27 gru 2016

Dla większego dobra — czujne oczy


Dla większego dobra 
czujne oczy. 

And if the sky comes falling down, for you, there's nothing in the world I wouldn't do

— Avicii





W zbliżającą się dziesiątą rocznicę Bitwy o Hogwart Harry zauważył śledzące go — w każdej możliwej chwili — bystre oczy przyjaciółki. Wiedział, że starała się to robić niepostrzeżenie, ale im bliżej było do nadchodzącego bankietu, tym bardziej intensywne stawało się jej spojrzenie. Czuł jej świdrujący wzrok, gdy siedział z Ginny przy rodzinnym obiedzie, czuł go, gdy robił głupie miny do Jamesa, czuł, nawet, gdy stał wśród wszystkich młodych (jeśli trzydziestolatkowie i trochę starsi mogą nazywać się młodymi) Weasleyów. Ktoś mógłby powiedzieć, że popadał w paranoję, wszak nie musiała się wpatrywać w niego, przecież zaraz koło siebie miał jej narzeczonego!

Ale on wiedział.

Wiedział, bo minęły lata, od kiedy ostatni raz poczuł to wypalające dziurę spojrzenie.

Pełne zmartwienia.

I przyprawiało go ono o zimne dreszcze, za każdym razem.



Kiedy po roku przypatrywania się samemu sobie w lustrze nie mógł znaleźć w odbiciu nic, co mogło zaniepokoić kobietę, sam zaczął obserwować. Ją. Jednak on, jako niedoszły Ślizgon, nie dał się przyłapać na tym ani razu. I wraz z mijającymi miesiącami stał się trzecią osobą w związku jego przyjaciół, nawet o tym nie wiedząc, przynajmniej początkowo.

Okazyjnie widywał, jak Ron wściekły odchodził od kobiety albo po cichu się sprzeczali. Kiedy pytał przyjaciela, co się dzieje, odburkiwał coś pod nosem „jak zawsze” i oddalał się od niego. Harry nie bardzo rozumiał, co to miało znaczyć, a Hermiona nie chciała nic powiedzieć. Dopiero później dowiedział się, że mówiąc „jak zawsze”, Ron miał na myśli jego samego — Harry’ego.

Zrozumiał to, gdy na świat przyszła Lily.

Jego kochana Ginny, z której był piekielnie dumny, że dała z siebie ponad sto procent przez ostatnie kilkanaście godzin, wyczerpana i wciąż spocona od wysiłku leżała na szpitalnym łóżku. Pielęgniarka właśnie wręczyła im ich córeczkę i nieważne, jak bardzo był pochłonięty dzieciątkiem z zamkniętymi oczami, otwartymi usteczkami, z których wydostawały się słodkie sapnięcia, wciąż czuł na sobie te palące spojrzenie.

Kiedy uszy zaczęły go niemiłosiernie piec, a po ich dotknięciu wiedział, że płoną żywym ogniem, powiódł spojrzeniem w stronę, z której czuł wzrok Hermiony. Stała za szybą wraz z Ronem. Mimo szczęśliwego czasu, który powinien być narodzinami kolejnego dziecka w rodzinie, wyglądali, jakby wrócili z piekła. Po nienaturalnie bladej twarzy kobiety spływały łzy, a przyłożona dłoń do szyby trzęsła się z emocji, gdy — był tego pewien po postawie przyjaciela — tłumaczyła Ronowi coś, co nie podobało się żadnemu z nich. Stał on bokiem do szyby, tak, by widzieć dokładnie kobietę, z zaciśniętą szczęką, i Harry wiedział po pulsującej żyle na szyi oraz powoli schodzącego z niej rumieńca, że gdyby spojrzał na nich szybciej, zobaczyłby Rona w chwili największej wściekłości.

Nawet z tej odległości widział brązowe oczy przepełnione smutkiem i poczuciem winy, które odczuwała ich właścicielka. Widział też w nich rezygnację, poddanie się, gdy nie odwróciła swojego spojrzenia od jego własnego. Pierwszy raz, odkąd zaczął przyłapywać ją na obserwowaniu jego osoby, nie uciekła, udając, że nie zachowuje się inaczej niż zwykle.

„Dziś”, wyszeptała bezgłośnie, ale wolno i wyraźnie, by mógł to wyczytać z czerwonych i pogryzionych z nerwów ust.

Jak na spowolnionym filmie widział, jak spuszcza głowę i zsuwa z palca pierścionek zaręczynowy, po czym, całując przepraszająco Rona w drżące usta, oddaje go w wielkie piegowate dłonie.

I po tym wiedział.

Już niedługo miał dowiedzieć się prawdy, dlaczego jej rutyną stało się bezustanne patrzenie w niego.

I w imię czego była gotowa poświęcić swoje nadchodzące wielkimi krokami małżeństwo.

Ta wiedza zabrała całą radość z trzymania słodkiej Lily w ramionach po raz pierwszy i zostawiła go sparaliżowanego strachem. 

Ostatni raz taki strach czuł przy oglądaniu wspomnień Snape’a.



Wiedząc, że Molly jest przy jego żonie, Harry po pocałowaniu śpiącej kobiety szybkim krokiem skierował się korytarzami Świętego Munga w stronę wyjścia z budynku. Stojąc na mokrym od deszczu chodniku plecami do starych manekinów, obrócił się na pięcie i z pyknięciem teleportował się w salonie… przyjaciół, albo przyjaciółki.

Z regału zniknęły puchary i nagrody Rona, na kanapie brakowało gryfońskiego koca, a na wieszaku zostały same damskie okrycia. Pod oknem stało kilka pudeł, a salon wyglądał, jakby połowa rzeczy z niego została zabrana.

Westchnął i ruszył po jasnych panelach do sypialni, w której, jak wiedział,na pewno znajdzie Hermionę. Nie pomylił się. Leżała skulona w kłębek, do piersi przytulała poduszkę, wdychając męski zapach. A na jej boku leżał mały psi łeb białego owczarka szwajcarskiego, którego kobieta dostała w prezencie od Rona, gdy strata starego, wrednego dla większości Krzywołapa stała się dla niej zbyt ciężka. Mała, puchata kulka bez przedniej łapki, która została znaleziona w dryfującym, lnianym worku w Tamizie, okazała się strzałem w dziesiątkę.

Kiedy zbliżył się do łóżka, Blackie podniósł swój łeb i przeszył go spojrzeniem niebieskiego oraz brązowego oka. Warknął raz cicho i wrócił do swojej leżącej pozycji, wciąż go obserwując. Harry sam westchnął i usiadł na brzegu materaca, a dłonią sięgnął do niesfornych loków przyjaciółki. Wplótł w nie palce, starając się uspokajająco je przeczesywać, co wcale nie stanowiło łatwego zadania. Wszak może nie były już tą szorstką szopą, ale jednak wciąż tworzyły poplątany, miękki bałagan.

— Pamiętasz przepowiednię, Harry? — zapytała zachrypniętym głosem, który powiedział mu, że przepłakała kilka godzin. Jedno, zwykłe słowo, a przeszedł go dreszcz niepokoju.

— Nawet z alzheimerem bym jej nie zapomniał — odpowiedział, próbując zdobyć się na cień humoru, co, jak sądząc po małym parsknięciu przez łzy, mu się udało.

I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego… — szepnęła.

… bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje… Wiem, Hermiono.

W odpowiedzi zerwała się na równe nogi i wymachując dłońmi, zaczęła krzyczeć, że nic nie wie i nic nie rozumie. Trzęsąc się cała, miotała się po sypialni. Machała różdżką, a z każdej wolnej powierzchni czterech ścian, zniknęły zaklęcia maskujące. Pojawiły się na nich zapisane pergaminy kaligraficznym pismem, które nie należało do Hermiony, a także mugolskie kartki z zeszytów zapisanych właśnie przez nią. Było tam pełno jego zdjęć, dat, przepowiednia rozdzielona na części pierwsze. Wszystko to było rozłożone na osi czasu, połączone różnokolorowymi nitkami.

I kiedy pies szczekał wokół nich, kobieta złapała go za dłoń i pociągnęła w stronę osi, przy której widniały daty i zdjęcia. Pierwsza data była z dziewiątej rocznicy Bitwy o Hogwart, a każda kolejna pokazywała większe zgromadzenia u Weasleyów czy przeróżne bankiety w Ministerstwie i charytatywne imprezy.

— Pomyliliśmy się, Harry.

To, co rzuciło mu się w oczy, to fakt, że wszyscy wokół niego na zdjęciach się starzeli, gdy on stanął w miejscu. Nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale kiedy porównał zdjęcie ze swojego ślubu z Ginny, które zostało przypięte jeszcze przed początkiem osi dat, gdy miał dwadzieścia pięć lat, a z najnowszym selfie ich złotej trójki sprzed tygodnia, zobaczył to jasno i wyraźnie.

I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.

Gdy Hermiona miała widoczne, pojedyncze siwe nitki w lokach, jego krótkie, wciąż sterczące w każdą stronę włosy były równie czarne, jak bajkowej Królewny Śnieżki.

Gdy Ron miał pajęczyny zmarszczek wokół oczu i ust, gdy się uśmiechał, on wciąż cieszył się gładką skórą.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Miałeś zginąć z Voldemortem, Harry.
Betowała; Rzan. & Katja z betowanie.blogspot.com { PS! Pamiętaj, że jeśli nie masz ochoty pisać komentarza, który naprawdę sprawi mi przyjemność, możesz ocenić rozdział. Ocenę znajdziesz nad etykietami posta. <3 blockquote="">

15 komentarzy:

  1. Nie wiem, skąd przychodzą Ci słowa, które piszesz z taką lekkością.
    Tekst jest wyważony i przemyślany - jedne do czego mogłabym się 'przyczepić' to jego długość (ale wybaczam ze względu na ilość obowiązków!).
    Tekst mimo że jest króciutki to ujął moje serce. Dawno nie czytałam czegoś z taką przyjemnością i zaciekawieniem. Ciekawa jestem, co wyniknie z tej historii i jak potoczą się losy bohaterów.
    Pisz dalej i niech wena Ci służy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci, że wszystkie będą mniejwięcej takiej długości. Taka seria miniaturek. Stwierdziłam, że ten moment jest idealny na zakończenie! : )

      Powiem Ci, że sama nie wiem ; ) czasami mam taki moment, że słowa same się wprost wylewają i coś mi się udaje. Wspaniałe uczucie <3
      Jak dawno czegoś takiego przyjemnego nie czytałaś, to sprawdź ostatnią miniaturkę: Charmione, jest o niebo lepsza! <3

      Dziekuję kochana za komentarz!

      Usuń
  2. Masz niezwykły talent!! Dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania. Szkoda, że takie krótkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam Ci inne miniaturki z tego bloga, a także rzan tłumaczy i komentuje oraz agatte-ff ;) maja one mnóstwo naprawdę dobrych tekstow ;) a równiez dziękuję za komentarz, naprawdę cieszą one prze ogromnie ❤️

      Usuń
  3. Brak słów. Coś genialnego. Masz wielki talent dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... Muszę przyznać, że końcówka mocno nasiąknięta emocjami. Są tak namacalne, że skłonna jestem skulić się pod ich nadmiarem, co mnie niezmienienie cieszy, lubię takie bomby emocjonalne ;).
    Świetnie dobrane słowa i długość też, mam wrażenie, ze gdyby miniaturka była dłuższa, wszystko zostałoby niepotrzebnie przeciągnięte.
    Jak zwykle zresztą: podziwiam! ;)
    Czekam na kolejne posty, mam nadzieje, że wkrótce się pojawią.
    Pozdrawiam,
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  5. po pierwsze fajny pomysł i podoba mi się ,że chcesz pisać dalej bo na serio wciągnęło mnie to i nie wyobrażam sobie ,że to tak zostawisz ... dalej świetnie piszesz i dobierasz słowa adekwatne do sytuacji , bardzo mi się to w tobie podoba i no cóż ... mogę życzyć ci jedynie powodzenia i oby tak dalej rozwijaj się ;)
    pozdrawiam

    Mina

    OdpowiedzUsuń
  6. No, jestem trochę zmieszana i nie wiem, czy mi się to opowiadanie podoba. W sensie fabularnym oczywiście, bo no właśnie jestem zmieszana. Na pewno powiem, jak chyba za każdym razem Ci powtarzam, że Twój styl jest czymś, co mnie przyciągnie do twoich dzieł, chociażby dlatego, żeby móc ich skosztować. Czasem jednak wiem, że jest coś nie dla mnie jak Nowe szanse, bo tam nowe pokolenie.
    Tutaj właściwie nie wiem, co mi nie pasuje, więc trochę sobie pogadam, dobra?
    Podoba mi się, że jest tu duużo perspektywy Harry'ego, bo tutaj to on góruje nad tekstem. I co wiecej, ja bardzo Twojego Harry'ego lubię, przyjemnie się o nim czyta. Nie jest ani nazbyt dojrzały, ani wyjątkowo dziecinny. O to drugie się nie martwiłam, ale o to pierwsze jak najbardziej, bo jednak na takie cuda się natknęłam.

    Może gdzieś miedzy wierszami, ale mi się podobał rozpad związku Rona i Hermiony, bo nie robi się z tego afery na pół Anglii, a jest to właśnie takie spokojne, po cichu, czyli kurde tak jak rozstaliby się przyjaciele jednak. I to mi na pewno plusuje, bo Ron to moje guilty pleasure oczywiście.

    I chyba nie do końca się zgodzę, że w końcówce jest kumulacja emocji. Podoba mi się finał tego odcinka, bo zostawiłaś nas z niepewnością i człowiek się pozastanawia teraz, ale emocji szczególnych nie uświadczyłam. Poza tym powiem też, że ja lubię takie końcówki bardzo, bo mogę sobie snuć własne teorie odnośnie tego, co dalej i sprawia mi to mega frajdę.

    Ale tak bardzo nie podoba mi się to użycie selfie... Może i słowo weszło do naszego języka, a teraz widzę, że i do słownika, ale mi się ono tutaj diabelnie nie podoba. Nie wiem, dlaczego zdjęcie nie jest (a jest!) dla Ciebie dobrym zamiennikiem.

    I jak sie cieszę, że to po betach już, bo tak się lubuje w czytankach dobrych i poprawnych tekstów, że ojoj. Raz tylko chyba mi się rzucił w oczy zły podmiot w zdaniu, ale za nic tego nie znajdę, przy czym nieźle parsknęłam śmiechem, bo wyszło trochę komicznie.

    No więc tak, jak będzie więcej tekstu, to pewnie powiem, że mi się opowiadanie podoba lub nie, na razie mogę mówić, że sytuacje jakieś są dla mnie na plus.

    Ściskam,
    Acrimonia.

    OdpowiedzUsuń
  7. No dobra, miałam przeczytać później, ale nie mogłam się oprzeć :) Ta część miniaturki bardzo mi się podoba. Nie dlatego, że związek Rona i Hermiony się rozpadł (za to masz wieeelki plus), ale dlatego bo było tu dużo Harry'ego. Zawsze go lubiłam.
    Końcówka mnie totalnie zaskoczyła i chcę więcej <3
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    byłoby mi miło gdybyś kiedyś wpadła na moje blogi, no ale oczywiście kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyszłabym do Ciebie wcześniej, ale po ostatnim zdjęciu z Broken Wings wzięłam się za czytanie, bo nie pamiętałam, o co chodziło w tamtym fragmencie. No i tak się znów wciągnęłam, że byłam w szoku, jak się w połowie urwało. :d Ale już wracam do żywych i przyszłam zostawić komentarz, bo ten tekst na to totalnie zasługuje, a chciałam to zrobić, jak będę mieć co najmniej kwadrans. Dobra, pół godziny, bo przeczytałam rozdział kolejny raz. :D
    Co mnie ujmuje w tym miniopowiadaniu?
    Po pierwsze sama idea przepowiedni, jej interpretacja. I ja wiem, że pewnie piszę to już ze trzeci raz, ale jak coś jest dobre, to mam ochotę gadać o tym godzinami wszystkim wkoło. Nie przypominam sobie, abym czytała coś w tym stylu, związanego właśnie z Voldemortem i tym, że żaden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje.
    Po drugie Romione. Nie wiem, co tam ostatecznie zrobisz z rudzielcem, ale w tej chwili mam same pozytywne uczucia. Tzn. było mi mega smutno, gdy Hermiona pocałowała go w drżące usta, oddała pierścionek, gdy próbowała wytłumaczyć, choć i tak czuła się winna. Stąd pozytywne uczucia, bo zapowiada się to na dojrzałą relację dwójki ludzi, którzy nie zachowają się po tym jak para szesnastolatków. I chociaż pewnie będzie mi znów smutno z powodu Rona, to taki smutek jest okej, uderza tam, gdzie powinien.
    Po trzecie klimat na samym początku. Te obserwujące oczy. To takie angstowe, niepokojące. Wiesz, jak lubię taki nastrój. :D
    Mogę wkleić ulubiony fragment? Ja się zawsze cieszę, jak mi ktoś to zrobi, więc no… :D
    „Jak na spowolnionym filmie widział, jak spuszcza głowę i zsuwa z palca pierścionek zaręczynowy, po czym, całując przepraszająco Rona w drżące usta, oddaje go w wielkie piegowate dłonie.
    I po tym wiedział.
    Już niedługo miał dowiedzieć się prawdy, dlaczego jej rutyną stało się bezustanne patrzenie w niego.
    I w imię czego była gotowa poświęcić swoje nadchodzące wielkimi krokami małżeństwo.”

    Uwielbiam. *.* Tak samo jak ostatnie zdanie, takie dosadne. Wisienka. :)

    Życzę Ci dużo weny oraz czasu na to opowiadanie z milionem pairingów (:D) i na LA, i na miniaturki, i NS. Nie mogę się doczekać, co nam pokażesz następnym razem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, właśnie przypomniało mi się jeszcze jedno. Hermiona-Sherlock! Bezbłędna wizja! :D Z tym, jak odsłoniła ściany pełne zdjęć i zapisków, kartki połączone kolorowymi nitkami. Idealnie wpasowane!

      Usuń
  9. Yyyy. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to pytanie, czy to jest tekst zakończony. Bo jakby rozumiem całość, podoba mi się zarysowanie postaci, kreacja Hermiony jako paranoiczki, która w domu w tajemnicy sporządza notatki i zadręcza swój mózg (tu bym raczej nie porównywała jej, jak ktoś przede mną, do Sherlocka. Bardziej skojarzyła mi się z jedną bohaterką z mało znanego serialu rockie blue, która cierpiała na dwubiegunówkę i czasami wpadała w takie właśnie momenty obsesyjne), ale nie do końca chyba widzę związek między dwukrotnie cytowanym fragmentem a tym, że Harry się nie starzeje i miał zginąć. Nie wiem, może ja zbyt prosta dziołcha jestem i mnie trzeba łopatologicznie, ale co chcesz przez to powiedzieć? Że Harry żyje poza czasem? Że Harry... nie żyje? Nie bardzo wiem, do jakiego mam dojść wniosku, co sprawia, że choć tempo miniatury, zarysowanie postaci i kreowanie scen mi odpowiada, to po przeczytaniu nie mogę powiedzieć, że mi się podobało, bo za cholerę nie wiem, o co Ci chodziło w tym tekście. Czekam na jakąś odpowiedź, bo *ale ze mnie śmieszek heheszek, nawiązanie do postarzałej Hermiony tak bardzo* osiwieję tu z niewiedzy.
    Pozdrawiam ciepło *zostawiam sobie powiadomienia do komcia, więc serio liczę na odpowiedź na pytania!*
    mózg

    PS Aha, no bo jeszcze nie poruszyłam paru kwestii, które nie dają mi spokoju: czemu Hermiona w związku z tym, że Harry powinien zginąć, rozstaje się z Ronem? Jest to motyw jakoś związany z tym wątkiem, czy raczej tło dla opka, które pokazuje, że Hermiona jest tak zafiziowana na punkcie sprawy Harry'ego, że rozpada się jej związek?
    No i co wspólnego mają z tym narodziny Lily? Czemu akurat teraz? To jakiś taki dramatyczny zwrot akcji, aby coś uwypuklić, czy to ma jakieś znaczenie?

    Teraz na serio się już żegnam i kłaniam,
    mózg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój błąd, ponieważ nie napisałam żadnej a/n iż będzie to seria miniaturek i razem stworzą one krótkie opowiadanie. Więc mam nadzieję, teraz stwierdzisz, że całkiem ci się podobało, bo nie była to część, którą musisz zrozumieć od razu. Założę się, że książki i filmy też nie rozumiesz od razu po pięciu minutach i wiele z nich ogarniasz dopiero pod samo koniec, bo tak chciał autor ;d

      Dlatego też, jeśli nie rozumiesz to nic, bo to się jeszcze wyjaśni. To jest czas na wasze spekulacje. Dlaczego Harry się nie starzeje? Dlaczego ma to coś wspólnego z Voldemortem? Co do tego ma przepowiednia?

      Nie wiem czemu, ale odczuwam lekkie urażenie, że nazywasz Hermionę... obsesyjną paranoiczkę, przez to, że miała to wszystko na ścianach. Dla mnie to typowe zachowanie Hermiony, nawet takiej z książki. Pewnie nie miałaś nic złego na myśli, ale mam takie głupie odczucie do tej opinii :D

      Ona nie roztaje się z Ronem, bo Harry miał zginąć iks lat temu. Roztaje się dlatego, bo jako siostra którą czuje się dla Harry'ego chce mu pomóc, i nie może poświęcić Ronowi sto procent uwagi. Zamiast dopinać ślub na ostatnie guziki, to ona spotyka się z inną osobą i wertuje księgi, by zrozumieć co się dzieje z Harrym. Także Ron po ponad dwóch latach miał dość i Hermiona o tym wiedziała, dlatego zadecydowała nim on kazał jej wybierać, bo wiedziała, że tego nie chciał, ale by to zrobił. A nie dlatego, bo Hermiona tak zafiziowała na punkcie sprawy Harry;ego.

      Narodziny Lily miały ukazać płynący czas. Na wstępie jest mały James, teraz narodziny Lily.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nooo, to wszystko wyjaśnia. Bo ja myślałam, że mam szukać rozwiązania w tym jednym tekście, a było wiele niedopowiedzeń, pełno niewiadomych i ogólnie niezrozumienia. Jasne, że normalnym jest, że nie wszystko rozumie się od razu, jeśli się wie, że będzie kontynuacja. To całkowicie zmienia postać rzeczy. :)

      Czyli relacja Hermiona/Ron to mój drugi typ spekulacji, dzięki za wyjaśnienie. :D

      Co do Hermiony... No nie wiem, czy do końca aż takie wciągnięcie się w sprawę jest kanoniczne. Hermiona, owszem, była postacią szukającą rozwiązań, dociekliwą, osobą, która potrafiła przewertować całą bibliotekę, by znaleźć rozwiązanie, ale to ciągłe łażenie za Harrym, patrzenie na niego, wyciąganie go w dniu narodzin jego dziecka, by mu o wszystkim opowiedzieć, obklejone zdjęciami ściany, histeryczne zachowanie, poświęcenie związku dla sprawy... no, wygląda to już lekko obsesyjnie. Nie mówię, że nie mieści się to w ramach profilu postaci, to może być kanoniczne w kontekście ewolucji postaci, ale Hermiona za czasów szkolnych aż taka nie była. Przecież co roku rozwiązywali jakieś zagadki, a nigdy nie pojawił się w książkach opis Hermiony, która pod kamuflażem ukrywała na ścianach swoje notatki, zgromadzone przez lata zdjęcia, wycinki z gazet. To Harry był tego typu postacią (no może bez notatek), co jest pięknie ukazane w HPiKP. Wracając do Twojej Hermiony... Na tle z lekkim stalkingiem (no bo tak trochę to przedstawiłaś), daje to obraz no... pewnej obsesji. To wrażenie wzmaga końcowa histeria. Stąd moje określenie Hermiony, które Cię uraziło - ale nie miałam tu nic złego na myśli, po prostu tak odbieram postać, którą tu przedstawiłaś, argumentując, czemu właśnie tak ją widzę. Nie ma co brać tego do siebie, chill.

      Skoro więc jest to czas na spekulacje, możesz spokojnie odebrać moje wszystkie prośby o wyjaśnienie za pytania, na które nie dostanę tymczasowo odpowiedzi, a zwyczajnie pojawiły się w mojej głowie podczas czytania. :D
      Czekam więc na kolejne miniaturki z serii, no bo jednak bardzo mnie dręczy, co to wszystko ma znaczyć. :)

      Pozdrawiam ciepło!
      mózg

      Usuń