15 mar 2015

CHAPTER 6


If there is such a thing as a good marriage,
it is because it resembles friendship rathen than love.



Dormitorium za czerwonymi drzwiami niczym nie przypominało swojej właścicielki. Kiedy sypialnia w mieszkaniu ukazywała jej wrażliwą i delikatną stronę, pokój w Hogwarcie przez siedem lat nie zostało zmienione w żaden sposób . Ściany były w kolorze butelkowej zieleni, na przeciw wejścia było namalowane godło Hogwartu obowiązkowo z mottem szkoły “Draco Dormiens Nunquam Titilandus“, które Lyra uwielbiała. Na tej samej stronie po środku stało okrągłe łóżko, nie z baldachimem, ale czarną moskitierą. To były dwie jedyne rzeczy, jakie zmieniła w całym pomieszczeniu. Łóżko, przykryte zieloną pościelą w srebrne wzory, na którym dziewczyna położyła czarny kuferek, który dostała od mamy.

Ona sama stała na środku średniego dormitorium i od dziesięciu minut zmuszała się do spoczęcia na pościeli, i zajrzenia do środka. Dookoła niej panowała cisza tak głęboka, że bez problemu słyszała ciche tykanie zegarka na nadgarstku. Pięć sekund później, przygryzając ze zdenerwowania i podekscytowania wargę, trzęsącymi się dłońmi, uchyliła wieko.  Na samej górze leżał butelkowo-zielony materiał rozwinęła go i zobaczyła męski kardigan, który na plecach miał identyczne godło i motto jak na ścianie jej pokoju. Wtuliła w niego twarz i rozkoszując się jego miękkością, wciągnęła powietrze. Czując męski zapach, otworzyła szeroko szmaragdowe oczy i ponownie pociągnęła nosem. Ktokolwiek był jej ojcem, miał gust – perfumy były oszałamiające. Jeszcze krótką chwilę rozkoszowała się delikatnością swetra, stwierdzając, że musi to być kaszmir, po czym wsunęła go pod kołdrę. Nie widząc nic, otworzyła skrzynkę na oścież i nachyliła się nad nią zaglądając do środka. Szmaragdowe oczy rozszerzyły się, a koniuszek języka przejechał po dolnej wardze. Na samym dnie leżała róża ze szkła, która po wyjęciu zaczęła mienić się kolorami. Diamentowa Róża, o której kiedyś opowiadała jej mama. Dostała ją w prezencie w dniu zakończenia ósmego roku. Przez chwilę gładziła jej powierzchnię, poszukując miejsca otwarcia. Mama opowiadała jej, że to szkatułka, w której trzyma skarby. W końcu udało jej się ją otworzyć, od środka wyłożona była czarnym materiałem, na którym leżała biżuteria, dwa bilety na koncert mugolskiego, irlandzkiego zespołu U2, replika złotego znicza i plastikowy, mały smok w pozycji leżącej. W pierwszej kolejności, jako oddana fanka i zawodniczka szkolnej drużyny Quidditcha, Lyra sięgnęła po złotą kulkę, który okazał się być tym prawdziwym. Od razu po zetknięciu z jej skórą piłeczka ożyła, rozprostowała skrzydła i uniosła się w powietrzu nad jej dłonią. Pomiędzy cichym szelestem poruszających się z niebywałą szybkością skrzydeł, dziewczyna usłyszała sapnięcie, dzwonienie biżuterii, a w jej stronę poleciał mały ogień. Szybko uchyliła się w bok i zapominając o latającym zniczu, spojrzała do szkatułki. Plastikowy smok, tak samo jak złota, latająca kulka, okazał się nie tylko ukształtowanym plastikiem. Stał zaplątany w srebrny łańcuszek i patrzył na nią bykiem. Przypomniał jej opowieść Harry'ego o pierwszym zadaniu Turnieju Trójmagicznego. Przez chwilę zastanawiała się, czy smok, którego znalazła, może być także taką miniaturką, jaką dostali zawodnicy ostatniego turnieju.

- Nic ci nie zrobię, tylko pomogę, więc proszę, nie pluj ogniem - szepnęła do smoka, wyciągając dłoń w jego stronę. Złapała łańcuszek, a małe ciałko szybko wyplątała, wciąż uważnie go oglądając. Cały był śnieżnobiały, tylko końcówka ogona i uszu była zabarwiona na jasnoniebiesko. Zbliżyła go do twarzy, przyglądając mu się z bliska dokładnie tak samo, jak on jej. Zauważyła małą bliznę nad łukiem brwiowym, jasnoszare oczy z niebieską obwódką przy źrenicy i ostre zębiska. Nie przypominał żadnego smoka, którego do tej pory widziała, a trochę ich było. Podczas urodzin  Hugo, cała trójka dzieci Weasleyów została zabrana przez wujka Charlie’ego do Rumuni.

Lyrze nie wydawało się, żeby był to stary smok, wyglądał bardziej na młodego smoczka. Łuski były gładkie, nienaruszone przez czas, rogi na głowie jeszcze krótkie, a samo zionięcie, które prawie spaliło jej włosy, było tak naprawdę słabe. Jednak tym, co utwierdziło ją w przekonaniu, iż nie jest to miniaturka zwykłego smoka, to jego skrzydła. Kształtem w ogóle nie przypominały tych nietoperza - wąskie, długie, pióra. Ostrożnie przejechała wzdłuż nich opuszkami palców, nie mogąc się nadziwić, jakie są miękkie, a momentami nawet puszyste.

- Cześć maluchu... - Smok spojrzał na nią spode łba, co wywołało cichy chichot dziewczyny. - Okej, okej, cześć wielkoludzie! - Znowu wybuchnęła śmiechem, gdy gad pokiwał głową, jakby dawał jej przyzwolenie na nazywanie go wielkoludem. - Od dziś będziesz moim kumplem, okej? - Przekrzywienie łba. - Jestem Lyra, twoja... pani, to moja mama. Rozumiesz? - Kiwnięcie głowy. - To co, przyjaciele? - Kolejne kiwnięcie. - Słodko! Teraz idziemy spać. - Smok wzbił się w powietrze, wleciał z powrotem do Diamentowej Róży i szturchnął łapą biżuterię. - Jutro, za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

Lyra ponownie wzięła stworka na rękę, drugą chowając różę do kuferka, a następnie wsunęła go pod łóżko. Spojrzała na smoka, zastanawiając się, gdzie jej nowy znajomy będzie spał. Jego kolor i lekkość, z jaką się poruszał w powietrzu, podsunęły jej pewien pomysł. Sięgnęła po różdżkę, którą wyczarowała puszystą, białą chmurę wielkości dłoni przeciętnego człowieka i ułożyła ją na jednej z poduszek.

- To będzie twoje łóżko, pasuje? - Smok popatrzył przez chwilę niepewnie na swoje nowe legowisko, spojrzał na nią. Lyra miała wrażenie, że widzi, jak szczerzy swoje kły w uśmiechu, a oczy są wypełnione rozbawieniem, zanim po krótkim rozbiegu na jej dłoni skoczył na puch, cały się w nim zatapiając. Najpierw wysunęły się rogi, a później cały pysk. Kiwnął głową i przez chwilę kręcił się, próbując znaleźć wygodną pozycję. - Dobranoc.


~*~*~

Zegarek vintage, stojący na szafce nocnej kobiety wskazywał równo godzinę dziesiątą wieczorem, gdy usłyszała cichą melodię dochodzącą z biblioteki. Wzdychając, wysunęła zgrabne nogi, które sięgały nieba, spod cienkiej, satynowej pościeli i wsunęła je w baletki. Podeszła do okna, przy którym stał wygodny, stary fotel i spojrzała w ciemność. Poświata księżyca pozwalała jej dojrzeć pozostałości roztrzaskanego drzewa, które, jak doskonale wiedziała, wysadził Draco kilka dni temu. Do tej pory nie wyjawił jej, co się takiego wydarzyło, że wyprowadziło go aż tak bardzo z równowagi. Sięgnęła po szlafroczek leżący na fotelu i wychodząc z pokoju, narzuciła go na ramiona, kierując się w stronę głośniejącej melodii. Stąpając bezszelestnie po ciemnych panelach, zastanawiała się, jak namówić męża do zaprzestania gry o tej porze i położenia się spać. Na ogół jego granie na fortepianie jej nie przeszkadzało, mało tego, zazwyczaj brała książkę do czytania albo pergamin, na którym pisała list do Scorpiusa. Siadała wtedy w kącie, który został stworzony do czytania, gdy ich syn był jeszcze małym chłopcem. Miejsce to było usłane grubym dywanem z długim włosiem i całym mnóstwem poduszek w różnych kształtach. Jednak teraz Astoria potrzebowała dziesięciu godzin snu, by następnego ranka tryskać energią i wyglądać nieskazitelnie, bez żadnych cieni pod oczami ani poszarzałej skóry ze zmęczenia. Jutro krótko po dziesiątej ma spotkanie z samą Anną Wintour. Astoria mało kiedy przejmowała się biznesowymi spotkaniami, ale nie bać się o to, jak się wypadnie przy tej kobiecie to błąd i ona doskonale o tym wiedziała. Mimo tego, że była już w świecie mody od kilku ładnych lat, miała po swojej stronie Karla, agencje ją uwielbiały, rzesze fanów kochało, a jej ciuchy sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, to najpotężniejszą kobietę w tym biznesie miała okazje widzieć tylko kilka razy, a przywitać raz. Każdy wie, że redaktor naczelną amerykańskiego Vogue’a nie zaczepia się od tak, nie podchodzi do niej i nie zaczyna czarować swoją osobowością ani opowiadać o sobie. Dlatego jutrzejsze spotkanie było dla niej tak ważne, miesiącami z zarządem starała się o nie i miesiącami przygotowywała się do niego. Teraz dzieliło ją tylko kilka godzin i, jeśli dobrze pójdzie, spełni się jej kolejne marzenie!

Uchyliła drzwi od biblioteki i wyostrzyła wzrok, by w mroku dojrzeć zarys swojego męża. Siedział jak zawsze z idealną posturą, plecy wyprostowane, ramiona ściągnięte, głowa dumnie uniesiona. Na zamkniętej klapie stała rozpoczęta butelka wina, a tuż obok kieliszek z resztką czerwonego trunku.

Draco nawet nie usłyszał, jak kobieta zbliżyła się do niego. Spojrzał na nią zaszklonym wzrokiem dopiero, gdy usiadła obok niego na ławce. Astoria położyła swoją dłoń na jego kolanie dalej odzianym w spodnie od garnituru, co o tej porze było do niego nie podobne, w  pocieszającym geście. Odczekała chwilę, by sprawdzić, czy sam się do niej nie odezwie, jednak kiedy po kilku minutach jedynym dźwiękiem była zmieniająca się melodia, odezwała się sama:

- Możemy porozmawiać, dzięki czemu zaśniesz spokojnie albo wyjść razem z tego pokoju, bo potrzebuję ciszy i spokoju. - Cisza. - Dalej chodzi po twojej głowie powód, dla którego wysadziłeś  drzewo w powietrze? - Znów ciszy. - Ma to coś wspólnego z lunchem, którym byłeś z Harrym? - Astoria zauważyła minimalne zawahanie przed kolejnym uderzeniem palców w białe klawisze. Postanowiła nacisnąć bardziej. - Chodziło o Hermionę, prawda? - ponownie Draco nie dał po sobie prawie nic poznać. Gdyby nie przyglądała mu się z taką dokładnością, na pewno przegapiłaby zaciskającą się szczękę. Czarnowłosa kobieta przez chwilę zastanawiała się w myślach, czy powinna zadać kolejne pytanie, które siliło się na wydostanie z jej pięknych ust. Była pewna, że jest tylko jeden powód, dla którego jej mąż mógłby jej unikać, dla którego mógłby coś przed nią ukrywać i dla którego jeszcze się nie odezwał. Nie chciał jej zranić. Obiecał o nią dbać już zawsze, na zawsze i pomimo wszystko. Nawet teraz, kiedy była niezależna, wolna od swojej obsesyjnej rodziny i nie była zdana tylko na jego majątek, on ciągle chciał ją bronić. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła palce na czarnym materiale jego spodni, po czym powiedziała te dwa słowa - Chcesz rozwodu? - Melodia ucichła.

Draco odwrócił się nieznacznie w jej stronę, by spojrzeć na nią kątem oka, o czym doskonale wiedziała. Widząc zaschnięte, niemal niedostrzegalne ślady łez na policzku zrozumiała, że trafiła w dziesiątkę. Zrozumiała także, jak trudno jest mu ją o to poprosić, ponieważ mieli być razem na zawsze i pomimo wszystko.

- Ja chcę rozwodu, jeśli ty go chcesz. - Spomiędzy wąskich ust wydostał się świst, nim Draco zdążył go w sobie stłumić, ale kobieta doskonale go usłyszała. Czując, jak jej samej trudno powstrzymać szalejące emocje, złapała jego duże dłonie w swoje małe i uniosła, by je ucałować.

Mężczyzna uniósł na nią wzrok, a z jego gardła wyrwał się płacz. Wyswobodził delikatnie swoje dłonie i złapał zmartwioną twarz żony. Złączył ich czoła, wpatrując się w piękne oczy, myśląc jak bardzo chciałby je kochać tak, jak te w kolorze whisky.

- Dlaczego nie byłaś pierwsza... - powiedział drżącym głosem..

Przejechał dłonią po jej czarnych puklach, rozkoszując się ich miękkością. Ustami złapał spływające po jej różanych policzkach łzy, po czym nakrył jej wargi swoimi. Astoria przysunęła się bliżej, kładąc trzęsącą się dłoń na piersi Draco. Odetchnęła w ciepłe usta, próbując uspokoić swoje nerwy, po czym zaplątała palce drugiej dłoni w jasnych kosmykach, rozkoszując się delikatnym kąsaniem jej dolnej wargi, jej szczęki, jej szyi. Pisnęła cicho, gdy szybkim ruchem uniósł ją do góry, w ten sam sposób jak pan młody wnosi swoją żonę przez próg wspólnego domu, a pudrowy szlafroczek ześlizgnął jej się z  ramion i opadł na ziemię niezauważony przez nikogo.

Następnego dnia Astorię obudził powiew chłodnego powietrza. Wciąż z zamkniętymi oczami przekręciła się w stronę wejścia do jej pokoju i zamruczała rozkosznie, przeciągając się pod śliskim materiałem pościeli. Usłyszała cichy brzęk sztućców, gdy taca śniadaniowa zderzyła się z blatem szafki nocnej przy łóżku. Poczuła lekką nutkę słodkich truskawek. Otworzyła oczy, by zmrużyć je pod wpływem światła. Mimo tego wciąż widziała wyraźnie zrelaksowanego Draco stojącego nad nią z zamyśloną miną i oczami wypełnionymi szczęściem. Tak bardzo brakowało jej takiego męża przez ostatni tydzień.

- Zrobiłem takie śniadanie jak lubisz, wodę w wannie masz przygotowaną w twojej  ulubionej temperaturze… - Po krótkim wahaniu usiadł na krawędzi łóżka, spoglądając w odległy kąt sypialni. - Chciałem… Dziękuję, Astorio.

- Przestań. Nie pałamy do siebie żadnym romantycznym uczuciem. Kto wie, może gdzieś w świecie jest moja własna Hermiona - powiedziała kobieta pokornie, na końcu wypowiedzi puszczając mu oczko. Widząc uniesiony kącik ust, przybrała najbardziej poważny wyraz twarzy, jaki umiała. - Wieczorem opowiesz mi wszystko, Draconie Malfoyu, ponieważ w tej chwili nasz rozwód nie ma dla mnie sensu.

- Koniecznie.

- Cieszę się, że jesteśmy tego samego zdania. Teraz wybacz, czeka na mnie kawa, śniadanie i łazienka, do której nie masz już prawa wejść.

Draco zaśmiał się tak lekkim, wesołym śmiechem, że Astoria zobaczyła promyk nadziei przedzierający się przez ciemne chmury, które wisiały nad nim od bankietu u Potterów. Szybkim krokiem podszedł do drzwi, w których się zatrzymał, by spojrzeć na nią z zawadiackim uśmiechem na ustach.

- Rozwód nie oznacza, że przestanę o ciebie dbać i cię bronić. Zawsze i na zawsze, pomimo wszystko - powiedział, z powrotem kierując się w jej stronę. Zaśmiał się ponownie z jej zaskoczonej miny i pocałował w czoło, po czym zamknął za sobą drzwi z cichym kliknięciem.

Astoria pokręciła tylko głową, myśląc jak wspaniałego ma jeszcze męża. Złapała za miskę, pod którą zauważyła złożoną kartkę. Rozłożyła ją i z rosnącym uśmiechem czytała każdą, idealną literkę wiadomości: “ Malfoyowie zawsze dostają to, czego chcą. Oczarujesz ją “.


~*~*~

Coś czuła. Coś jej dotykało. Coś mokrego. Coś zimnego.

Zirytowane sapnięcie. Zirytowane sapnięcie numer dwa.

Krzyknęła i usiadła na łóżku, czując jak małe kolce wbijają jej się w nadgarstek. Zaspanym wzrokiem spojrzała na swoją uniesioną rękę i zobaczyła białego smoczka z zaciśniętą szczęką na jej delikatnej skórze. Potrząsnęła lekko ręką, a smok zleciał z gracją na otulającą ją pościel.

- Czy to było konieczne? - zapytała, jednocześnie wygrzebując się spod kołdry.

Wyskoczyła z łóżka i w podskokach weszła do łazienki. Włączyła wodę, sprawdziła jej temperaturę, jednocześnie sięgając po szczoteczkę do zębów. Wytarła mokrą dłoń o spodenki i nakładając pastę, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jak zawsze w ciągu nocy czar prysł, a jej włosy wróciły do swojego naturalnego, jasnego koloru, oczy nie przypominały już tych Harry’ego. Umyła szybko zęby, skorzystała z prysznica, by ochłodzić parzącą złość, która wciąż pożerała ją całą. Ubrała się  i zarzucając kopertówkę na ramie, wybiegła z pokoju.

Lyra usiadła na ławce obok Corbina, czując nieodpartą chęć wyrwania mu widelca z dłoni, rzucenia go na stół i zabrania chłopaka na zewnątrz Wielkiej Sali. Zamiast tego nałożyła pysznie wyglądającą jajecznicę na  swój talerz i nalała soku pomarańczowego do szklanki. Próbowała trzymać swoje emocje na wodzy, by dredziarz spokojnie mógł dokończyć swój posiłek, ale także by ona mogła udać choć przez chwilę, że nic wielkiego się nie stało.

Chciała tylko spokojnie zjeść, poczekać na Corbina i wyjść z pomieszczenia jak najszybciej. Zamiast tego czuła na sobie dziesiątki par oczu, co sprawiło, że poczuła się nieswojo. Podniosła głowę do góry i zobaczyła rozdziawioną ze zdziwienia buzię Albusa. Scorpius, siedzący obok niego, patrzył na nią z takim zaciekawieniem, jakby analizował jakąś nową miotłę. Posłał w jej stronę kpiący uśmieszek, przez co poczuła się jeszcze bardziej niekomfortowo.

- Znudził ci się wizerunek Weasleya pomieszanego z Potterem, teraz przyszedł czas udawać moją siostrę bliźniaczkę? - zapytał, a Lyra skopiowała głupkowatą minę swojego “kuzyna” z rozdziawioną buzią i otwartymi  szeroko oczami.

- Co-o? - zapytała, a jej głos dla niej samej brzmiał jak pisk. Corbin widząc zmieszanie na twarzy swojej przyjaciółki, szturchnął ją  łokciem i szepnął do ucha:

- Twoje włosy i oczy, nie zaczarowałaś ich. -  Dziewczyna zbladła.

Omiotła szarym spojrzeniem zaciekawione, zdziwione i nic nie rozumiejące spojrzenia innych uczniów i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Policzyła do dziesięciu, by powstrzymać panikę i odetchnęła. Zastanawiała się jak ma z tego wybrnąć z twarzą, a także jak to możliwe, że wszyscy zapomnieli o małej blondynce z burzą loków na głowie. Widzieli ją taką przez pełne trzy lata! Pokręciła głową i wyzywająco spojrzała na blondyna, przypominając sobie, by zachować spokój.

- Chciałbyś mieć taką zajebistą siostrę jak ja, Malfoy - mruknęła dziewczyna, kładąc szczególny nacisk na przekleństwo, tak by odwrócić uwagę ludzi od złośliwego pytania Ślizgona. Każdy wiedział, że ona z reguły nie przeklina, a już na pewno nie w tak otwartej przestrzeni. Lyra sięgnęła po łyżeczkę i przejrzała się w niej, myśląc o szmaragdowych oczach i już po chwili spoglądała na siebie właśnie nimi. - Dziewczyna zmienną jest i ma prawo bawić się kolorami, jednak po zastanowieniu stwierdzam, że szare oczy mi nie pasuję. Są dość nudne, nie sądzisz?

- Ciekawe.

- Istotnie. - Spojrzała w bok na Corbina, który nadal jej się przyglądał. - Skończyłeś? Chciałam z tobą porozmawiać przed lekcjami, bo jak tego nie zrobię, to albo eksploduję, albo coś wysadzę.

Corbin w odpowiedzi uniósł tylko brew. Jednak zbędny komentarz zachował dla siebie, wiedząc, że sprawa, jaką Ślizgonka chce z nim obgadać, musi być poważna, jeśli zapomniała o swojej rutynowej transmutacji. Rzucił na odchodnym “do zobaczenia” i ruszył za dziewczyną. Przez chwilę szli korytarzem prowadzącym do sali, w której mieli pierwszą lekcję. Lyra przyłożyła różdżkę do klamki. Po cichym Alohomora oboje weszli do sali, zamykając za sobą drzwi.

- Więc? - zapytał Corbin po wygodnym usadowieniu się w miękkim fotelu nauczyciela obrony przed czarną magią.

- Okłamała  mnie - powiedziała Lyra i zaczęła dreptać w kółka. To był jej  irytujący tik, gdy była zdenerwowana. Zawsze kręciło mu się w głowie, kiedy tak na nią patrzył. - Mam tatę, on żyje, a ona najnormalniej w świecie kłamała mi w żywe oczy przez osiemnaście, kurwa, lat! - Corbin aż z wrażenia poprawił się na fotelu i skupił całą swoją uwagę na tej drobnej blondynce, rozumiejąc już, dlaczego miała ochotę coś rozwalić. - Jestem tak zła, Corbin! Tak cholernie zła, że chcę niszczyć, krzyczeć i płakać. Wszystko na raz! I tak bardzo chciałabym zrozumieć, ale ona uparcie nie chce nic powiedzieć! Nic, rozumiesz? - Przystanęła i spojrzała na niego z takim rozczarowaniem w oczach, że miał ochotę wystrzelić w jej stronę i objąć. Opuściła ręce, którymi żywo gestykulowała przez cały swój wywód i westchnęła. - Dała mi skrzynkę z… w sumie nie wiem. Pamiątkami po nim? Prezentami? - Corbin już miał zapytać, co takiego tam było, gdy Lyra w końcu usiadła na ławce, jakby została z niej wyssana cała energia. Podniósł się, by do niej podejść, ale powstrzymała go drobna dłoń wystrzelona w powietrzu. - Siedź tam, jeszcze nie skończyłam.

- A skończysz dziś?

- Śmieszne. Jakie masz zamiary wobec mojej kuzynki, żartownisiu?

- Słucham? - zapytał niedowierzaniem.

- Dobrze, że słuchasz, a będzie jeszcze lepiej, gdy zaczniesz odpowiadać. Widziałam doskonale to znaczące spojrzenie, które posłała ci Robin. Do tego doskonale wiemy, że Harry zapłaciłby za Lily, to był głupi test.

- To był test?

- Tak, Sherlocku. Lily jest za młoda, poza twoim zasięgiem, rozumiemy się?

Chłopak przez chwilę myślał, że źle słyszy. Jak mogła ona tak siedzieć i mówić mu coś, z czego zdawał sobie sprawę. Czy Lyra miała go za kompletnego dupka, który nie umie kontrolować swoich uczuć, ani pożądania? Jak mogła bać się, że da się czternastolatce i wykorzysta jej naiwność, ufność i złamie delikatność, którą tak w tej małej, rudej wredocie uwielbiał.

- Żartujesz sobie ze mnie? Myślałem, że mnie znasz, do cholery jasnej! Myślisz, że dlaczego ją od siebie odpycham. Przecież widzę, że ją ranię, ale to lepsze wyjście, niż t0 drugie!

Jego słowa odbijały się jeszcze przez chwilę echem się po pustych ścianach sali. Lyra zagryzła dolną wargę, powoli zbliżając się do przyjaciela. Patrzył na nią z ogniem w oczach. Zgadywała, że płoną złością  w tej chwili tak samo jak ona sama.

- Dziś impreza w Pokoju Wspólnym. Potrzebuję… naprawdę potrzebuję się napić. Oli, moja mama, twoje miłosne problemy z Lily.

- Przecież nie lubisz.

- Czasami trzeba.


~*~*~

Już od godziny siedział w domu. Kolacja była prawie gotowa. Makaron właśnie gotował się ostatnie trzy minuty. Zapach sosu pomidorowego roznosił się w powietrzu po całym parterze, a nutka bazylii była mocno wyczuwalna. Spaghetti - niby zwykłe, tuczące, mugolskie żarcie, a było ulubionym daniem głównym jego jeszcze żony. Wciąż nie wierzył, że się rozwodzą. Będzie pierwszym Malfoyem, który zakończy swoje małżeństwo w ten sposób, jego przodkowie nazwaliby to hańbą dla rodu. Jednak jakim sposobem on jeszcze nie zhańbił nazwiska? Właśnie, równie dobrze może jeszcze dodać do kolekcji rozwód. Gdyby tylko mógł przestać martwić się o Astorię.

Nakładał makaron, kiedy usłyszał stukot szpilek, znając kobietę, niebotycznie wysokich szpilek. Chwycił dwie wcześniej przygotowane lampki  szampana, napełnione słodkawym, bąbelkowym alkoholem. Machnięcie palcem, a trunek stał się idealnie schłodzony. Odwrócił się do wejścia w sam raz, by przywitać kobietę uśmiechem i pełnym satysfakcji głosem:

- Gratulacje! - Astoria niezbyt zszokowana, tym iż Draco jakimś cudem dowiedział się o jej małym zwycięstwie, sięgnęła po szkło i zamoczyła czerwone usta w złotym płynie.

- Mhm… Nawet nie spytam, skąd wiesz.

- I masz absolutną rację i tak bym nic nie powiedział. - Draco puścił kobiecie oczko, po czym nałożył pomidorowego sosu na środek makaronu. Machnął różdżką, która leżała na blacie, a talerze, sztućce i butelka szampana uniosły się w powietrze. Przyłożył dłoń do dolnej części pleców Astorii i poprowadził ją do średniej wielkości jadalni, a obiad poleciał za nimi. Po przekroczeniu progu pomieszczenia, na usta czarownicy wypłynął szeroki uśmiech. Światło było przygaszone, ściany oświetlał piękny świecznik z pięcioma świecami, stojący w rogu pokoju. W powietrzu unosił się słodkawy zapach różnokolorowych frezji stojących pośrodku stolika, a jej uszy pieściła cicha muzyka klasyczna.

- Oho, gdybym wiedziała, że po zaproponowaniu rozwodu przygotujesz dla mnie taką kolację, zdecydowałabym się na to wcześniej.

Draco posłał jej groźne spojrzenie spod przymrużonych powiek, jednak Astoria nic sobie z tego nie zrobiła. Postawiła kuferek od Channel na ziemi i usiadła na odsuniętym przez Draco krześle. Przesunęła się kilka centymetrów w bok, by być bliżej strony, przy której będzie on siedział  i rozłożyła na kolanach serwetkę. Nachyliła się nad talerzem, wciągając w nozdrza świeży zapach bazylii. Sięgnęła po widelec i owinęła wokół niego makaron. Przymknęła oczy, rozkoszując się smakiem fantastycznego, pomidorowego sosu. Był kwaśny, był słodki, był odrobinę pieprzny o idealnej konsystencji.

- Mhm… zamiast lekarzem, powinieneś zostać kucharzem, tak jak ci radziłam.

Draco przewrócił oczami, ale Astoria to zignorowała. Wiedziała, że takiej reakcji nauczył się od kobiety, dla której niedługo wezmą rozwód. Sama nigdy nie rozumiała tego nawyku, zaczął ją nawet denerwować, gdy jej syn po wielu godzinach spędzonych z chłopcami Potterów także zaczął kręcić oczami, ale nie powiedziała nic. Wiedziała, że jest to nawyk silnie zakorzeniony w jej mężu, z którym walczy cały czas, wciąż próbując się go pozbyć właśnie dla niej, swojej jeszcze żony.

- Wtedy zamiast modelką, którą zna każdy, kto siedzi w tej branży, byłabyś zawodniczką sumo.

- No nie przesadzaj! - powiedziała oburzona, na co Draco zareagował lekkim śmiechem.

- Lubię być lekarzem. W zasadzie szpital przesłał mi właśnie akta dwuletniej dziewczynki. - Głos Draco był zimny z nutką rozgoryczenia.

- Nie mogą sobie sami poradzić? - zapytała, nie rozumiejąc, dlaczego mężczyzna, który dopiero co zrobił o niej słaby dowcip, nagle zaciskał swoje palce na widelcu tak mocno, że kostki zrobiły się białe, a oczy przybrały ciemniejszą barwę i to nie z powodu pożądania, a złości.

- Mogą. Pomijając to, że Zespół Angelmena jest zazwyczaj ciężką chorobą i nie da się jej leczyć, ale można kontrolować. - Widząc zaciekawienie na pięknej twarzy Astorii, Draco policzył do trzech w myślach, by spróbować się rozluźnić i bez toczenia piany z ust opowiedzieć o cudownych rodzicach małej dziewczynki. - Zespół Angelmana spowodowany jest utratą regionu, rzadziej jednorodzicielską disomią chromosomu lub nieprawidłowym imprintingiem. Wiele cech tej choroby jest spowodowane brakiem pewnego genu, zapewne nie chcesz, bym się w to zagłębiał - powiedział, a Astoria żwawo przytaknęła głową, wiedząc, że i tak nic o tych genach nie zrozumie. - Ten zespół charakteryzuje się głównie objawami neurologicznymi: niepełnospawność intelektualna, ataksją, padaczka. Często takie dzieci mają… dziwne ruchy, przez co przypominają marionetkę. Występują także napady śmiechu bez powodu. Czasami dzieci z tą chorobą mają duże usta, wystający język czy szeroko rozstawione zęby. Praktycznie nie mówią i przejawiają różne sensoryzmy, wśród nich częstym jest fascynacja wodą

Astoria zapomniała o wyśmienitej potrawie i słuchała Draco, który jak wiedziała, starał się uprościć opis choroby tak, by nie musiała zadawać głupich pytań. Z bólem w sercu słuchała, jak okrutne od samego początku może być życie dla takich dzieci. Przez chwilę próbowała sobie wyobrazić, co  by było, gdyby ten opis dotyczył jej kochanego synka, ale nie potrafiła.

- Na szczęście jest to, powiedzmy, mugolska choroba. Nasz świat przez długi czas był chroniony i jest to rzadki przypadek, by magiczne dziecko urodziło się z tym zespołem, ale kiedy już tak się stanie, ma ono raczej o wiele łagodniejsze objawy niż u mugolskiego dziecka. Ta dziewczynka, na szczęście, wygląda jak zwyczajne dziecko, nie wykrzywia jej, ma słabe objawy. Jej duże, niebieskie oczy są charakterystyczne dla tej choroby. Trudno określić, jak niepełnosprawna jest umysłowo, ponieważ nie mówi nic, nawet nie gaworzy.

- Skoro nie jest to przypadek, z którym nie mogą sobie poradzić inni, dlaczego to tobie przysłali jej akta? - Draco sięgnął po lampkę z szampanem i jednym haustem wypił całą jej zawartość.

- Proszą mnie o płacenie na nią… Jej rodzice, którzy przez dwa cholerne lata nie dali jej nawet imienia, podrzucili ją jednej nocy do szpitala i zostawili. Potrzebuje stałej opieki, nikt nie chce jej adoptować, więc ministerstwo stwierdziło, że zostanie w szpitalu na czas nieokreślony, ale nie dali na ten cel żadnych funduszy. Więc poprosili nas o pomoc. W poniedziałek idę wszystko załatwić i ją poznać.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Draco spojrzał na twarz kobiety i zauważył, jak jej błękitne oczy szklą się w świetle świec. Odruchowo złapał jej małą dłoń pod stołem.

- Jak… jak można być tak okrutnym? - zapytała. - Zostawić dziewczynkę, zrobić z niej bezimienną! Przecież ona musi być przerażona… czy ona… - Draco wiedząc, o co chce go zapytać kobieta, przytaknął tylko głową i ze smutkiem patrzył na mieszankę emocji targającą Astorią. - To jest … Merlinie, nie mogę sobie wyobrazić co byśmy zrobili, gdyby to był Scorpius, ale nigdy…

- Astoria… Hej, spójrz na mnie, proszę. - Draco położył dłoń na policzku żony i zmusił ją, by na niego spojrzała. - Uwierz mi, już po jej aktach mogę stwierdzić, że w Św. Mungu będzie szczęśliwa, bezpieczna i kochana. Nie potrzebuje ich. - Kiedy nic nie odpowiedziała, Draco pochylił się i ucałował jej czoło, po czym oparł o nie swoje. - Miała to być wesoła kolacja połączona ze świętowaniem twojego sukcesu. Z dodatkiem wyjaśnień.

Kobieta wzruszyła ramionami i odsunęła się. Spojrzała na niedojedzone spaghetti i idąc śladem Draco, dopiła szampana i wstała. Szybkim krokiem podeszła do barku, z którego wyciągnęła butelkę Ognistej. Złapała jeszcze męża za rękę i pociągnęła w stronę jego sypialni. Na nastrój, w którym się znalazła i na rozmowę, która będzie trudna, co Astoria doskonale wiedziała, pokój skąpany w ciemnych kolorach wydawał się lepszym wyborem.

Po pięciu minutach usiedli. Draco oparty o zagłowie z rozszerzonymi nogami, w których usiadła czarownica opierając się o jego klatkę piersiową. Otworzyła trunek i łamiąc zasady dobrego wychowania, pociągnęła zachłannie bursztynowy alkohol prosto z butelki.

- Hermiona bierze rozwód? - zapytała cicho.

- Weasley wniósł papiery. Dokładnie nie wiem, co się stało tamtej nocy, ale wystarczy mi sama świadomość, że przez lata… bawił się jej psychiką i jej ciałem, jak chciał, a ona z jakiegoś powodu na to pozwalała. Tylko coś w niej pękło. Harry wciąż nie może przełknąć tego, że kiedy Lyra Weasley przychodziła do nich się schronić, on to bagatelizował, tłumacząc sobie, że gdyby było tak źle, to Hermiona dawno by do niego przyszła.

- Powiedział, że macie szansę?

- Powiedział, że Hermiona nie zobaczy tej szansy, póki będziemy małżeństwem, ponieważ nie będzie chciała rozwalić kolejnej rodziny. Ona… Harry’emu wydaje się, że ona obwinia się za to, co się działo. Mówił, że zerwanie naszych zaręczyn było pierwszym błędem, jaki popełniła, a który utkał sieć kłamstw, w której już się gubią, i która z dnia na dzień staje się bardziej rozciągać by w końcu pęknąć z hukiem.

Zapanowała cisza, w czasie której Astoria opuszkami palców gładziła dłoń Draco. Nie mogła uwierzyć, by tak mądra kobieta jak Hermiona Granger, dała się stłamsić takiemu gburowi, jakim jest Ron Weasley. Kiedyś może był zabawnym, rudowłosym chłopakiem, ale już w siódmej klasie można było zobaczyć jego prawdziwą twarz. Jakimś cudem przekonał on do siebie Harry’ego i Hermionę, nie miała bladego pojęcia jak, ponieważ jego zachowanie było tysiąckroć gorsze niż Draco przez pierwsze sześć lat w szkole. Z czasem, władzą i pieniędzmi jego przebrzydły charakter wypłynął na powierzchnię po raz drugi, ale nikt nie spodziewałby się, że w życiu rodzinnym jest taką samą obślizgłą glizdą, jak w Departamencie Sportu.

Ponownie napiła się z butelki, którą przed chwilą oddał jej Draco, rozkoszując się przyjemnym pieczeniem w gardle.

- Mogę zatrzymać nazwisko? - zapytała, a Draco znieruchomiał.

- Co?

- Nie chcę, by Scorpius miał inne nazwisko niż ja.

- Nie rozumiem jak możesz zadawać tak durne pytanie. To oczywiste, że matka mojego syna nie będzie miała innego nazwiska. W dodatku to z tego nazwiska jesteś znana w modzie.

Kobieta odetchnęła i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że na krótką chwilę wstrzymała oddech, bojąc się odpowiedzi. Wyślizgnęła się z lekkiego uścisku i podeszła do garderoby, która prawie dorównywała jej własnej. Pośpiesznie odpięła guziczki bluzki i zsunęła z bioder ołówkową spódnicę. Będąc już w samej bieliźnie, weszła do ciuchowego królestwa Draco i sięgnęła po jedną, zwykłą, białą koszulę. Nie przejmując się jej zapinaniem, wróciła do łóżka i spojrzała niepewnie na Draco.

- Wiem, że z rozwodem w planach koniec z naszym sypianiem, ale… myślisz, że mogłabym dzisiaj zostać na noc?

Zamiast odpowiedzieć, Draco po prostu odkrył z kołdry jedną stronę łóżka, po czym sam poszedł się rozebrać.

____________________________________________________

Jeeej! Nareszcie po tak długiej przerwie mam dla Was szósteczkę! I jestem z niej piekielnie dumna... no, z fragmentów Draco + Astoria. Jak to powiedziała Hope, która była jedną z trzech osób poprawiających moje błędy, są magiczni. Oprócz niej dziękuję Olivi i Justynie <3  Zapraszam!

14 komentarzy:

  1. Jak już wiesz rozdział cudowny! A fragmenty D/A to już w ogóle... magia : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, jeden z lepszych blogów o Dramione, jaki czytałam. Świetnie opisałaś Rona, jako gbura. Też nigdy go nie lubiłam. Wątek z Lyrą genialny. Rozgoryczona nastolatka, dobrze to ujęłaś. :) No a Malfoy z żoną, to dopiero mądra kobieta i kochająca, pozwalająca odejść mężowi od siebie. Daj znać o nowych rozdziałach. :) Nie lubię blogów o takiej tematyce, ale Twój wyjątkowo mi się podoba. :)
    http://za-czasow-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Mimo, że za Ronem nie przepadam, nie lubię robić z niego takiego sukinsyna, bo niestety inaczej mojego Rona nazwać nie można, tym bardziej z tym co mam dla niego w zanadrzu, będzie masakra, więc jeśli go nie lubisz, to będziesz Ci się podobać. : D
      Astoria i Draco - oni oboje się kochają, ale nie miłością romantyczną. On ją kocha, bo jest jego żoną, matką jego syna, ale przede wszystkim, bo jest jego najlepszą przyjaciółką. To samo tyczy się Astorii. Nie zrozumiałam z Twojej wypowiedzi, czy było to dla Ciebie jasne w ten sposób dlatego wyjaśniłam ; ) Ale tak, zgadzam się z Tobą, że jest ona mądrą kobietą i zgolną inaczej DRaco z nią by nie był wogóle.

      Jasne, że powiadomię, a jak będę miała chwilkę to przeczytam od Ciebie, ale nie obiecuję nic, bo tak jak mój blog nie jest Twoją tematyką, tak Twój niestety nie jest moją :D Dobrałyśmy się!

      Usuń
  3. Cudowne opowiadanie. Świetnie opisujesz emocje bohaterów, ich dylematy i problemy. Bardzo podobały mi się rozmowy Draco i Astorii, pokazałaś ich jako bliskie osoby, które mimo różnych życiowych zawirowań potrafią się porozumieć. No i smok jest genialny, sama bym chciała mieć takie zwierzątko :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję! <3 Takie słowa cieszą i mówią Ci, że jest sens robić to, co się lubi i próbować nowych rzeczy :) Momenty D&A są dla mnie magiczne, tak łatwo się ich pisało i jestem piekielnie dumna <3 Chcę ich ukazać jako przyjaciół, którzy będąc w swoich jednych z gorszych momentach w życiu, postanowili sobie pomóc, wziąć ślub i spełniać marzenia i żyć najlepiej jak się da.
    Też chcę ! Stąd ten pomysł. bo pierwszy raz jak oglądałam czwrókę HP i były te miniaturki to moja pierwsz myśł była " dlaczego magia nie istnieje? też chcę takiego ! " : )
    Mam nadzieję, że jeszcze Cię tu spotkam !

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpis mi znikał. Nie będę się drugi raz produkować bo za 4 godziny musze wstać. W każdym bądź razie MEGA OPOWIADANIE MEGA MEGA MEGA ! liczę na szybki nowy " chapter ":-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie szkodzi, starczy mi samo to, że przeczytałaś i dałaś znać ; )
    Kurde... mam problem z szybkością pisania niestety :<

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Komentuje pierwszy raz i zatkało mnie. Świetny rozdział. Uwielbiam twojego bloga !!!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    -Sandra

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. No to zaczynam :) "pokój w Hogwarcie przez siedem lat nie zostało zmienione" -> został zmieniony; na przeciw razem pisane; "dwie jedyne rzeczy" albo dwie albo jedyne; określenie "średniego dormitorium" chodzi o wielkość czy stan np.umeblowania? Napisz średniej wielkości dormitorium; "na pościeli, i zajrzenia do środka." czego? pościeli? Chodzi Ci o kuferek o którym pisałaś we wcześniejszym akapicie, więc skoro teraz piszesz od nowego akapitu to nawiąż do "prezentu od mamy"; "leżał butelkowo-zielony materiał rozwinęła go" po materiał przecinek, a najlepiej kropka; co do wciągania zapachu, przez 17-18 lat się zachował? Nie znam się na trwałości magicznych zapachów, ale...dobra, czepiam się teraz :D I moje pytanie , ósmego roku? Czemu nagle Hogwart ma osiem lat nauki? :( "złotą kulkę, który okazał " która się okazała być prawdziwym zniczem. "kuferka, a następnie " i wsunęła, bo ta konstrukcja zdania nasuwa na myśl, że smoka wsunęła pod łóżko, a nie kuferek ;/ "kilka godzin i, jeśli dobrze pójdzie, spełni się jej kolejne marzenie!
    " może Teraz dzieliło ją kilka godzin od, jeżeli dobrze pójdzie, spełnienia kolejnego marzenia. Bo w Twoim zdaniu brakuje mi słowa "niego" od niego jako od spotkania, a nie możesz tego użyć, bo masz w poprzednim zdaniu x2; "wspólnego z lunchem, którym byłeś " na którym byłeś; "i uniosła, by je ucałować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mężczyzna uniósł na nią wzrok," podniósł na nią wzrok; "Omiotła szarym spojrzeniem zaciekawione, zdziwione i nic nie rozumiejące spojrzenia " 2 z spojrzenie, zamień jedno na wzrok?; "jak ma z tego wybrnąć z twarzą" przecinek po wybrnąć lub "jak ma wybrnąć z tego i zachować twarz. Tu wtrącę od razu pytanie, jak to możliwe, że Lyra do tej pory nie zauważyła swojego podobieństwa do Scorpiusa, skoro on je zauważył gdy po raz pierwszy od kilku lat nie zaczarowała włosów? Rozumiem, że wcześniej podobieństwo mogło być mniej widoczne i nikt, łącznie z nią, na to nie wpadł. Ale teraz? Przecież widziała się w lustrze...Nie wiem też czy określenie "transmutacja" jest właściwe, skoro Lyra jest metamorfomagiem. "dłoń wystrzelona w powietrzu" wcześniej Corbin ma ochotę wystrzelić do Lyry, dużo wystrzeliwania jak na mały fragment :P "- Słucham? - zapytał niedowierzaniem" z niedowierzaniem; doskonale to znaczące spojrzenie, które posłała ci Robin. Do tego doskonale wiemy, że" doskonale, doskonale, pierwsze bym wykreśliła; "Kolacja była prawie gotowa" była prawie dopięta na ostatni guzik, bo potem "gotuje" ci się makaron i masz powtórzenie ;) ; "stukot szpilek, znając kobietę, niebotycznie wysokich szpilek" po wysokich postawiłabym kropkę :P;"zrobił o niej słaby dowcip, nagle zaciskał swoje palce na widelcu tak mocno, że kostki zrobiły" opowiedział o niej słaby dowcip; "Zespół AngelmAna"; "Draco policzył do trzech w myślach, " policzył w myślach do trzech; "Zespół Angelmana spowodowany jest utratą regionu, rzadziej jednorodzicielską disomią chromosomu lub nieprawidłowym imprintingiem" nie utratą regionu a delecją regionu ponieważ sama delecja jest oczywiście utratą, ale tylko jednej lub większej liczby par nukleotydów z DNA genowego. Draco tłumacząc Astorii nie może używać skrótów myślowych i uproszczeń, ponieważ jest ona modelką, a nie lekarzem, a w jego wypowiedzi chodzi o to, że jeden z genów w wymienionym regionie traci swoją funkcję, nie ma go jak słusznie zauważyłaś dalej

      Usuń
    2. Dalej, Astoria przytakuje, żeby nie zagłębiał się w historię, a Draco dalej to robi więc wydaje mi się, że Astoria powinna zaprzeczyć jako wyraz ze nie, powinien jednak kontynuować choć wie ze i tak ni c z tego nie zrozumie.; "dzieci mają… dziwne ruchy, przez co przypominają marionetkę" dzieci - marionetki, dziecko- marionetkę, musisz zdecydować się w jakiej liczbie piszesz; "fascynacja wodą" po wodą kropka; "dziecko urodziło się z tym zespołem, ale kiedy już tak się stanie, ma ono raczej o wiele łagodniejsze objawy niż u mugolskiego dziecka. Ta dziewczynka, na szczęście, wygląda jak zwyczajne dziecko," dziecko, dziecko, dziecko --> wygląda zwyczajnie; "ma słabe objawy" ma lekkie objawy lepiej brzmi; „wniósł papiery” wniósł pozew lub złożył dokumenty, papiery to takie potoczne…; „tej szansy, póki będziemy małżeństwem” póki MY będziemy małżeństwem, bo wynika jakby Draco i Hermiona nim byli;

      Usuń
    3. A teraz pochwały. Relacja Draco-Astoria, magiczna <3 opisy jak zawsze cudowne, jestem pełna podziwu jak dobrze umiesz oddać panujący nastrój, klimat, opisać targające nimi emocje! No po prostu, cud-miód i orzeszki. Jestem zafascynowana jak Luna chrapakami, następny rozdział zobaczę jutro :*

      Usuń