10 wrz 2016

Lady Ambrossia - Prolog.


Once upon a time, there lived a woman in the woods. She was neither purely evil, nor purely good. She gathered unwanted children and gave them a home in which to stay. She promised them they'd live forever and a day. She changed them into colors, so beautiful, so bold. She cared for them so sweetly, they never grew old.


11 września 2017 roku objawił się pięknym porankiem. Przez powyginane metalowe żaluzje w oknie przelatywały promienie słoneczne tworzące kolorowe wiązki światła, a w nich można było dostrzec tańczące w powietrzu pyłki kurzu. Przez uchylone drzwi starego składu, który tworzył im dom, wlatywało ciepłe, wrześniowe i jednocześnie rześkie powietrze, a wraz z nim cichy śpiew ptaków. W samym magazynie roznosił się zapach świeżej kawy i maślanych rogalików — kawa dla kobiety, rogaliki dla jej dzieci. Od obskurnych, wypełnionych rysunkami ścian odbijały się ocieplające serce śmiechy, krzyki i śpiewy pociech. 

Wszystkie latorośle były w szampańskich nastrojach, a już zwłaszcza dzisiaj, kiedy nadszedł ten wyjątkowy dzień. Ich ukochana siostra, przesłodka blondynka o stalowych oczach, obchodziła swoje długo wyczekiwane przez wszystkich jedenaste urodziny. Z tej okazji zjadła swoje ulubione racuchy, ale nikt nie miał jej za złe tego, że zostały zrobione tylko dla solenizantki. Ten dzień należał do niej. Najważniejszy z najważniejszych. Dziś miała „zmienić się w motyla i odlecieć daleko, daleko do góry, do Merlina”. Odrodzić się piękna nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Przemiana miała ją naprawić i jednocześnie sprawić, że nie będzie musiała się już więcej ukrywać, bo stanie się wolna, a nie więziona we własnym, zepsutym ciele. 

— Dzieci, pożegnajcie się na razie z Cat. Ciocia musi ją przygotować dalej sama. Wykonałyście naprawdę przepiękną pracę, Merlin się ucieszy. 

Chłopcy i dziewczynki w przeróżnym wieku jak jeden mąż ustawili się w wężyku i wymaszerowali podekscytowani nadchodzącym wieczorem. 

— Frank, pomóż mi — powiedziała oschle kobieta, po czym odwróciła się do jedenastolatki, która leżała niczym kukła przywiązana do grubej gałęzi drzewa. 

Przymocowana była długimi, cienkimi gałązkami wierzby płaczącej z malutkimi i podłużnymi liśćmi, jutą oraz sznurkiem. Na głowie miała uroczy wianek, zapleciony przez siostry, fioletowy i różowy wrzos, białe goździki, a także niebieskie cynie. Kwiaty te zdobiły ją wszędzie, wplecione między gałązki. 

— Ciociu? — zapytała niepewnym, piskliwym głosik. 

— Nie martw się, skarbie. Zaraz zaśniesz i kiedy się obudzisz, zostaniesz najpiękniejszym motylem. Merlin cię wtedy pokocha i odda twoją magię. 

— Dlaczego mi ją zabrał? 

— Mówiłam ci już. Urodziłaś się zepsuta, z brzydką, charłacką krwią, dlatego ci ją zabrał. Ale nie martw się, już za godzinę będziesz jak nowo narodzona. Naprawimy cię, kochanie. 

Dziewczynka skinęła tylko głową i zamknęła oczy, tak jak poprosiła ją ciocia. Frank z niepewnością przykrył jej twarz jutą, po czym spojrzał w stronę kobiety, która spoglądała na niego wyczekująco. Widział, jak złowrogo marszczyła brwi, gdy zaczynał się ociągać. Po jego twarzy zaczęły spływać łzy, których znaczenia do końca nie rozumiał i raz za razem mamrotał pod nosem „zróbtozróbto” niczym litanię. 

Zrobił. 

Szybkim ruchem zacisnął dużą dłoń na małych ustach i lekko zadartym nosie. Przez jutę w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca zabłyszczały szare oczy, które zaszły strachem i łzami. Ściany pomieszczenia wypełniło rzężenie i szelest, gdy dziewczynka próbowała wydostać ręce i nogi, ale były za mocno ściśnięte.

Minuta. 

Trzy. 

Pięć.

Zasnęła.

— Chodźmy, Frank. 

Wieczór tego jedenastego września był równie przyjemny co dzień. Skrawki nieba wystające pomiędzy gęstymi koronami drzew wyglądały jak ściemniające się płótno, na którym ktoś rozlał różowe, pomarańczowe i czerwone farbki. Jeśli wygłuszyło się śpiewające dzieci, które w tym samym czasie jeszcze tańczyły wokół wielkiej, starej studni, można było usłyszeć szelest liści na wietrze, łamiącą się pod małymi, gołymi stopami ściółkę leśną i głośne cykanie konika polnego. 

Dzieci rozsunęły się, ustępując miejsca Frankowi, który ciągnął za sobą przywiązaną do gałęzi dziewczynkę, ozdobioną jak najpiękniejszą mumię. Wyraźnie podekscytowane podskakiwały na nóżkach i wychylały się, próbując ujrzeć, jak mężczyzna z wysiłkiem unosił tobołek. Z zapartym tchem i czystą, dziecięcą fascynacją w oczach obserwowały, jak gałąź z owiniętą Cat zjeżdża powoli po ściance studni i znika, a po polanie w lesie roznosił się ciepły głos kobiety. 

Dzisiaj jest dzień Cat. Tam będzie bezpieczna, tam będzie ciągle psocić. I dziś w końcu nauczy się latać, i będzie najszczęśliwsza w niebie u Merlina. Dziś stanie się najpiękniejszym motylem. 

Z studni wydostał się dźwięk trzepoczących skrzydeł i wyleciała z niej setka jaskrawo pomarańczowych motyli z czarnymi plamkami. Wzbiły się w powietrze, wysoko ponad głowy dzieci, które piszczały i krzyczały z zachwytu. 

A Lady Ambrossia stała pod jednym z drzew, a u jej stóp, na mokrym mchu, siedział Frank, jej brzydki, chory i głupi syn. Na ustach błąkał się zadowolony uśmieszek, który zdrowa osoba mogła uznać nawet za szalony. W dłoni trzymała Proroka Codziennego z dzisiejszą datą, który został im dostarczony wczesnym rankiem. Na pierwszej stronie wielkie, tłuste, czarne litery krzyczały „Dramat Malfoyów”, a tuż pod nim znajdowało się czarno-białe, ruchome zdjęcie przesłodkiej dziewczynki z długimi włosami splecionymi w warkocz, bystrymi oczami i lekko zadartym noskiem, a maczkiem przy zdjęciu napisali jej imię: Cataleya Nimfadora Malfoy.


A/N:
Miałam przybyć do Was z drugą częścią mini Szczęśliwy Trzydziesty Raz, a zamiast tego daję Wam prolog do opowiadania, na które wpadłam po jednym odcinku serialu. Jeśli wiesz, jaki to serial, błagam, zachowaj moją tajemnicę : ) Prolog króciutki, zwłaszcza, gdy porówna się go do tego z Nowych Szans. Mam nadzieję, że dostanę takiego kopa do opowiadań, że z tym nie stanę w miejscu, a i wrócę do NS. 

Co wy na to ?:>

+ Wstyd mi normalnie, bo zapomniałam oddać pokłony w stronę Acri za sprawdzenie tego prologu! Przepraszam za ociąganie się i dziękuję! <3 

11 komentarzy:

  1. Dla mnie bomba! Prolog jest w sam raz, przecież jest on tylko wstępem ;) zapowiada się mega ciekawie. Te opisy! Oby starczyło Ci zapału do samego końca ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm muszę przyznać, że mam mieszane uczucia.
    Nigdy czegoś tagiego na pewno nie czytałam.
    Dla mnie to wstęp do czegoś nowego a nowości lubię najbardziej.
    Ogólnie pomysł i zarys jak najbardziej ciekawy.
    Z pewnością wpadnę tu wraz z pierwszym rozdziałem gdyż uwielbiam różne nowości.
    Życzę weny!

    www.pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu do mnie wpadałaś! Mega się cieszę <3
      Ja w końcu muszę nadrobić u ciebie, ale czasu, czasu brak! :<

      Usuń
  3. Serial oglądałam, więc jestem ciekawa jak wykreujesz tę historię i jak będzie wyglądały jej dalsze części.
    Sam prolog mi się podoba - krótki, zwięzły, tajemniczy i zachęcający do dalszego czytania.
    Powodzenia i dużo weny oraz czasu na pisanie!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ciiii :D Nie psujmy zabawy innnym, ale będę po omacku szła z tym opwowiadaniem ; ) Nie zamierzam analizować jakoś specjalnie, chcę się nim bawić, bez żadnych spin.
      :*

      Usuń
  4. JAK TO JAK TO JAK TO? :OO Planowałaś to od początku i nic mi nie powiedziałaś? Merlinie, ja byłam przekonana, że ich dziecko przeżyje, a w prologu może być jakaś taka niepewność, niewiadoma... A Ty zrobiłaś COŚ TAKIEGO!
    ...
    EKSTRA! :D
    Podoba mi się ten prolog, nie zawiodłaś ani trochę. Przepiękne opisy. Można było poczuć ten klimat. Zafascynowane dzieci, tańczące wokół, zaglądające do studni. Cat musiała być prześliczna. Cudnie to wyszło. Nie mogę się teraz doczekać przedstawienia dramione. Mega jestem ciekawa, jak ich wykreujesz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buaahahahaha! (szyderczy śmiech, bo jestem taka zła!)
      <333

      Usuń
  5. Szukałam właśnie czegoś takiego. Uwielbiam kryminały!

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam pewna, że to skomentowałam! Widocznie czytałam w łóżku, a nie na laptopie. No nic.

    Zacznę może tak, że jestem szalenie zaciekawione tym, co nam wymyśliłaś. Już na wstępie pokazałaś niesamowity kunszt prowadzenia akcji. Każde słowo, każde zdanie czytałam trzymało mnie w napięciu i chyba po raz pierwszy cieszyłam się, że posiadam umiejętność w miarę szybkiego czytania. Nie byłam w stanie oderwać się od tego tekstu. Chciałam wiedzieć już, teraz, natychmiast!, co się stanie z dziewczynką. Przerażające jest to, jak dzieci się cieszyły z jej śmierci, nie rozumiały jej. Może ja też jej nie rozumiem? Cały czas zastanawiam się, co z tymi motylami. Czy to ona się w nie zmieniła? Czy w ten sposób oddała się? Dzieci kwiatów, dzieci motyli. Umierała przerażona, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. Z radością oczekiwała chwili, kiedy nadejdzie jej kolej, ale czy się tego spodziewała?

    Jestem pod ogromnym wrażeniem tego prologu, pomysłu i jak to wykorzystałaś. Nie mogę doczekać się, by przeczytać, co jeszcze dla nas przygotowałaś.

    Czytając, miałam emocje jak przy oglądaniu pierwszego sezonu Detektywa. Nie chciałam oglądać, bo się go bałam, ale z drugiej strony nie mogłam odejść od ekranu, pragnąc wiedzieć wszystko! Każdy detal!

    Ach, bardzo się cieszę z tego tekstu :)

    Pozdrawiam!
    Rzan. :)

    OdpowiedzUsuń