14 lut 2018

Niech stanie się cud II - Przeznaczenie [M 2-2]





NIECH STANIE SIĘ CUD II - 
Przeznaczenie

Nareszcie. Powiem Wam, że długo męczyłam się z tą mini. Można ją traktować jako kontynuacje Drastorii, albo jako kompletnie odzielnie, bo i tak wszystko się zrozumie. Jednak polecam zapoznać się z poprzednią częścią, jeśli jeszcze jej nie znacie. Dla mnie nie udało mi się pokonać poprzeczki, którą sobie zawyżyłam jedynką, ale może to tylko moje zdanie. Dajcie znać co myślicie w komentarzach (jeśli chcecie!). 

A za to, że w końcu mogłam się podzielić tą historią trzeba podziękować niezastąpionej Hope, która zgodziła się na sprawdzenie błędów, a trochę ich było! 


Pierwszy negatywny test, po miesiącu starania się o dziecko z Harrym, miała nadzieję. Wyrzuciła biały patyczek do kosza w łazience i wróciła do gotowania obiadu. Nic Harry’emu nie powiedziała, gdy wrócił z urwisami do domu.

Nie płakała.

Drugi negatywny test po kolejnych dwóch miesiącach. Tym razem starali się, stosując zwyczajne mugolskie sposoby, na które Ron nigdy nie chciał się zgodzić, wierząc ślepo w magię. Uniesienie bioder po każdym stosunku, kalendarzyk, sprawdzanie najbardziej płodnych dni. I tylko obietnica Harry’ego, że pójdą do mugolskich lekarzy, utrzymała jej nadzieję żywą. 

Jeszcze nie płakała.

Trzeci negatywny test. Zrobiła go chyba tylko po to, żeby potwierdzić to, co już i tak wiedziała. Tabletki przepisane przez lekarza w niczym jej nie pomogły. Sześć miesięcy faszerowania się lekarstwami, które miały jej pomóc, były niepotrzebne, zmarnowane. Z naturą nie zawsze da się wygrać, rozumiała to, dlatego jej nadzieja słabła z każdym kolejnym wyrzuconym patyczkiem.

Rozpłakała się, gdy Harry zamknął ją w swoich ramionach i zaczął głaskać po włosach.

Czwarty negatywny test — ostatni — zrobiła po prawie dwóch latach. Walczyli i oni, i lekarze. Spróbowali wiele metod mugolskich, czarodziejskich i nic. W końcu po czterech latach prób zrozumiała, że nigdy nie będzie miała swojego własnego, małego szczęścia.

Przepłakała długie dni i noce, a Harry wraz z nią. Bo tak bardzo, jak ona chciała mu dać czwarte dziecko, tak bardzo on chciał dać jej pierwsze.



Z uśmiechem na czerwonych ustach, wpatrywała się w słodką buźkę Słodyczki.

— Cześć, cudzie, ciocia się stęskniła, tak stęskniła się za tobą, właśnie za tobą — zagugała wesołym głosem do budzącej się dziewczynki. Szare oczy, identyczne jak te, które szkolnych wywoływały w niej same najgorsze emocje, wpatrywały się w nią z bystrością, jakiej nie powinno mieć kilkunastomiesięczne dziecko.

— Czasem mam wrażenie, że utrzymujesz z nami kontakty tylko po to, żeby mieć dostęp do Mireille — usłyszała Hermiona.

Spojrzała na opierającego się o framugę byłego Ślizgona. Przez ramię miał przewieszoną marynarkę, a dłonią poluźnił szary krawat. Zdziwiona spojrzała w stronę zegarka na nadgarstku i odkryła, że jej praca niani dobiegła końca.

— Słyszałaś go, Mireille? — zapytała rozbawiona. — Zachowuje się, jakby to był jakiś sekret.

— I że ją lubisz bardziej niż mnie.

— To raczej oczywiste, ona nie jest dupkiem — powiedziała i zaśmiała się, widząc, jak przewraca oczami.

— Słyszałem, że Potter dalej jest na tej niespodziewanej misji? — zapytał, a kiedy odpowiedziała skinieniem głowy, dodał — W takim razie zostaniesz z nami… Pottera nie ma, dzieciaki u rudej, a z nami nie będziesz się nudzić! — Zrobił kilka kroków, które doprowadziły go do kanapy, na której siedziała Hermiona i zabrał jej z rąk śliniącą się dziewczynkę. — Co ty na to, Mi? Przyda nam się damska dłoń, gdy mama jest na wakacjach?

Odpowiedział mu perlisty, niemowlęcy śmiech i westchnienie Granger, które kompletnie zignorował.



— Z drugiego pokoju słyszę, jak ci zębatki pracują, Granger. Wręcz widzę, jak parują.

Podskoczyła zaskoczona, gdy z zamyślenia wyrwał ją lekko sarkastyczny głos jej byłego wroga, a od dwóch lat w pewnym sensie przyjaciela.

Westchnęła.

— Długo już tu jesteś? — zapytała.

Usłyszała ciche kroki i poczuła ciepło ciała, gdy stanął zaraz za nią przy oknie, przez które, od przeszło dwudziestu minut, wyglądała. Przyglądała się przez nagrzaną od słońca szybę Harry’emu i wszystkim ich przyjaciołom, którzy przyszli świętować z nimi kolejne urodziny jej męża.

Miała skoczyć do środka tylko po lemoniadę, którą przygotowała wcześniej, by wszyscy mogli się ochłodzić w ten upalny dzień czymś więcej niż tylko piwem. Jednak usłyszała śmiech Harry’ego i na niego spojrzała. Trzymał małą Mireille pod pachami i kręcił nią w kółko w powietrzu nad sobą. Dziewczynka z czerwoną buzią śmiała się pełną piersią, zaciskając oczy i wymachując małymi piąstkami i nóżkami z zadowolenia.

Hermiona nie od dziś wiedziała, jak niesamowicie radził sobie z dziećmi, w końcu widziała go nieraz z Lily i chłopcami. Jednak kiedy zaczęli się z Harrym spotykać, dzieciaki już dawno nie były maluchami

To Ginny widziała, jak rozklejał się za każdym razem z czystego szczęścia, gdy po raz pierwszy trzymał każde ze swoich dzieci, jak krok po kroku odnajdywał się w nowej roli bycia tatą, jak tulił małe ciałka otulone w kolorowe kocyki tuż przed sfałszowaniem kołysanki i ułożeniem ich do łóżeczek. To Ginny dała mu trójkę skarbów, które Hermiona kochała jak swoje własne, ale wciąż pragnęła urodzić mu dziecko, które byłoby tylko ich, z ich miłości. Nawet kiedy wiedziała, że nie może.

— Zbyt długo — odpowiedział jej Draco. — Zostawiłaś mnie tam na dobre pół godziny, wiedząc, że jedyne osoby, które toleruję, to moja półtoraroczna córka znająca trzydzieści słów, gdzie używa tylko dziesięciu; żona, która ma większe huśtawki nastrojów, niż gdy była w ciąży i Potter, który za bardzo wczuł się w rolę wujka.

Mimowolnie parsknęła śmiechem. Ponieważ nie było osoby w magicznej części Wielkiej Brytanii, która nie wiedziała, jak bardzo zakochany w swojej własnej córce był Draco Malfoy, a on tu mówił o ledwie tolerowaniu jej. Tak samo już wszyscy wiedzieli, jak dobrymi przyjaciółmi stali się Dracon z Harrym, zwłaszcza gdy obaj zdecydowali, że Mireille dostanie dożywotni zakaz na chłopców.

Co do jednego miał rację, Astoria w ostatnich tygodniach była podłą jędzą.

— Może powinniśmy sprawdzić, czy znowu udało ci się oddać złoty strzał — powiedziała i ponownie parsknęła śmiechem, by po chwili znów spoważnieć, spoglądając na Harry’ego.

Właśnie posadził jej chrześniaczkę w przenośnym krzesełku do karmienia i z uśmiechem przyjął od Astorii pojemnik z jakąś przekąską, by w towarzystwie Lily nakarmić małą dziewczynkę.

— Więc… co cię trapi?

Westchnęła ponownie, chwyciła tacę z dzbankiem i szklankami i, pierwszy raz odkąd Draco wrócił do ich życia, skłamała.

— Nic.



Czuła się okropnie, bo była złą przyjaciółką.

Nie raz odczuwała zazdrość.

Na pierwszym roku w Hogwarcie zazdrościła dzieciom z magicznych rodzin tego, jak szybko i łatwo zaaklimatyzowali się w nowym otoczeniu, a także, że nie musieli nic nikomu udowadniać. Zazdrościła im należenia do tego magicznego świata, na które ona musiała ciężko pracować.

Na trzecim i czwartym roku zazdrościła Ronowi, bo Harry był przede wszystkim jego przyjacielem, dopiero później jej. Zawsze stawał po jego stronie, nawet gdy oboje wiedzieli, że to ona miała rację. Bolało ją to, zwłaszcza że robiła wszystko dla dobra Harry’ego, nawet kiedy tego nie widział. Szczerze powiedziawszy, to była jedyną osobą, która nigdy go nie zostawiła ani się od niego nie odwróciła. Nawet kiedy wiedziała, że robił źle.

Na piątym roku poczuła zazdrość o to, z jaką łatwością Harry umiał przekonać ludzi do słuchania go. Ona nie raz i nie dwa musiała powtarzać, tłumaczyć, a i tak mimo dużej ilości poświęconego czasu, ludzie ją najnormalniej w świecie ignorowali. Ta zazdrość nie należała do najbardziej racjonalnych, o czym wiedziała, ale czuła ją tak samo mocno.

Na szóstym roku… Widząc pocałunek Rona z Lavender, poczuła palącą, wściekłą zazdrość. Myślała, że pojawiła się przed nimi nadzieja, jakaś iskierka, z której bezlitośnie ją obdarł, gdy owinął swoje długie, piegowate ramiona wokół głupiej blondynki. Ta zazdrość była najgorsza, a przynajmniej tak jej się wydawało. 

Ale to dzisiaj po raz pierwszy ta emocja dała jej się we znaki tak dotkliwie. Czuła, jakby nie zasługiwała na przyjaźń Astorii przez tę zazdrość, którą można było od Hermiony wyczuć na kilometr.

Zamknęła za sobą drzwi od domu i ignorując nawoływanie Harry’ego i Lily, pognała do góry. Łzy, które próbowała powstrzymać w klinice przy badaniu Astorii, zakręciły się niebezpiecznie i wypłynęły na zaczerwienione policzki.

Czuła się tak strasznie.

Zsunęła spódnicę na ziemię i otworzyła drzwi do łazienki. Ściągnęła marynarkę i weszła do środka. Chciała rozpiąć koszulę, ale dłonie tak jej drżały, że małe perełki wyślizgiwały się spomiędzy palców. Zirytowana zostawiła bluzkę i weszła pod zimny strumień wody.

Potrzebowała oczyszczenia z palących ją złych emocji.

Kiedy Hermiona po długich dwudziestu minutach nie zeszła na dół na obiad, który wiedziała, że miała przygotowywać sama Lily (z niewielką pomocą taty), Harry zaniepokojony wszedł do ich pokoju. Pierwsze co zobaczył to niechlujnie rzucona na ziemię spódnica i marynarka. Usłyszał szumiący prysznic, więc skierował się do łazienki. Hermiona siedziała na czarnych kafelkach, jej zazwyczaj złocista skóra była przeraźliwie blada, a biała bluzka kompletnie prześwitywała.

— Nia? — powiedział, wyłączając zimny strumień wody, od którego nawet na odległość włoski stanęły mu dęba. Dopiero wtedy usłyszał pociąganie nosem i cichy płacz. — Hermiona? — zapytał ponownie, a w głosie można było wyczuć rodzącą się panikę.

Hermiona nie była osobą, która uciekała, by płakać, a gdy coś ją trapiło, zawsze umiała znaleźć w Harrym oazę i wsparcie.

— Ast… storia jest w… w cią… ży.

— Och, Nia… — szepnął. Schylił się i nie bacząc na to, że kobieta jest przemoczona, wsunął ręce pod jej plecy i kolana, i przytulił do siebie, unosząc. Wyszedł z łazienki i skierował swoje kroki do łóżka, na którym ułożył zziębniętą Hermionę. Nakrył ją kocem i zbiegł szybko na dół, równocześnie wyciągając z kieszeni telefon.

— Ginny? Potrzebuję, byś zajęła się na kilka godzin dziećmi. Zdaję sobie sprawę, że dzwonię trochę niespodziewanie, ale mam pewien problem i nie mogę się nimi zająć. 



Harry wyślizgnął się spomiędzy dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Jak tylko udało mu się uspokoić Hermionę, co potrwało ze trzy godziny, w ciągu których usłyszał wiązankę przekleństw bardziej soczystą niż Syriusza kiedykolwiek, dowiedział się, jak straszną jest przyjaciółką, bo nie potrafiła się cieszyć szczęściem Astorii. Dodała też, że na niego nie zasługuje i zażądała, żeby przyprowadził ich dzieci z powrotem do domu. 

Wsunął na nogi dresy i upewniając się, że obie jego dziewczyny są opatulone kołdrą, teleportował się z cichym pyknięciem.

Pojawił się w Dziurawym Kotle, którym zarządzała teraz Hannah, żona Nevilla, i wiedział, że może liczyć na prywatną rozmowę. Skierował się do ich stolika i zobaczył, że były Ślizgon już na niego czekał ze szklanką whiskey.

— Na zegarku się nie znasz, Potter? — zapytał, nim zdążył usiąść.

— Słyszałem, że należą ci się gratulacje — odpowiedział, ignorując wypowiedź Dracona.

— A ja słyszałem, że twoja wszystko wiedząca żona aż się popłakała ze wzruszenia. Zastanawiam się tylko, dlaczego próbowała to ukryć, bo gdy pierwszy raz popłakała się ze szczęścia, uwiesiła się na mojej szyi jak małpa drzewa.

Harry chrząknął skrępowany, już zastanawiając się, jak powiedzieć Hermionie, że wcale nie ukryła bólu spowodowanego faktem, że Malfoyom znów udało się zajść w ciążę. Zwłaszcza że wcale się o nią specjalnie nie starali.

— Nie chcesz, nie mów, ale w domu mam buzującą hormonami żonę, która z wizyty z Granger wróciła wręcz rozhisteryzowana, bo cytuję “Hermiona jej nienawidzi do tego stopnia, że nie umiała utrzymać pokerowej twarzy przez dziesięć minut” — powiedział Draco, na końcu imitując akcent swojej żony. Harry wiedział, że Malfoy w ten sposób próbował ukryć, jak bardzo był zdenerwowany faktem, że Hermiona wzbudziła w niej takie emocje. Hermiona, która zazwyczaj była mostem łączącym wszystkich dookoła nich.

— Skończ — warknął cicho. To, że Draco czegoś nie rozumiał, nie dawało mu prawa, by używał takiej złośliwości do osoby, którą w tajemnicy nazywa przyjaciółką. Wystarczyło, że Harry jako gówniarz nigdy nie bronił jej przed Ronem, nie zamierzał teraz popełniać tego błędu z byłym Ślizgonem. — Ty w domu masz ciężarną buzującą hormonami, a ja mam kobietę, która chce nimi buzować, odkąd skończyła dwadzieścia lat.

— Potter — powiedział Draco, ale Harry nie dał sobie przerwać, czując palącą wściekłość w żyłach.

— Przepraszam w jej imieniu za to, że Astoria poczuła się przez nią źle, bo nie tego chciała Hermiona. Walczyła mocno, by się tam nie popłakać i dlatego nigdy nie wypomnisz jej tej sytuacji. Wystarczająco dużo dziś się nasłuchałem, jak zapłakanym głosem mówiła, że się sobą brzydzi, bo jest złą przyjaciółką. Więc skończ, zamknij tę bladą jadaczkę i nigdy więcej nie używaj tego tonu, gdy o niej mówisz. Nie jesteś już tym rozkapryszonym Ślizgonem, a Hermiona jest twoją najlepszą przyjaciółką.



Niepewnie spojrzała na czarną pół limuzynę. Z tyłu przed drzwiami samochodu stał Gus w eleganckim szarym garniturze z czarnymi okularami na nosie i beretem szofera.

— Pani Potter — powiedział, otwierając drzwi.

— Gus — odpowiedziała w geście przywitania i uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. Ścisnął ją lekko, próbując dodać jej otuchy, widząc, jak blada jest na twarzy, po czym pomógł jej wsiąść do środka.

Przywitała ją grobowa cisza i penetrujące spojrzenie szarych oczu, których unikała od przeszło dwóch tygodni. Kiedy Harry wrócił z baru, widziała, że był zły i miał ostrą wymianę zdań z Draconem, o której milczał jak zaklęty. Ale ona wiedziała. Astoria wiedziała. Draco był zły. A ona nie umiała spojrzeć mu w oczy. Teraz też. Dlatego spuściła wzrok na jego złożone dłonie, które na tle ciemnogranatowych spodni od garnituru były jak zawsze niecodziennie blade. Nim się spostrzegła, długie palce wplotły się w plątaninę jej włosów, gdy dłonią chwycił ją za tył głowy. Przesunął się na skraj siedzenie, równocześnie zmuszając ją do zrobienia tego samego.

Kiedy kobiece, nagie kolana obiły się o te w szorstkim materiale, odważyła się unieść wzrok i spojrzeć w szare oczy przyjaciela. Choć wyraz twarzy nie zdradzał nic, to właśnie w oczach mogła zobaczyć poczucie winy i wstyd oraz współczucie wymieszane ze smutkiem.

— Granger, kto cię nazwał następczynią Roweny, chyba nie rozumiał, że jesteś prawdziwą Gryfonką — szepnął, opierając swoje czoło o jej.

Zaśmiała się mimowolnie, czując rozluźniające się mięśnie i ulgę nie do opisania.

— Przepraszam…

— Nie przepraszaj, ja powinienem. Twój mąż przypomniał mi, że jesteś moją przyjaciółką i tak jak ty mi pomogłaś, ja chcę pomóc tobie.



Pierwszy raz od długiego czasu widziała zdenerwowanie na twarzy przyjaciela, gdy ten otworzył przed nią drzwi od luksusowego samochodu. Chwyciła wyciągniętą dłoń i z jego pomocą wydostała się na zewnątrz. Zatrzymali się przed domkiem jednorodzinnym, był większy niż dom Dracona czy jej, ale wciąż mniejszym od tego, w którym mieszkali państwo Malfoy.

— Gdzie jesteśmy? — zapytała, ale Draco sięgnął tylko po dłoń Hermiony i pociągnął w stronę otwierających się niebieskich drzwi.

Czekała w nich niska kobieta w fartuchu z dwuletnim dzieckiem na rękach. Kiedy tylko znaleźli się obok, dziecko wykrzyknęło imię Malfoya i wyciągnęło ręce w jego stronę.

— Brian, przestań już — skarciła go delikatnie kobieta. — Draconie, witaj, nie wiedziałam, że dzisiaj przyjedziesz.

— Mała zmiana planów, sam do końca nie wiedziałem, czy tutaj skończę — odpowiedział, zabierając od niej dziecko, które od razu ułożyło główkę na jego ramieniu. — Położę go do spania.

— Rozumiem. To ja wracam do kuchni — mruknęła, po czym spojrzała na śpiące już dziecko i pokiwała tylko głową.

Odwrócił się w stronę schodów i gestem głowy nakazał Hermionie iść za nim. Gdy znaleźli się na piętrze, na chwilę weszli do pokoju z dwoma łóżeczkami. Hermiona nie mogła się napatrzeć na byłego Ślizgona, gdy tak delikatnie układał małe ciałko w ciepłej pościeli. Nie raz widziała, jak robił to ze Słodyczką, ale ona była jego córka, jego krwią. Inne dzieci działały na niego zazwyczaj jak płachta na byka. Chyba że znajdowały się metr od niego, nie krzyczały i nie śliniły się. Wtedy dzieci tolerował.

— Po trzecim poronieniu zacząłem rozważać inne opcje. Astoria nie wie. Nie chciałem, by myślała, że sam uważam ją niezdolną do dania mi wymarzonego „dziedzica” — powiedział, robiąc palcami znak cudzysłowu. — Zacząłem szukać w sierocińcach magicznego dziecka, które potrzebowałoby nas tak samo, jak my jego. — Draco zamilkł i położył dłoń na dole jej pleców. Delikatnie popchnął ją do wyjścia i poprowadził do innych zamkniętych drzwi znajdujących się na piętrze. — I znalazłem, ale ty zgodziłaś się nam pomóc. A Margareth została adoptowana. Mimo tego wciąż szukałem dzieci obdarzonych magicznymi zdolnościami. Spodobał mi się pomysł adopcji. Ale… ale Astoria znowu jest w ciąży i po rozmowie z Potterem doznałem olśnienia.

— Brzmisz jak Trelawney — odparła, starając się złamać tę nutkę nostalgii, którą wyczuła w słowach przyjaciela. Wiedziała, że właśnie podzielił się jednym z największych sekretów, jakie skrywał. Nie żadnym z ciemnej przeszłości, ale tym najbardziej prywatnym, skrywanym przed światem, najbliższym jego sercu, tym, którego mógł się wstydzić i obawiać.

— Zawsze jest wyjątek od reguły. Może tak jest i teraz. Może mamy swoje przeznaczenia. Może Tori miała zajść w ciąże. Może to przeznaczenie próbuje powiedzieć nam, że to nie my mamy zmienić czyjś świat. Może jakaś inna siła w ten sposób pokazuje, że to właśnie ty, ty i Potter macie zmienić ich życie.

— Ich?

— Ich — powiedział i otworzył drzwi.



Po cichu weszła do domu, a słysząc śmiech dzieciaków, przystanęła w progu salonu. Słodka Lily siedziała po turecku przed ławą, bawiąc się konikami pony, a jej bracia siedzieli na kanapie. Zamiast z uwagą oglądać Avatara, którego widzieli dziesiątki razy, śmiali się i rzucali w siebie popcornem — coś, czego nienawidziła, bo sól rozsypywała się wtedy po całej kanapie.

— Chłopaki, uspokójcie się, Nia się spóźnia, ale jak wpadnie i zobaczy ten latający popcorn, to będziecie odkurzać cały salon — usłyszała pouczający, a przy tym pobłażliwy głos Harry’ego.

— Wystarczy, że użyjesz różdżki jak ostatnioooo, tato! — krzyknął, przeciągając samogłoskę James, po czym rzucił poduszką w głowę młodszego brata.

— No ładnie, ładnie — zacmokała, a cztery pary oczu zwróciły się w jej kierunku. — Szybko sprzątać mi ten popcorn — powiedziała rozbawiona, wchodząc do salonu. Przechodząc koło szczerzących do niej zęby chłopców, pochyliła się nad nimi i wycałowała w policzki. — Jak ci minął dzień u taty w pracy, kwiatuszku? — zwróciła się do Lily.

Usiadła za dziewczynką na dywanie, oplatając jej małe ciałko rękoma i mimowolnie się uśmiechnęła, czując jak Lily rozluźnia się w jej ramionach. Od ostatniej próby zajścia w ciążę minęły ponad dwa lata. Myślała, że oswoiła się już z myślą bycia tą „drugą” mamą, a lepszych dzieci, niż swojego męża, nie mogła dostać.

Urwisy niesamowite.

Psotny James, który zdecydowanie odzwierciedlał swoich imienników, wygłupiał się, emanował pewnością siebie i sprytnie wykaraskał z nie jednych kłopotów. Albus, który po rozwodzie swoich rodziców przylgnął do niej, godzinami mógł się z nią przytulać i czytać. I słodka Lily — oczko w głowie ojca, roztaczała wokół siebie aurę szczęścia, nie dało się być z nią smutnym.

Mimo że nie byli jej, to kochała je całym sercem i nie wyobrażała sobie, by Ginny zabrała je do siebie, tak jak tego chciała przy rozwodzie. Kiedy bardzo rzadko – przez ciągłą grę Ginny w Quidditcha – weekendy spędzali u matki, robili to bardzo niechętnie. Dom wydawał się bez nich pusty, a Harry i Hermiona, zamiast cieszyć się ciszą oraz chwilą wytchnienia, snuli się po kątach. Uwielbiała, że to w niej szukali ciepła i oparcia, chociaż często czuła się winna, zwłaszcza gdy w trudnych chwilach dzieciaki potrafiły nazwać ją mamą. Harry powtarzał jej, że jest głupia, bo każde z nich doskonale wiedziało, kto jest ich biologiczną matką, ale z bycia mamy Ginny zrezygnowała dawno. I to nie była wina Hermiony, że uważali właśnie ją za tę upragnioną mamę. 

— Super! Dziś miałam bardzo, bardzo ważne zadanie! — wykrzyknęła podekscytowana siedmiolatka.

— Tak? A cóż to takiego ważnego robiłaś?

— Przybijałam stemple do wosku na listach! Zrobiłam super robotę, prawda, tatuś?

— Super robotę — potwierdził Harry, śmiejąc się. Hermiona przewróciła oczami i nachyliła się w jego stronę, by pocałować go w usta.

Czy potrzebowali więcej, niż mieli?

A może powinna na to spojrzeć inaczej. 

Może oni wcale nie potrzebowali więcej. Bo pogodzili się z myślą, że nie dane jest im mieć dziecka zrodzonej z ich dwójki. Wciąż mieli trójkę najlepszych dzieciaków, jakich można było chcieć.

Ale co jeśli ktoś potrzebował ich?

Posiadanie większej ilości dzieci nie było problemem, w końcu zdecydowali się wcześniej na powiększenie rodziny. A mieli sposobność. Oboje byli na takim etapie swoich karier, że były to pewne i stabilne pozycje. Harry od dwóch lat zarządzał Biurem Aurorów, dzięki czemu więcej czasu mógł spędzać w domu i często nie musiał brać udziału w misjach, a ona nie drżała już ze strachu za każdym razem, gdy wychodził do pracy. Jej klinika, którą otworzyła z pomocą Dracona – prezent, jak to lubił powtarzać – miała się dobrze. Pieniędzy im nie brakowało, Harry wręcz marudził czasami, że ze skrytki, zamiast ubywać, to tylko przybywa i w życiu tego nie wydadzą.

Mogli to zrobić, prawda?

„Może to przeznaczenie próbuje powiedzieć nam, że to nie my mamy zmienić czyjś świat. Może jakaś inna siła w ten sposób pokazuje, że to właśnie ty, ty i Potter macie zmienić ich życie”.

W głowie zabrzmiał jej głos przyjaciela. To, z jaką pewnością i przekonaniem to powiedział. Jak bardzo wierzył w to, co mówił.

— Hermiona? — usłyszała z oddali głos męża, a kiedy potrząsnęła głową i spojrzała w jego szmaragdowe oczy, zrozumiała, wiedziała.

W ich życiu było wystarczająco dużo ciepła i miłości, by obdarzyć nimi jeszcze więcej osób. Zrozumiała też, że z nim u swego boku była gotowa na wszystko. Bo był jej przyjacielem, mężem, oparciem, najlepszym tatą dla ich dzieci.

— Adoptujmy — powiedziała i nie musiała długo czekać, by zaskoczenie ustąpiło miejsca szerokiemu uśmiechowi.


4 komentarze:

  1. Jeju, moje serce, moje emocje :( Po tym, jak mi przesłałaś ten fragment z hormonami, to napisałam hah czy coś takiego i się uśmiechnęłam sama do siebie, bo to fajnie brzmiało bez kontekstu, ale teraz... jak czytałam, to totalnie inna reakcja.
    Strasznie mi było przykro z powodu Hermiony i totalnie rozumiałam jej zazdrość. To takie ludzkie przecież. I pokochałam tego sympatycznego Draco. Nie wspomnę o Harrym, który ma takie dobre serce, i kogoś takiego każdy powinien mieć w swoim życiu. Tyle wspaniałych ludzi, kochających, oddanych, ale jednak to była smutna opowieść o Hermionie. I nawet jeśli na koniec coś dla siebie znalazła, to i tak czuję głównie smutek. Więc totalnie udało Ci się przekazać emocje.
    A skoro jesteśmy już przy emocjach, to ten fragment, który zresztą bardzo celnie powtórzyłaś, wwiercił mi się w serducho: „Może to przeznaczenie próbuje powiedzieć nam, że to nie my mamy zmienić czyjś świat. Może jakaś inna siła w ten sposób pokazuje, że to właśnie ty, ty i Potter macie zmienić ich życie”.
    I na koniec powiem jeszcze (chociaż pewnie mówiłam to już wcześniej przy innych tekstach) uwielbiam takie fajne zabiegi, powtórzenia, typu: (fragment) Nie płakała. (fragment) Jeszcze nie płakała. (fragment). Rozpłakała się. Albo o wyliczanie przy zazdrości. Bardzo mi się taka forma podoba. :)
    Chociaż z dziećmi i tematami okołociążowymi nie mam kompletnie nic wspólnego, to mnie znów, ponownie totalnie wciągnęłaś. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem autentycznie wzruszona. Naprawdę świetny tekst i bardzo, bardzo emocjonalny. A końcówka po prostu sprawiła, że nie mogłam powstrzymać łez.
    Świetnie ukazałaś postacie: zarówno Hermionę, której przecież ból najciężej było oddać, jak i Draco, Harry'ego. Bardzo dobrze, ze jest to Harrmione, jakoś nie umiem wyobrazić sobie w tej historii dramione. Mam wrażenie, że Draco nie potrafiły być takim, jakim jest tutaj Harry.
    Jeszcze raz naprawdę świetny tekst!
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej!
    Charlotte

    wschod-slonca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się stało i nie mogę dodać odp pod twoim komentarzem pod SD, więc dodam tutaj XD

      Spokojnie, jak widzisz, sama dodałam SD we wrześniu! Więc też minęło kilka ładnych miesięcy nim dodałam najnowszy post po tym tłumaczeniu ; ) Kompletnie rozumiem, że czasem się nie chce, nie ma się siły albo czasu, a życie wywraca wszystko do góry nogami :D

      Jednakże cieszę się, że widzę cię ponownie! <3

      Bo właśnie taki miał być tekst. Nic nowego, nic ambitnego, coś śmiesznego do herbaty wieczorami, gdy nasz mózg jest zmęczony opowiadaniami, które są ciężkie i zmuszają nas do myślenia i ciągłej analizy.
      Pozdrawiam również i witam z powrotem ! :*

      A teraz do tej mini ;) zawsze ogromnie się cieszę, gdy potrafię w czytelniku wywołać takie emocje! To chyba najlepsza nagroda jaka może być dla każdego autora.

      Musiało być Harmione, bo w pierwszej części mamy Drastorię, ale nic straconego, bo mamy Dramione w kontekście przyjaźni. I czasami trzeba się oderwać od tej pary i spróbować ich połączyć z innymi :D

      :)

      Usuń
  3. Cudowna miniaturka! W pewnym momencie nawet się popłakałam :o
    Czekam na następną :)

    OdpowiedzUsuń