkaniu chłopaka pojawiła się jej mama z Harrym. Lyra od razu zauważyła czar Glamour na twarzy jej matki, ale widząc spojrzenie Harrego odpuściła sobie serie pytań i dała się przytulać wykończonej kobiecie. Przez godzinę jej ciałem wstrząsał silny płacz i bujała się na boki w ramionach jej kochanej mamy. Jej zielone oczy, jak i te bursztynowe tonęły we łzach, a uszy wypełniał cichy głos, który śpiewał jej kołysanki, gdy była dzieckiem. Małe dłonie gładziły ją w uspokajającym geście po plecach, a z jej gardła wydobywała się czkawka. Mama długo ją przekonywała, by wróciła do domu, ale Lyra nie chciała wracać do mieszkania gdzie dopiero, co porządnie pokłóciła się z Ronem. Normalnie te ostatnie dni przed szkołą spędziła by u Corbina, ale jak zawsze przed powrotem do szkoły, jego rodzice przylatywali z Francji, by spędzić trochę czasu z synem. Tak więc wieczorem tak jak mama obiecała, Hugo przywiózł taksówką jej kufer szkolny, który nie miał dna. James obrócił ją w lewą stronę gdzie stała reszta rodziny Potterów i mama z jej rodzeństwem. Z daleka było widać rodzinę z jasnymi włosami kierującą się tak jak oni w ich stronę. Koło Scorpiusa z uśmieszkiem na ustach szedł Corbin wymachujący energicznie rękoma i Lyra mimo wszystko szeroko się uśmiechnęła, gdy czekoladowe oczy spoczęły na jej osobie. Wyrwała się kuzynowi i rzuciła w ramiona dredziarza, która obrócił się z nią do okoła, próbują ją rozbawić.

      - Stęskniłam się, małpo! - powiedziała całując szorstki policzek Ślizgona. - Nie odwiedziłeś mnie ani razu!

      - Chciałem byś miała trochę czasu sam na sam z Jamesem. Mnie będziesz miała przez cały czas w szkole, a twój ulubiony kuzyn zaczyna trening na Aurora, biedak jeśli mnie pytasz! - ostatnie zdanie krzyknął czym zasłużył sobie na mukę od syna Pottera i śmiech wszystkich dookoła.

       - Jaki wspaniałomyślny, nie sądzisz Jamie?

      - O tak, bardzo. Dzięki stary, pocałował bym Cię, ale boję się, że złapię jakąś opryszczkę, nigdy nie wiadomo gdzie wpychasz swoje wielkie usta. - Lyra jako jedyna parsknęła śmiechem wraz ze Scorpiusem, co wywołało chwilowo niezręczną ciszę w śród młodzieży, po czym Malfoy patrząc na byłego Prefekta Naczelnego Hogwartu powiedział.

       - Ja niestety wiem, przeleciał tą laskę, która mnie wylicytowała! Czaisz? Zapłacić za takie ciało jakie mam - powiedział Scorpius z udawanym żalem w głosie, przejeżdżając dłońmi w górę i dół, by pokazać swoje idealne ciało - i chcieć iść tylko na lody, by później przespać się z moim kumplem.

      - Jaka licytacja?/ Naprawdę?! - powiedzieli równo Draco Malfoy i Harry Potter, czym wywołali śmiech.

         - Bar Lyry zarobił na twoim synu niezłą sumkę. Jest wart osiemset funtów! - powiedział Harry szczerząc zęby do kręcącego głową potomka byłego Ślizgona. Kiedy Wybraniec przestał mówić z ust siedemnastolatka wydobyło się ' na brodę Merlina ' ale jego ojciec wogóle nie zwrócił na niego uwagi. Stalowe oczy przypatrywały się drobnej dziewczynie przytulonej do boku chłopaka w dredach, przez chwilę podtrzymała jego spojrzenie nim mrugnęła zrezygnowana i spojrzała na czubki swoich czerwonych Conversów. Wyswobodził się z uścisku żony i podszedł te kilka kroków do pary.

       - Draco Malfoy, mam wrażenie, że ostatnim razem jak się widzieliśmy bardzo zależało Ci na byciu gdzie indziej niż w księgarni. - powiedział, a jego głos był pełen rozbawienia.

      - A kto by nie był ? - mruknęła Lyra łapiąc wystawioną rękę w swoją dłoń i krzywiąc się powiedziała. - Lyra Weasley.

       - Interesujący wybór imienia, Granger. - powiedział do kobiety, której spojrzenie czuł na swojej osobie. Potrząsnął delikatnie ich złączonymi dłońmi i kiedy spojrzał w zielone oczy dziewczyny na chwilę stracił wątek, co chciał powiedzieć. Jej oczy były takie Potterowskie. Potrząsnął głową i puścił do niej oczko. - Ciasteczko, co? - zapytał, a młoda kobieta stojąca przed nim jęknęła czerwieniąc się po cebulki włosów. Za sobą usłyszał śmiech swojego syna i reszty młodych chłopaków - Zdecydowanie się z tobą zgadzam, w końcu jestem Draco Malfoy, ale myślę, że mój syn jest moją kompletną kopią, Lyro. - dopowiedział i pocałował Ślizgonkę w dłoń, którą wciąż trzymał w swojej.

      - Oh Merlinie! Nie myślałam, że pana jeszcze spotkam! - jęknęła zrozpaczona.

   -  Więc nie jestem ciasteczko? - zapytał ze śmiechem, co jeszcze bardziej wywołało falę śmiechów. Dziewczyna przechyliła głowę na bok, a przydługa ruda grzywka przykryła jej soczyste spojrzenie. Na usta wpełzł jej szeroki uśmiech

      - No oczywiście, że jest pan, w końcu jest pan Draco Malfoy, inaczej być nie może! - powiedziała, po czym podeszła do niego i szepnęła tak by nikt oprócz jego nie słyszał. - Ja też tak myślę, ale niech mu pan tego nie mówi, w głowie mu się poprzewraca. - nie czekając na jego odpowiedź, wycałowała rodzinę w policzki i wbiegła do pociągu, a za nią powlekł się Corbin z dwoma kuframi.
   
      - Scorpiusie, lubię tą dziewczynę. - powiedział Draco wracając do swojej żony. Kątem oka widział jak Harry całuje swoją czternastoletnią córkę i coś jej mówi na ucho.

       - Dobrze, że nasza rodzina nie praktykuje już aranżowanych małżeństw, bo tylko w ten sposób ' lubię tą dziewczynę ' miało by dla mnie jakiekolwiek znaczenie - mruknął Scorpius podwijając rękawy zwykłej bluzki do łokci. Wywrócił oczami na nieprzychylne spojrzenie swojego ojca i podszedł do pięknej, wysokiej kobiety w długich do pasa włosach. Ich czarny kolor ładnie współgrał z śnieżno białą cerą i krwisto czerwonym kolorem szminki na ustach, i letniego płaszczyka przed kolano w tym samym kolorze. Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Mimo tego, że Astoria była wysoką kobietą i posiadała małe szpilki na stopach, syn ciągle ją przewyższał kilkoma centymetrami. Schował twarz w lśniące włosy i wciągnął cytrusowy zapach perfum, który uwielbiał.

      - Bądź grzeczny Scorpiusie, to twój ostatni rok i nie chcę z tatą widzieć żadnego negatywnego listu od żadnych nauczycieli, a już zwłaszcza od dyrektorki, dobrze? - zapytała kobieta starając utrzymać emocje w rydzach. Chłopak tylko kiwnął głową. - Mój drogi chłopiec ostatni raz idzie do  szkoły! Mam nadzieję, że ten rok da ci duży wachlarz możliwości, skarbie.

       - Wiem, mamo. - Scorpius odsunął się od rodzicielki i odwrócił w stronę ojca. Z uśmiechem na ustach obydwoje zarzucili swoje ramiona wokół siebie i Draco poklepał syna po plecach. - Sprawię, że będziecie ze mnie naprawdę dumni na koniec roku, tato.

Draco poczuł nie miłe uczucie. Mimo tego, że już dawno wyrósł z wiecznego pragnienia zadowolenia swojego ojca, i mimo tego, że Lucjusz się zmienił, Draco poczuł smutek. Będąc w związku z Hermioną, raz czy dwa razy naszli na temat dzieci i Draco wiedział tylko jedno- nigdy nie chciał, by jego dziecko czuło to samo, co on i było wychowywane jak on. Dlatego obiecał sobie dać swoim dzieciom czy dziecku wszystko to, czego on nie miał. Miłość. Bezpieczeństwo. Szczęście. Nauczyć poczucia wartości, akceptacji. I dalej tego chciał. Chciał, by Scorpius wiedział, że zawsze może na niego liczyć, żeby wiedział iż nie potrzebuje być najlepszym uczniem w szkole, grać i wygrywać mecze Quidditcha, czy być prefektem, by mieć jego uwagę i miłość. Chciał, by wiedział, że ma ją bezwarunkowo i nie ważne jak małe rzeczy osiąga, zawsze ma jego dumę. Bo był jego synem, synem, który pierwszym krzykiem, pierwszym nieświadomym uśmiechem sprawił, że jego szary świat nabrał kolorów.

      - Scorpius - powiedział łapiąc chłopca za ramiona i patrząc intensywnie w identyczne oczy jak jego. - Ja już jestem dumny. Może nie mówię ci tego codziennie, ale zrobiłeś ze mnie dumnego ojca swoim pierwszym krokiem, pierwszym Wybitnym z Eliksirów czy zostaniem Prefektem Naczelnym. Nie ważne co, zawsze będziemy dumni, bo jesteśmy twoimi rodzicami, Scorpiusie.

Scorpius zapatrzył się w twarz mężczyzny ozdobioną dwu-dniowym zarostem. Zamrugał kilkakrotnie oczami, a na jego usta wpłynął szeroki uśmiech. Nie zwracając uwagi na to, że kumple z domu węża mogą go wyśmiać rzucił się mężczyźnie w ramiona.

      - Kocham cię, tato.

      - I ja ciebie synu, a teraz wskakuj do pociągu, bo pojadą bez ciebie. Pisz!


      Lyra już od godziny siedziała sama w przedziale. Rubin z Albusem i Malfoyem poszli na spotkanie prefektów, a Corbin poszedł po coś słodkiego i zginął. Zapewne znalazł sobie jakąś dziewczynę na umilenie czasu, zwłaszcza, że ona sama nie była najlepszym towarzystwem. Lyra zdawała sobie z tego sprawę i dlatego była tak bardzo wdzięczna Jamesowi za wzięcie urlopu od kserowania danych z archiwum, z biura aurorów. Mimo tego, że jego trening nie zaczynał się do października, od zakończenia szkoły pracował w departamencie przestrzegania prawa i robił wszystko, co ktoś mu kazał. Kopiował, przepisywał, wysyłał, parzył kawę i latał po obiady. Za to przez pięć dni siedział z nią na kanapie w jego kawalerce oglądając w kółko jej ulubiony film "Szkoła Uczuć", który tak bardzo przypominał jej sytuację z Olim, że ryczała jak bóbr. Jedli same litrowe lody i chyba znają już wszystkie możliwe smaki, zajadali się pizzą na kolację i kebabami na obiad. Oprócz tego było dużo przytulania, zwłaszcza, gdy szli spać i Lyra nie mogła zasnąć, najstarszy syn Wybrańca kład się z nią, mocno obejmował i opowiadał śmieszne historie z pracy. Dziewczyna dużo śmiała się przez płacz i godzinami opowiadała o Olivierze, a James słuchał i ani raz nie kazał jej się zamknąć. Do tego ta kłótnia z Ronem i okropny widok jej mamy. Dziewczyna dalej nie wiedziała dlaczego jej mama miała Glamour czar na twarzy i z niezadowoleniem zdawała sobie sprawę, że już się nie dowie.

      Dziewczyna sięgnęła album ze zdjęciami, gdy drzwi do przedziału się otworzyły i do środka wsunęła się jasna czupryna włosów. Niebieskie oczy zlustrowały ją z góry w dół, po czym zatrzymały się na pustych kanapach. Niezręczne chrząknięcie.

       - Corbin?

      - Poszedł po słodycze - powiedziała Lyra wstając na kanapie i chowając z powrotem zdjęcia do kufra. Za żadne skarby świata nie będzie oglądać jej szczęśliwych chwil z Ollym w obecności Malfoya. Tak jak w tych przewidywalnych filmach, pociągiem zatrzęsło i straciła równowagę. Przed upadkiem została uratowała przez ciepłą dłoń pchającą ją do przodu, spokojnie spoczywająca nisko na jej plecach. Złapała się oparcia siedzenia i odwróciła przodem do chłopaka. Patrzał na nią z wysoko uniesioną jedną brwią, gest tak podobny do jego ojca w księgarni i lekkim uniesieniem jednego kącika ust. Policzki piekły ją od wielkiego rumieńca, a ona wciąż trzymała spojrzenie tych oczu. Były szare, ale w dobrym odcieniu światła wydawały się mienić srebrem, co Lyra odkryła już dawno temu. Na obrzeżach były ozdobione pierścieniem bladego błękitu, który sprawiał, że przy uważniejszym przypatrywaniu się, oczy łagodniały. Niestety nie dużo ludzi o tym wiedziało, bo Scorpius nie był osobą, która lubiła trzymać z kimś długo kontakt wzrokowy. Własnie dla tego, Lyra nie pozwoliła sobie na odwrócenie w stronę okna, zmusiła się do patrzenia w jego twarz. Oczy ozdabiały długie, jasne rzęsy, które na końcówkach były figlarnie podwinięte, co nadawało jego nieprzenikliwemu uroku złego chłopca trochę filuterii. Oczywiście jedyna rzecz, która mogła ją bez problemu zahipnotyzować, do czego córka Hermiony Granger przyznawała się z bólem serca, była rzeczą, której chłopak w sobie nie za bardzo lubił.  Uważał, że nie wygląda przez nie zbyt poważnie. Wymianę spojrzeń zakończyło wtargnięcie Albusa, Rubin, Corbina z Lily i Rose. Lyra speszona odwróciła głowę w bok, udając, że przemijający widok sprawiał jej niezwykłą przyjemność, co spotkało się z niezwykłą wesołością Malfoya.

      - W czymś przeszkodziliśmy? - zapytała Rubin siadając koło przyjaciółki i szturchając ją łokciem. Lyra jęknęła, a chłopak dalej się śmiejąc zaprzeczył ruchem głowy. Lyra odgoniła od siebie ręce Rubin i z wyrzutem spojrzała na chłopaka w dredach. Stał luźno oparty o wejście do przedziału ustępując miejsca Lily i wogóle nie spuszczał z niej wzroku. Nerwowym tikiem zassał dolną wargę chowając dwie srebrne kulki, a czoło miał zmarszczone w zamyśleniu. Notując sobie w głowie, by poważnie porozmawiać z przyjacielem, Lyra odwróciła się do trwającej rozmowy między jej kuzynostwem i siostrą. Sama tak jak Malfoy i Corbin, nie odzywała już do końca podróży.


      Hermiona zamknęła za sobą drzwi do jej prywatnego dormitorium połączonego z gabinetem ze świstem. Schyliła się by ściągnąć czerwone szpilki, po czym zsunęła z ramion ciemną szatę sięgającą jej za kolana. Powiesiła ją na swoje miejsce i rzuciła na łóżko. Machnięciem ręki przywołała do siebie butelkę whisky ze szklanką, do której wlała bursztynowy alkohol. Zakręciła nim wokół ścianek szkła i wzięła upragniony łyk na uspokojenie nerwów.

     Ron ani razu nie przyszedł do domu z czego się niezmiernie cieszyła. Zdecydowanie potrzebowała te kilka dni bez kłótni, w ciszy i spokoju. W między czasie młodsze dzieci wypytywały ją gdzie jest ich ojciec i za każdym razem jak odpowiadała ' dziś go nie będzie ' widziała jak przygaszone oczy Hugo rozjaśniają się, a Rose udawała się do pokoju. Wczorajszego wieczora miała poważną rozmowę z Harrym, który domagał się jej, od dnia wyrzucenia Rona z domu. Z lekką obawą powiedziała mu wszystko, co się działo za zamkniętymi drzwiami nerwowo przyciskając do swojego ciała ozdobną poduszkę. Głos jej się momentami łamał i kiedy wracała pamięciom do wydarzeń z przed lat, tonęła w silnych ramionach jej brata. Po zapewnieniach Harrego długo siedzieli przed kominkiem w, którym mimo końca wakacji tlił się czerwono-złoty ogień, słuchając płyt winylowych. Hermiona na palcach jednej ręki mogła policzyć ilość 'ich chwil' w tych kilkunastu latach, które spędzili w swoim towarzystwie rozmawiając o ważnych rzeczach i kobieta wiedziała, że to wszystko jej wina. Kilka lat po ślubie z Ronem, kiedy zaczął rządzić Departamentem Magicznych Gier i Sportów, zaglądać w kieliszek i pokazywać swoje drugie ja, Hermiona odcięła się od najbliższych chcąc zachować rodzinę dla jej dzieci. Z czasem Ron zaczął bawić się jej głową i chociaż w głębi siebie wiedziała, że to co robi i mówi mężczyzna nie jest prawdą, była Gryfonka się poddała. Dała się z manipulować, chociaż była Najbystrzejszą-Uczennicą-Jej-Ery. Pozwoliła, by zatruł jej umysł kłamstwami, chociaż umiała wyłapać najmniejsze kłamstwo. Pozwoliła, by jej groził używając do tego jej córki, a była przecież z Domu Gryffindora, który był znany z odwagi. Pozwoliła latami na tortury psychiczne i fizyczne, chociaż wiedziała, że wystarczyło jedno zaklęcie by się obronić i nawet nie musiała używać do tego różdżki. Hermiona jak przystało na najlepszą uczennicę umiała prawie bezkresną magie bez pomocy magicznego patyka. To, co ją najbardziej zdziwiło, to zachowanie jej szesnastoletniego syna. Kiedy z Harrym rozpoczęli spożywać zamówione chińskie jedzenie, Hermiona zauważyła Hugo stojącego w progu kuchni z zamrożoną ręką w powietrzu, ściskającą szklankę tak mocno, że palce dłoni były białe.

     - Hugo? - widząc wachlarz emocji pochłaniający jego twarz, Hermiona wstała i szybko zmniejszyła dzieląca ich odległość. Mokre oczy, mocny uścisk i zapomniana szklanka roztrzaskana na panelach- to wszystko było nie ważne.
  

        - Tata... on naprawdę? To... to wszystko praw... - Hermiona mocniej zacisnęła ramiona rozumiejąc, co spowodowało niepokój chłopaka. Wybraniec także rozumiejąc, że rudzielec podsłuchał ich rozmowę, teleportował się do domu.

        - Skarbie... - szepnęła kobieta.

     - Ja... przepraszam, mamo! Przepraszam, że się odwracałem, że udawałem, że nic się nie dzieje... Myślałem... myślałem, że to zwykłe kłótnie. - Hugo zacisnął pieści na materiale bluzki kobiety, powstrzymując łzy przed wypłynięciem.

     - Skarbie... - dźwięk pociągnięcia nosem rozniósł się po pomieszczeniu - Nie płacz. Nie uważasz, że my, Weasleye za dużo ostatnio płaczemy? - zapytała, czym wywołała cichy śmiech chłopaka.

      - W
ybaczysz mi kiedyś?

   - Wybaczę Ci wszystko, Skarbie - pogłaskała chłopca po rudej czuprynie włosów i odsunęła do siebie patrząc mocno w błękitne jak niebo oczy - Jestem twoją mamą, a ty jesteś tylko dzieckiem. Nawet jeśli jesteś wyższy, gdy mam obcasy.
 
     
Dziesiejsze spotkanie z Draconem wyczerpało jej nadszarpniętą psychikę, nawet jeśli to nie z nią rozmawiał. Mimo zażenowania u Lyry, nauczycielka Eliksirów zobaczyła coś jeszcze. Kącik bladych ust uniesiony nieznacznie w górę i rozświetlające spojrzenie iskierki tańczące w oczach. Pomyśleć, że gdyby nie popełniła tyle błędów, gdyby posłuchała próśb Harrego i rad Lucjusza... Lyra mogła by mieć ten błysk w oku zawsze przy rozmowach z tatą. Jej córka zawsze chciała być księżniczką taty, ale Ron nigdy jej tego nie dał. Nie dał jej miłości, którą obiecał ją obdarować i jak była mała, sprawiał raczej, że z jej pięknych oczy leciały słone łzy. Przez całą podróż Hermiona zastanawiała się o czym Draco i jej córka naprawdę rozmawiali i kiedy się spotkali. Do tego martwił ją fakt, że mężczyzna zwrócił uwagę na imię dziewczyny. Jeśli Draco zechce poskładać puzzle i uprze się,  by dokopać się do prawdy, dobrze wiedziała, że to zrobi. Jako jedenastolatek był ambitny i dostawał to co chce i z biegiem czasu wcale się to nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, ta żądza tylko urosła w siłę, dlatego ukończył trening na Uzdrowiciela z najlepszymi wynikami na przekór Magicznej społeczności i zarządza siecią firm rozrzuconymi po całej kuli ziemskiej nie tylko w magicznych częściach, ale także w świecie mugoli. Draco pracował w Świętym Mungu tylko przez dwa lata i był tak cholernie dobry w tym co robił, że zyskał szacunek innych wysoko postawionych Uzdrowicieli, nie tylko z Anglii. Hermiona słyszała, że był wspaniały z dziećmi i kiedy w Mungu mieli ciężkie przypadki wzywali go na konsultacje, za co nie brał żadnego wynagrodzenia, a mało tego opłacał całkowite leczenie małego pacjenta. Rodzinna firma, którą poskładał do kupy w ciągu tych dwóch lat bycia pełnoetatowym Uzdrowicielem, zajmowała się wszystkim i była warta biliony. Stał się nową, ulepszoną wersją Ślizgona, który oprócz cech pożądanych w domu Slytherina, posiadał inteligencję wartą Krukona, lojalność i odwagę Gryfonów nabytą z wojną oraz przestał być wierną kopią swojego ojca, a za to pokazał światu swoją prawdziwą twarz przez, co zyskał w oczach ludzi. Oczywiście dalej był aroganckim dupkiem kiedy chciał, irytującą fretką z wielkim ego, myślącym, że może wszystko- w końcu to Draco Malfoy.


     Patrząc w sufit, Hermiona zdała sobie jak wielki błąd popełniła odchodząc od miłości swojego życia. Przez ostatnie lata widywała go bardzo rzadko, a jeszcze rzadziej zamieniali między sobą jakieś słowa. Dzisiejszy widok jak rozmawia z Lyrą, która mogła by być jego upragnioną córką, sprawiła, że zrobiło jej się ciepło na sercu. Sprawiło, że zdała sobie sprawę jak była głupia i, co straciła na własne życzenie. 

____________________________________

Po małej przerwie wracam z kolejnym rozdziałem dla Was : ) Troszkę się go obawiam, przez początek - jak zareagujecie na Ginny - oraz końcówkę. Także czytajcie i piszcie, co myślicie! Jak zawsze, jeśli są błędy, to bardzo za nie przepraszam. Jednakże dzisiejszy tekst jest sprawdzony przez Rzan, kochana duszyczka, jeśli mnie spytacie! I nie zwracajcie uwagi na paragrafy przy rozmowach, coś mi się zepsuło. Nie wiem kiedy będzie następna część, bo zaczęłam kurs, który zabiera mi większość dnia, także do usłyszenia! Buziaki!  :*
PS: Oliwio, była byś zainteresowana może być betą?


12 komentarzy:

  1. Ahh... Co ja mam napisać?
    Trochę się gubiłam co się dzieje w jakim czasie, ale to raczej przez moje roztargnienie. Nie rozumiem idei pogrubiania i używania kursywy tak często, i w tak różnych znaczeniach. Dla mnie trochę tego za dużo i powoduje dekoncentrację przy czytaniu.
    Co do samej treści... Absolutnie nie jestem negatywnie nastawiona do Ginny, choć mam nadzieję, że ocieplisz jej wizerunek. Chciała choć odrobiny szczęścia dla siebie, a Harry to Harry, wolał zająć się wszystkimi wokół, tylko nie sobą i swoją przyszłą żoną.
    Na temat Rona się już chyba wypowiadałam wcześniej. Więc nie muszę powtarzać, że coraz bardziej mnie drażni i irytuje.
    Młode pokolenie, widzę, świetnie się bawi. Jestem ciekawa, jak wygląda ich życie w Hogwarcie. Szkoda trochę, że w każdym zachowaniu doszukują się podtekstów... cóż, z drugiej strony, tak przecież wygląda większość dzisiejszej młodzieży...
    A pokolenie starsze... im dłużej nad nimi myślę, tym bardziej rzuca mi się w oczy ilość niedomówień, przemilczeń i kłamstw w które są uwikłani... Chyba nie powinno być tego aż tak wiele, bo czasem odnosi się wrażenie, że są dla siebie całkiem obcy (poza Harrym i Hermioną).

    Chyba tyle. Czekam na dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fragment, który jest cały zrobiony kursywą jest wspomnieniem Hermiony. Idea pogrubienia albo kursywa pojedynczych słów, albo zdań mam z czytania angielskich opowiadań. Nie wiem czy zrozumiałaś, ale kiedy Harry rozmyśla o Ginny i są tam w kursywie zdania, to są rzeczy, które powiedziała Ginny, albo Harry. Inne pojedyncze słowa, albo dwa zaznaczone kursywą ( albo pogrubione jak we wspomnieniu ) są podkreślone, by czytelnik zwrócił na nie uwagę. Np. jak z sercem Lucjusza. Lucjusz jest znany jako zimny czarodziej, nienawidzący magicznych dzieci z rodzin mugolskich, służący Voldemordowi i nie dbający o rodzinę - zazwyczaj. Uznawane jest, że nie ma serca, ale u mnie ma i dla tego to słowo jest podkreślone.

    Nie wiem jeszcze o Ginny. Dla mnie to poprostu było egoistyczne, widzę ją jako zazdrosną zawsze o Hermionę, małą dziewczynkę. Teraz kiedy Hermiona odcieła się od wszystkich, Ginny swoją zazdrość przeniosła na Lyre. I nie wiem czy zwróciłaś uwagę, ale Ginny namówiła, go na ślub. Do tego, Ginny wiedziała, że Hermiona jest siostrą dla Harrego, jego rodziną, a chciała ja ze wszystkim zostawić samą. A jak by chodziło o Rona? Georga? Harry nie kazał by jej odpuścić sobie rodzinę.
    Na przykład jakich podtekstów? ich życie w Hogwarcie będzie ciężkie do opisania, już mam blokadę ! :D
    Starsze pokolenie... trafiłaś w to idealnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fragmenty kursywą rozumiem, bo tak się często robi.
      Aaaa. Nie czytam angielskich opowiadań, bo, cóż, średnio rozumiem. Ale skoro tak, to okay. Na przyszłość będę wiedzieć : )

      Lyra jest córką Malfoy'a, więc mnie nie dziwi, że Ginny "niezbyt ją lubi". Trochę przesadza, owszem (namawianie na ślub to niezbyt dobry pomysł), ale nie zasłużyła sobie na niewiedzę o tak wielu sprawach. Myślę, że gdyby znała CAŁĄ prawdę o WSZYSTKIM od początku, to byłaby nastawiona inaczej. Po prostu jej współczuję.
      Harry... Wydawało mi się zawsze, że na pierwszym miejscu stawiał dobro wszystkich wokół, a później swoje. Nie do końca chciał dopuścić szczęście do siebie, kiedy inni go nie mieli. Nie spodobało mi się jego zachowanie. Bo żonie/narzeczonej powinien powiedzieć prawdę. Wtedy byłoby inaczej... "uszczęśliwiłby" resztę świata, ale również siebie i swoją przyszłą rodzinę.

      Kto z kim kręci, kto się ma ku komu itd. Ale może ja już mam spaczony umysł na to i wszędzie mnie takie rzeczy rażą.
      Życzę powodzenia, bo na prawdę zabrałaś się za coś trudnego! A w Hogwracie będzie zabawnie, bez wątpienia : )

      : )
      Niech się wszystko powyjaśnia ;p

      Usuń
  3. Właśnie, Ginny nie powinna mieć takie nastawienie jeśli myśli, że to córka Malfoya, bo jak byli na ósmym roku ( Draco i Hermiona ) a ona na siódmym, to się razem kolegowali i mieli ciepłe stosunki.
    Harry nie mógł powiedzieć Ginny prawdy, bo to co się zdarzyło jest tajemnicą, którą zna tylko Hermiona, Lucjusz i Silyed. Później wyjaśni się dlaczego, więc musisz poczekać :D

    Nie wiem czy zwróciłaś uwagę, ale ku sobie mają się Corbin i Lily, co nie jest łatwe dla chłopaka, bo jest ona za młoda dla niego.

    Ojjj, wiem! Mam nadzieję, że podołam i nie zepsuję tego opowiadania. Pomysł powstał kiedyś i są nie które wątki, których nie jestem pewna czy powinnam użyć, czy nie będzie po prostu za dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nadal uważam, że Ginny tak się zachowuje dlatego, że przemilczano przed nią prawdę. A jak najlepiej się "wyżyć" jak nie na źródłach problemów?
      Ja rozumiem. Tym tłumaczę jej zachowanie.

      Zwróciłam. ; )

      Nie zepsujesz : )

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo ! : ) Mam nadzieję, że resztę także przeczytasz :)

      Usuń
  5. Daj mi trochę talentu na urodziny. Proszę!
    Cudowny rozdział *.*
    Buziaki,
    Livienne

    OdpowiedzUsuń
  6. To co zwykle pominę, ale...wkurza mnie niesamowicie przecinek przed słowem "który" w takich zdaniach "Obrócił się w stronę wejścia do kuchni i tam stał jeden z trzech powodów dla, których męczył się dalej w swoim związku". No musiałam to napisać :P Poza tym, nie wiem, czy moją opinią powinnaś się kierować, ale mam odczucie, że w tym opowiadaniu za dużo się dzieje :( dobrze jak fabuła jest rozbudowana, ale nie należy z tym przesadzać ;/ tak jakoś sporo tych wątków pobocznych, jakbyś chciała opisać dosłownie wszystko, nawet to, co można wyjaśnić jednym zdaniem wypowiedzi kogoś kogo już znamy, nie wprowadzając nowej postaci tylko po to :) Ale to tylko moje fanaberie :) Ginny #taka sucz, wreszcie nie "bestfriend Mionki", zazdrość u nich jest rodzinna, mają zakorzenione uprzedzenia. Cieszę się, że tak to opisujesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, i nie "pierw" tylko "najpierw", wiem, że to może być zapożyczone z gwary regionu, ale irytuje :P

      Usuń
    2. P.S. wcześniej pisałaś, że majtki Hermiony były białe, a tu piszesz, że czarne :/

      Usuń
  7. Mój problem z przecinkiem i który też się już poprawił! : D A co do majtek i ich kolorów, tak to jest, gdy pisze się rozdziały na raty i z taką dużą odległością czasową pomiędzy. Mnie samej tyle pobocznych wątków się podoba, nie rozumiem do końca o co chodzi z tym " ak jakoś sporo tych wątków pobocznych, jakbyś chciała opisać dosłownie wszystko, nawet to, co można wyjaśnić jednym zdaniem wypowiedzi kogoś kogo już znamy, nie wprowadzając nowej postaci tylko po to " więc jak byś mogła rozwinąć swoją wypowiedź :D

    OdpowiedzUsuń