29 wrz 2015

Chapter 11

Dla wy­racho­wane­go gracza wartości, to pionki.
Dlatego nie ma gier niewinnych.
Wszystko zależy nie w co się gra, lecz o co i z kim.

Corbin Greyson zawsze uważał się za spostrzegawczą osobę, jednak w ogóle nie spodziewał się tego, czego się dowiedział. Dlatego kiedy Lily przyszła do niego nad ranem, po tej nocy, powiedzieć, że coś się zmieniło z Lyrą i Scorpiusem — najnormalniej w świecie ją wyśmiał, co nie było dobrą reakcją. Szybko przekonał się, że czternastolatka może unieść się dumą i mimo wszystko okazać się równie uparta jak jej matka, jak i każdy Weasley. Cały dzień się do niego nie odzywała, nie dała się przekonać, by pozwoliła mu nosić jej torbę, nie chciała usiąść z nim do obiadu, a gdy on chciał zjeść z lwami, bezceremonialnie przy wszystkich odwróciła się plecami do Ślizgona. Przyszła dopiero roztrzęsiona po tym, jak podsłuchała rozmowę Rose i Hugo — nie dlatego, że jej złość przeszła, ale potrzebowała wsparcia i wysłuchania. Dopiero po wizycie Dracona Malfoya, a zwłaszcza po tym, jak mężczyzna nie znalazł swojego syna w swoim dormitoriu, a u Lyry, Corbin w duchu przyznał, że coś jest na rzeczy. Od tego czasu obserwował dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. 

Ukradkowe spojrzenia, gdy siedzieli całą paczką w pokoju wspólnym. Ostrożne muśnięcia dłoni — raz widział nawet, jak Scorpius gładził dziewczynę po udzie na eliksirach! Przedłużające się dla nich treningi, bo Malfoy chciał poćwiczyć szybkość na miotle — „a Granger jest najszybsza w naszej drużynie dzięki filigranowej budowie!” — tak mu powiedział. Co raz częściej znikali w tych samych momentach, tak samo jak pojawiali się na śniadaniu w swoim towarzystwie. Ciągle pracowali nad projektem z eliksirów i Corbin rozumiał, że mieli zajebiście trudne zadanie (szczerze, to nikt nie wierzył, że im się uda je zdać), ale po takim czasie nad nim spędzonym powinni już nim rzygać. Jednak najbardziej do pomysłu Lily przekonały go po dwóch tygodniach obserwowania błyszczące oczy, zarumienione policzki u Lyry, zadowolony uśmieszek u Scorpa, spuchnięte usta i typowe włosy jak po seksie u dwójki. 

Dalej, mając przed sobą te wszystkie puzzle układanki, nie mógł uwierzyć, że to nie on pierwszy zauważył co się dzieje, a Lily! I potrzebował tyle czasu! 

— O czym myślisz? — szepnął słodki, zaspany głos. Spojrzał znad pół przymrużonych oczu na wtuloną w jego bok Gryfonkę. Jeśli Lyra z Scorpiusem faktycznie dodatkowo trenowali, to można powiedzieć, że w tym roku kapitan drużyny Gryffindoru próbował im dorównać. Odkąd tylko zaczęły się treningi do quidditcha, Thomas zaklepał boisko do końca sezonu na co drugi dzień, na cztery godziny. Corbin nie wiedział, co chłopak chciał osiągnąć, jednak jedno było pewne, jeszcze trochę i mógł pożegnać się z drużyną, bo wszystkich zawodników wykańczał psychicznie i fizycznie. Lily potrzebowała pomocy Lyry i jego, by utrzymać oceny przy tych morderczych treningach. Dwa razy pomógł jej nawet Scorpius, gdy Granger miała te dni i zdychała w dormitorium, a Corbin, jak zawsze w takich sytuacjach siedział z nią. (Czytał jej książkę, słuchał lamentu, czasem nawet płaczu, masował brzuch i plótł jej jasne, długie włosy w warkocz. Poił ją też miętą, która działała na nią jak melisa na innych. Uspokajająco.) Z tego powodu też, gdy się widzieli i nie odrabiali wspólnie jej lekcji, Lily zazwyczaj z wyczerpania zasypiała po kilkunastu minutach rozmowy. A on, widząc poszarzałą skórę, worki pod oczami i zapadnięte policzki nie mógł mieć jej tego za złe. Swoją złość kumulował by wyładować na Thomasie. Jeśli po pierwszym meczu, który był za kilka dni, nie zluzuje, zamierzał się wyładować właśnie na tym wypierdku. 

— Zastanawiam się, skąd masz pewność, że coś się zmieniło… w nich. 

— Widziałeś ich przez te dwa tygodnie! To widać gołym okiem. 

— Jeśli jesteś dobrym obserwatorem, ale ty wiedziałaś wcześniej! I nie wiem jak! 

Lily zaśmiała się i spojrzała na jego nagi tors. Przejechała opuszką palca po skórze i uśmiechnęła do siebie, gdy poczuła, jak zadrżał. 

— Okej, powiem ci… Widziałam, jak Lyra wychodziła od Scorpiusa w samej bieliźnie i jego koszuli. 

— O kurwa!

— Też to sobie pomyślałam — powiedziała rozbawiona nastolatka. 

~~*~~*~~

— Dziewczyno za czerwonych drzwiiii… — Usłyszała szept z oddali. — Pobudka. — Poczuła zimne usta na nagim ramieniu. Przyjemne, chłodne w dotyku usta obdarowywały ją słodkimi pocałunkami od ramienia do kręgosłupa.. Kiedy już tam były, dziewczynę przeszły dreszcze od mokrego, gorącego języka. Scorpius na przemian dręczył ją wilgotnymi pocałunkami, opuszkami palców na jej biodrze czy sprośnymi słówkami wypowiedzianymi zachrypniętym, seksownym głosem. — Lyraa. — Jęknęła, gdy uszczypnął przez koszulkę jej twardy z podniecenia sutek. 

— Mhm… — mruknęła, rozkoszując się jego ciałem zaraz przy jej. 

— Nie śpisz już… Perfekcyjnie — szepnął jej do ucha, a dłoń z biodra zsunęła się lekko w bok i dół. Zagryzła wargę, gdy dotknął ją przez figi, sapnęła, gdy powtórzył tę czynność na łechtaczce. Przez to, że ta część była tak wrażliwa, szorstkość koronki sprawiła, że oprócz słodkiej przyjemności poczuła też lekki ból. Instynktownie wypięła tyłek, napierając na jego rosnącego i sztywniejącego penisa. Czując go przez, zapewne, mundurkowe spodnie, poruszyła biodrami, wydobywając świst z zaciśniętych zębów. Chłopak złapał ją mocno, wsuwając przy tym dłoń pod materiał, by powstrzymać ją od ruszania. 

— Przestań — warknął, ale Lyra słyszała w jego głosie podniecenie i nutkę rozbawienia. — Przestań — powtórzył, wsuwając w nią palce. Nachylił się nad nagimi plecami i pocałował szyję, tuż po płatkiem ucha. Potarł jeszcze nosem o jej skórę, a palce zagłębiały się, tylko po to, by się z niej wynurzyć i zagłębić jeszcze raz. 

— To dla ciebie — szepnął ochryple, a dormitorium wypełniły płytkie, przyśpieszone oddechy, sapnięcia i jęknięcia, które były muzyką dla jego uszu. 

~~*~~~*~~

Po dwudziestu minutach i zimnym prysznicu później Lyra i Scorpius weszli do wielkiej sali, a wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę. Dziewczyna wywróciła oczami, i nie zaszczycając chłopaka ani jednym spojrzeniem, skierowała się na swoje miejsce. Usiadła obok Corbina, który wręczył jej herbatę miętową o idealnej temperaturze. Oplotła palce wokół kubka i pocałowała dredziarza w policzek. Scorpius dołączył do nich chwilę później. 

— Czemu jesteś taki zadowolony od rana? — zapytał zaciekawiony chłopak i zobaczył, że kumpel w odpowiedzi uniósł tylko brew. — Chociaż to złe pytanie. Od miesiąca chodzisz jakiś taki szczęśliwy. 

— Nie wiedziałem, że to zakazane. 

— Patrząc na to, że starzy ci się rozwiedli, to pomyślałby ktoś, że będziesz choć trochę przygnębiony. 

— Co? Nie wiedziałam, że twoi rodzice się rozwiedli! — powiedziała Lyra, a pół stołu spojrzało na nią dziwnie. 

— Dlaczego miałoby cię to interesować? — zapytał Albus z drwiącym uśmiechem, a Robbyn, jakby była w zmowie z jej „kuzynem”, dolała oliwy do ognia: 

— Przecież to nie tak, że jesteście blisko, by Scorpius ci o tym mówił. 

Lyra zamrugała powiekami, pierwszy raz od miesiąca rozumiejąc, że nikt, dosłownie nikt nie zauważył zmiany w ich zachowaniu. Jasne, zmiana nie była wielka, ale zawsze jakaś, a patrząc na to, że jako paczka spędzali dnie w swoim towarzystwie, to to, że ani jedna osoba nic nie widziała, Lyra uważała za dziwne. 

Poczuła, że Corbin dziwnie na nią patrzy. Otworzył usta, ale, widząc coś nad głową Albusa, szybko je zamknął oraz pocałował ją w czoło.

— Lecę. 

— Widzimy się na lekcjach. 

Z uśmiechem odprowadziła jego postać oddalającą się luźnym krokiem w stronę wejścia. Wraz z nim kierowała się tam Lily. Czternastolatka od miesiąca wprost promieniała, nawet jeśli była wykończona treningami. Nie przeszkadzał jej fakt, że Corbin nie chciał się z nią związać, ani to, że od czasu pocałunku w łazience się do niej nie zbliżał w taki sposób. Cieszyła się, bo mimo wszystko to ją odprowadzał do klasy, to jej torbę nosił i to dla niej odmawiał kolejnym dziewczynom randek, z nią jadał obiady i teraz nie tylko dla Lyry umiał zrobić idealną herbatę — jej też. 

~~*~~*~~

Kanapy przy kominku w pokoju wspólnym Slytherinu były jak zawsze zajęte. Na dwuosobowej siedziała Lyra z Albusem — który pisał esej na historię magii z niewielką pomocą “kuzynki”, trzyosobową zajęła Lily z Corbinem — gdzie ona ostatnimi czasy nadrabiała braki snu w ich towarzystwie, a w fotelu zadomowił się blondwłosy Ślizgon — który kręcił szkłem w dłoni, zmuszając bursztynowy trunek do wirowania po ściankach szklanki. 

— Myślicie, że mamy szansę z Gryfonami? Thomas narzucił im taki plan treningu, że musieli się poprawić, a nigdy nie byli źli i było ciężko nam z nimi wygrać — zapytała Lyra znad na wpół zapisanego pergaminu. Zmrużyła oczy, wpatrując się w jedną z dat, szukając w głowie, kiedy ustawa przeciw wilkołakom została przyjęta. Zapukała czerwonym paznokciem w pergamin, po którym pisał Albus. — Masz źle, to było pięć lat przed narodzinami twojego taty, czyli 1975 roku. Podziękujmy mu i mojej mamie, że znieśli ten dekret, bo to zwykła kpina była. Nie znałam Remusa, ale gdyby Teddy odziedziczył likantropię, a ta ustawa dalej była w użytku… 

— Nawet w Świętym Mungu by go nie przyjęli, gdyby coś się stało — dopowiedział za nią Scorpius, patrząc przez chwilę na Granger, ale, czując na sobie wzrok ich przyjaciela, spojrzał szybko właśnie na niego. — Wracając do Gryfonów, Thomas tak ich przeorał, że wątpię, by Puchoni mieli problem ich rozgromić w sobotę. Idiota zamówił boisko na piątek wieczór!


— Żartujesz? — zapytała oburzona. 

Chłopak pokręcił głową wciąż patrząc na Corbina. Przez chwilę obserwowała ich “walkę”, aż Scorpius z powrotem spojrzał w tlący się ogień w kominku. Lyra wykorzystała to, że na jego twarzy zatańczyło ciepłe światło od płomieni. Zagryzając mugolski długopis, wpatrywała się w to przedstawienie, które dla jednych mogło być zwykłe, a dla niej stawało się piękne ozdabiając jego twarz. Kątem oka widziała, jak unosi szklankę i, wstrzymując oddech, obserwowała, jak wąskie, miękkie usta zatapiają się w słodkiej whisky. Gdy przełykał trunek, jego rysy szczęki napięły się, a jabłko Adama mocno uwydatniło, przez co Lyra zacisnęła dłoń, wbijając sobie paznokcie w skórę, i próbując z całych sił nie rzucić się przy wszystkich na chłopaka. Mimo że do niedawna nie żyli w zgodzie, Lyra posiadała oczy i widziała, jak chłopak został stworzony. Nawróciłby nawet zakonnice, ale co się dziwić, gdy miał geny tego Dracona Malfoya i najpiękniejszej modelki w magicznym świecie?

— Ja… em, muszę… do mamy iść — powiedziała, wsuwając stopy w różowe, puchate kapcie. Owinęła się szczelnie cienkim sweterkiem oraz nie czekając na odpowiedź, wyszła na zimny korytarz. Zamiast iść prosto i skręcić, tak jak prowadziła droga do gabinetu i dormitorium Hermiony Granger, Lyra skierowała swoje kroki do damskiej łazienki. Drzwi zatrzasnęły się za nią z cichym kliknięciem, a z kranu poleciała zimna woda. Osiemnastolatka zmoczyła pod nią dłonie i przyłożyła je do rozpalonych policzków. Odetchnęła głęboko, okładając tym razem czoło po czym spojrzała w lustro. Patrzyła w swoje odbicie szarymi oczami. Ostatnio przestała używać zaklęcia, by zmienić ich kolor na szmaragdowe. Nie była tylko pewna, czy zrobiła to dla Scorpiusa, przez noc, czy dla siebie, pamiętając słowa Harry’ego — „ukrywając się za maskami, można zapomnieć, kim się naprawdę jest” — czy może jeszcze zaprzestała tej czynności z tych dwóch powodów na raz. 

Odczekała jeszcze moment, aż cała ochłonęła i odwróciła się w stronę wejścia. Pisnęła zaskoczona i przestraszona, widząc kogoś — a dokładniej to jego — w przejściu. Zdążyła zobaczyć, jak unosi lewy kącik ust w zawiadackim uśmiechu — nie sam uśmiech — i w trzech długich, szybkich krokach był tuż przy nastolatce. 

Złapał w dłonie twarz okalaną czarnymi lokami, ale ich właścicielka się wyrwała i zniecierpliwiona sama chwyciła go za szyję oraz zmusiła, by nachylił się w jej stronę dzięki czemu mogła mocno wpić mu się w usta. Jęknęła, czując słodką whisky na ruchliwym języku. Zadrżała kiedy silne ramiona oplotły ją w pasie i uniosły do góry, by posadzić na umywalce. Instynktownie skrzyżowała nogi za jego plecami i dała się popchnąć na lustro, by pocałunkami mógł zejść z ust na brodę, linię szczęki i szyję. Wbiła palce w męskie ramiona, czując ssanie na kawałku piersi, która wcześniej była przykryta materiałem i gdy pieścił ją przez majtki. 

— Od tak dawna zastanawiałam się, jak Ognista smakuje na tobie — szepnęła z przymrużonymi z rozkoszy oczami. 

— Mhm... zadowolona? — zapytał zachrypniętym głosem, wsuwając w nią jeden palec, a kiedy odkrył, jak mokra jest, dodał kolejne dwa. 

— Cho.. ah… rnie — jęknęła, odklejając plecy od lustra. Kiedy on bawił się tam, gdzie lubił najbardziej, jak przez ten miesiąc odkryła dziewczyna, sama sięgnęła do paska, który odpięła, a za nim zaraz poszedł zamek. Chwyciła stojącego członka w dłoń i kilka razy nią przejechała w górę i w dół, gdy poczuła pustkę w sobie po tym, jak Scorpius zabrał z niej palce. Sfrustrowana otworzyła oczy, by spojrzeć w ciemnoszare jak dym z kominka za dnia tęczówki— zawsze przybierały ten odcień, gdy był podniecony. 

— Nie ma na to czasu — odpowiedział jej na nieme pytanie, zabierając z o wiele drobniejszych dłoni niż jego własne penisa i z powrotem się zapiął. 

— Ale… teraz moja kolej… — szepnęła niezadowolona, pamiętając, że już rano obudził ją pieszczotami, które doprowadziły dziewczynę na szczyt, potrwało to wtedy trochę, ale jak stwierdził, było warto. — Nie wiem, czemu nie dasz się odwdzięczyć. 

Scorpius tylko się uśmiechnął, pociągnął ją na krawędź kamienia, w którym były umocowane umywalki, a sam przed nią kucnął. Trzymając dłonie na spódniczce w kratkę, sunął nimi do góry, aż ukazały mu się mleczne uda i koronkowe majteczki. Nie bawiąc się w żadne ich ściąganie, złapał za nie i mocno pociągnął, a delikatny materiał pękł. 

Jeden pocałunek. Drugi. Trzeci. Wsunięcie języka. Ciche jęknięcie. Czwarty pocałunek. Wsuwanie języka, wysuwanie i znowu wsuwanie. Pociągnięcie jasnych włosów. Głośniejsze jęknięcie. Sunięcie opuszkami po wewnętrznej stronie ud. Wsunięcie palca. Zaatakowanie łechtaczki. Jęknięcie. Ugryzienie i zassanie łechtaczki. Mocne sapnięcie. Delikatny pocałunek. Lizanie. Wsuwanie i wysuwanie palców. Urywany oddech. Łzy na policzkach. 

— No dalej. Dojdź. Dla mnie

Drugie ugryzienie. Lizanie. Palce. 

— Teraz, Lyra! 

Scorpius z zadowoleniem poczuł, jak ścianki szyjki pulsują wokół trzech palców. Z satysfakcją słuchał słodkiego, głuchego jęku wydobywającego się z malinowych ust. Wysunął z niej palce i stanął w wciąż rozszerzonych nogach dziewczyny, które drżały jeszcze od orgazmu. Spojrzał na jej twarz i zauważył spływające łzy po zaróżowionych policzkach, ślady zębów na dolnej wardze i błyszczące oczy. Tylko błogi uśmiech na ustach dziewczyny i rozmazany wzrok powstrzymały go przed zamartwianiem się, że zrobił coś nie tak. 

— Płaczesz — stwierdził, a Lyra zaśmiała się. 

— Czasem tak mam… jak dojdę za mocno — odpowiedziała, po czym spojrzała na dłoń, która była lepka i pachnąca jej własnym, intymnym zapachem. — Umyj dłoń. 

— Mam lepszy pomysł. — Scorpius uniósł rękę i bez zrywania kontaktu wzrokowego wylizał palce, aż nie było na nich śladu po tym, co się między nimi wydarzyło. 

— Jesteś niewyżyty — stwierdziła z lekkim uśmiechem. Chłopak pokiwał tylko głową i pochylił się, by scałować wciąż spływające łzy po policzkach Lyry. — Muszę się obmyć…

— O nie… zostaw tak. Dokończymy to później. Będziesz mogła się odwdzięczyć ,skoro tak bardzo się upominasz o mojego przyjaciela. — Lyra już otwierała usta, by się sprzeciwić, gdy ją pocałował. — Ani. Mi. Się. Waż. Myć. 

Dziewczyna weszła sama do Pokoju Wspólnego. Scorpius powiedział jej, że miał iść do kuchni poprosić skrzaty o herbatę i coś do jedzenia dla Lily. Stwierdził, że siedem minut to za mało, by zdążył tam dojść, porozmawiać z nimi chwilę i wrócić, a jej nie było dziesięć minut, nim on wyszedł, czyli wizyta u mamy zdecydowanie mogła potrwać te niecałe dwadzieścia minut. 

Z chwilą przekroczenia progu przekonała się, że Corbin się w nią wpatruje. Wręcz czuła jak przewierca ją tym świdrującym spojrzeniem brązowych oczu. Pierwsze, co zauważyła, gdy na niego spojrzała, to typowa Ślizgońska maska, którą umiała przywdziać każda warta domu węża osoba. Wywróciła oczami, robiąc dokładnie to samo co on. Chciała pokazać, że widzi, co robi i uważała ukrywanie emocji za czysty idiotyzm. Dać mu do zrozumienia, że nie robi na niej to żadnego wrażenia, co było czystym blefem. Przez to, że nie wiedziała, o co może chodzić Corbinowi, Lyra czuła się niepewnie. 

Podeszła do kanap i dopiero przy nich zwróciła uwagę na to, że oprócz dredziarza i wciąż śpiącej Lily byli sami w pomieszczeniu. 

— Gdzie Albus? — zapytała, po czym dodała, siadając na kanapie: — I reszta?

— Al poszedł odnieść książki. Resztę wyprosiłem, a gdzie Scorp, założę się, że wiesz… — odpowiedział, unosząc jedną z brwi, jakby rzucał jej wyzwanie. 

— Coś insynuujesz? 

— A powinienem? 

Lyra prychnęła i spojrzała w płomień. Samo wspomnienie, jak poświata z ognia tańczyła na twarzy Scorpiusa, sprawiało, że robiło jej się gorąco. Odchrząknęła, próbując na chwilę zapomnieć, co działo się pięć minut temu pomiędzy nią i Scorpiusem. 

— Może zamiast owijać w bawełnę zrobisz to, co zawsze — powiedziała, a wejście do Pokoju Wspólnego się otworzyło. 

— „To, co zawsze?” 

— Tak. Kawa na ławę, Corbin! — warknęła, czując, jak cierpliwość małymi kroczkami ją opuszcza. 

— Okej. W takim razie dobrze, że wrócił już Scorpius. — Lyra z zaskoczeniem spojrzała na siadającego obok niej chłopaka. Spojrzał na nią z pytaniem w szarych oczach, ale tylko wzruszyła ramionami, sama nie wiedząc, o co chodzi. — Jak długo zamierzacie się jeszcze wymykać na szybkie pieprzenie? 

— O czym ty… 

— Proszę cię, nie kłam. Wasze usta mówią wiele i to nie pierwszy raz. Tylko że dziś wyobrażam sobie, że Scorp postarał się bardziej, bo widzę, że płakałaś. 

Lyra nic nie mówiła. Kątem oka widziała, jak usta blondyna uchylają się w szoku i gdyby nie śpiąca rudowłosa dziewczyna na jego kolanach, Lyra jak nic strzeliłaby Corbinowi w łeb. 

— Przepraszam bardzo, ale skąd wiesz, czy ona płacze, czy nie i najważniejsze  kiedy

— O nie… — szepnęła z przerażeniem, wpatrując się w zadowoloną twarzy dredziarza, a z prawej strony usłyszała: “kurwa, nie wierzę, że się na to dałem”. — Wiem, ja też! — powiedziała, z politowaniem patrząc na Scorpiusa. 

— Jesteśmy dorośli, to tak się zachowujmy. Chcecie być razem? To bądźcie. 

— Przyganiał kocioł garnkowi — powiedziała, posyłając przyjacielowi rozbawione spojrzenie. — Idę spać. — Odwróciła się do Scorpiusa, który dalej zamyślony patrzył to na nią, to na Corbina. — Znasz hasło. 

Była już na schodach, kiedy dobiegł ją zimny głos chłopaka, którego nie miała dość. 

— Dowiem się, skąd wiesz, co ona robi, gdy ma mocny orgazm? — Wybuch śmiechu. 

— Właściwie to Oli przyszedł do mnie, gdy zdarzyło jej się to… — “Zamknij się, Corbin!” — pierwszy raz. Biedaczek spanikował, bo nigdy wcześniej nie słyszał o takiej reakcji. — “Corbin!” — Zaczekaj, może kiedyś doprowadzisz ją do takiego stanu, że będzie miała… WYTRYSK! 

— Nie odzywaj się do mnie, idioto! — krzyknęła zażenowana. 

Do samych czerwonych drzwi odprowadził ją śmiech.

~~*~~*~~

Ron Weasley od miesiąca wynajmował pokój w Dziurawym Kotle i zapijał swoją złość w alkoholu. Początkowo zaczynał od drogich trunków, które kiedyś dostał w prezencie albo sam zakupił, a później — gdy był już zbyt pijany, by kupić coś lepszego — zadowalał się tanimi piwami z baru. Robił to w całkowitej samotności. Mimo iż matka stanęła po jego stronie, to ojciec i większość jego braci kręcili tylko głową i odmawiali wplątywaniu się w jego „chore” sprawy. Więcej! W przeciwieństwie do ich mamy mężczyźni dali mu do zrozumienia, że się nim brzydzą i go nie poznają. Głupcy! Jakby go obchodziło ich zdanie. 

Siedział właśnie w swoim biurze, myśląc, jakiej wymówki użyć tym razem, by wcześniej urwać się z roboty. Chciało mu się pić. Piekielnie mocno. Powiódł zmęczonym wzrokiem po ścianie, aż niebieskie oczy zatrzymały się na okrągłym zegarku. Trzynasta dwadzieścia dwa. Jeszcze cholerne trzy i pół godziny. Zniecierpliwiony rzucił piórem na pusty pergamin (mimo że list do Francuskiego Departamentu Sportu miał być wysłany z rana) i potarł zarośnięty policzek. 

Chciał iść do baru. Chciał się napić. I spać. 

Wstał z fotela, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi od gabinetu. 

— Nie wiem, kim, do cholery, myślisz, że jesteś, ale do mnie się puka i czeka na pozwolenie, by wejść do środka — powiedział podirytowanym głosem, sięgając po pogniecioną marynarkę z oparcia siedzenia. Narzucając ją na ramiona, odwrócił się do osoby zamykającej z powrotem drzwi. 

Stał przed nim wysoki staruszek w płaszczu od czarodziejskiego projektanta mody — Jonathana Quinna (który swoją drogą był rywalem jego wydziedziczonej córki w tym biznesie), szarym kapeluszu z czarną tasiemką dookoła i ozdobną laską, o którą się opierał. Spod kapelusza starca było widać siwe włosy z domieszką czarnych, a twarz przyozdabiały wystające kości policzkowe, srogie jak zima niebieskie oczy i drwiący uśmiech na bladych ustach. 

— Och, myślę, że bardzo dobrze wiesz, kim jestem — odezwał się mężczyzna, po czym skrzywił się i dodał: — Nie mogę się zdecydować, czy gorzej śmierdzisz, czy wyglądasz. Można by pomyśleć, że nie chciałeś tego rozwodu, skoro po miesiącu dalej nie pożegnałeś się z gorzałą. 

Silyen Greengrass. Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, wiesz, gdzie są drzwi. 

— Owszem. Jednak widząc, w jakim jesteś stanie, sądzę, że podjąłem słuszną decyzję, by się do ciebie pofatygować. Co więcej… będziesz mi wdzięczny. 

Ron spojrzał na gościa z politowaniem i wybuchnął wesołym śmiechem. Wcale nie musiał go wymuszać, staruszek był wystarczająco śmieszny. Udał za to, że wyciera oczy z niewidocznych łez i powoli skierował swoje kroki w stronę wieszaka — gdzie wisiał brązowy płaszcz — kompletnie ignorując czarodzieja. 

— Rozumiem. Czy twoja była żona kiedykolwiek mówiła ci, jak Draco stał się ojcem jej dziecka? 

To złapało jego całkowitą uwagę. Zatrzymał się trzy metry od wieszaka i odwrócił w stronę teścia Malfoya. Stał tam. Spokojny. Tak bardzo zadowolony, że gdyby Ron nie był zaintrygowany, chętnie sprzątnąłby mu ten uśmieszek ze starej twarzy. 

— Zamieniam się w słuch. I niech to będzie warte mojego czasu, bo to nie te lata, gdy mali ludzie skakali wokół ciebie — teraz to twoja robota. 

— Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Już w połowie historii będziesz moim narzędziem i kiedy powiem “skacz”, ty spytasz “jak wysoko”. 

W pomieszczeniu rozległo się pogardliwe prychnięcie i zaklęcie wyciszające pokój. 

Ron Weasley cieszył się, że dowie się czegoś o małej suce, która odebrała mu Hermionę, gdy Silyen Greengrass przygotowywał się na grę w szachy i już przesuwał pionki na planszy. 

Ostatnia partyjka, która zniszczy życie wielu osobom, a on nie będzie musiał nawet kiwnąć palcem. 



Tekst betowała: Katja

Witam Was po 29 dniach, acha! Zdążyłam nim minął miesiąc, nawet jeśli decyduje o tym jeden dzień! Jeśli przeczytałaś/łeś zostaw po sobie komentarz, albo chociaż kliknij w ocenę, którą znajdziesz na końcu posta. 

Jak Wam się podobała ta część, podzielcie się z wrażeniami! Wiem, że niektóre osoby pewnie pukają się w czoło czytając o L i S, a do tego przeżywają ich związek kazirodczy, no cóż, life is brutal, a tak serio, w fikcji wszystko jest dozwolone! Śmiejcie się z nimi, kiedy się przekomarzają, wzdychajcie nad nimi, gdy zrobią coś słodkiego, płaczcie z nimi i bądźcie dla nich szczęśliwi, bo na tą chwili w padli jak przysłowiowa śliwka w kompot i jeszcze przez chwilę ich tam potrzymam :D
Macie coś do powiedzenia na temat Lily i Corbina? A może brakowało Wam Dramione, a może jeszcze chcielibyście trochę moich ulubionych misiaków pysiaków - Astorię & Draco?

Ja jestem mega zadowolona z tej części. Kiedy już nad nią porządnie usiadłam, napisałam ją w dwa dni! Słowa się ze mnie wylewały z taką szybkością, że Katja sprawdzając tekst miała ubaw, bo Lyra całowała kubek, a Lily promieniowała jak pierwiastek, no cóż, można i tak, prawda?:D

PS; W końcu udało mi się zrobić menu! Nie jest idealne, tak jak bym chciała, ale przynajmniej zakładki wysuwają się tam, gdzie mają. Na dniach powinnam skończyć drugi rozdział Tying The Nott i podesłać go Katji, także kto jeszcze nie przeczytał pierwszej części, leci na ----> WWW.TYING-THE-NOTT.BLOGSPOT.IE. Zapraszam :) 


13 komentarzy:

  1. Hej :) dziś napiszę krótko, bo nawet nie wiem czy będę miała siłę doczytać do końca, choróbsko nade mną włada... no więc: "Dopiero po wizycie Dracona Malfoya, a zwłaszcza po tym, jak mężczyzna nie znalazł swojego syna w swoim dormitoriu," po pierwsze "jego" zamiast "swoim" dormitorium, bo piszesz o sypialni Scorpa a nie Draco, po drugie zjadłaś na końcu m w "dormitorium"; "Od tego czasu obserwował dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. " tu dodałabym słowo "uważniej", bo zazwyczaj obserwujemy się nawzajem, więc to nic szczególnego :); "Co raz częściej znikali w tych samych momentach" coraz razem pisane; " (szczerze, to nikt nie wierzył, że im się uda je zdać)" zaliczyć zamiast zdać, zdaje się egzamin, który z zasady składa się z kilku zadać, które to się zalicza; "spuchnięte usta i typowe włosy jak po seksie u dwójki. " nie dwójki, a obojga, ogólnie napisałabym "charakterystycznie zmierzwione włosy u obojga", ale to ja :); "Dalej, mając przed sobą te wszystkie puzzle układanki" puzzle" zamień na elementy, bo tak masz masło maślane, bo puzzle stosuje się jako synonim układanki, a teraz druga część zdania "nie mógł uwierzyć, że to nie on pierwszy zauważył co się dzieje, a Lily! I potrzebował tyle czasu! " lepiej brzmi w kontekście następnego stwierdzenia "nie mógł uwierzyć, że to Lily pierwsza zauważyła co się dzieje a nie on!" bo tak masz jego, ją, a potem znowu jego, brak ciągłości; "Jeśli Lyra z Scorpiusem faktycznie dodatkowo trenowali" Lyra ze Scorpiusem"; "Thomas zaklepał boisko do końca sezonu na co drugi dzień, na cztery godziny." pierwsze "na" zmień na "w"; "Swoją złość kumulował by wyładować na Thomasie." wyładować się lub wyładować ją, poza tym masz powtórzenie "wyładować" w następnym zdaniu; "Przejechała opuszką palca po skórze i uśmiechnęła do siebie, gdy poczuła, jak zadrżał. " opuszkiem; "Dziewczyno za czerwonych drzwiiii…" chyba zza; dalej usta są zimna a za chwile przyjemnie chłodne, to dwie różne rzeczy, ale może ja już nie myślę. Przerywam w najciekawszym momencie, żeby wrócić tu jutro. Przepraszam, że nic konkretnego dziś nie napiszę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem :) Na początku prostuję opuszkę, jak już Ci pisałam, całe życie w błędzie :D "mruknęła, rozkoszując się jego ciałem zaraz przy jej" tu bym albo postawiła kropkę po "ciałem", albo rozwinęła na np."mruknęła, rozkoszując się jego ciałem, które w tej chwili prawie przylegało do jej skóry"; "Instynktownie wypięła tyłek " taka emocjonująca chwila, a Ty z tym tyłkiem, rozbawiło mnie to :D "Nachylił się nad nagimi plecami i pocałował szyję, tuż po płatkiem ucha." pod płatkiem; "Lyra i Scorpius weszli do wielkiej sali" tu nie jestem pewna, ale czy wielka sala nie była nazwą własną? Nie chce mi się sprawdzać w książce ;); "Czemu jesteś taki zadowolony od rana?" przy tej wypowiedzi przydałoby się nadmienienie, który chłopak to mówi, mimo, że łatwo się domyślić Corbina :); "a Robbyn, jakby była w zmowie z jej „kuzynem”" ja chyba coś przegapiłam, kto to jest?, bo samo imie sugeruje, że powinnam ją znać...; I teraz zdania o Lily i Corbinie, rozumiem, że nie zbliżał się w ten sposób odnosi się do całowania, bo przecież ona śpi wtulona w jego bok, gładzi go po nagim torsie (no dziwne mimo wszystko, że się nie pocałowali...) więc może jednak napisałabyś wprost, że chodzi o pocałunek, bo tak to brzmi, a przynajmniej ja tak to odbieram, że najpierw piszesz o ich bliskości, pewnego rodzaju intymności, a potem się rozmyślasz :( i znowu wkurza mnie Corbin przez taki opis niezdecydowanego dupka :P ; "nie tylko dla Lyry umiał zrobić idealną herbatę — jej też. " dla niej też :); Dalej ustawa o wilkołakach, Umbrige ją forsuje gdy Harry jest w trzeciej klasie, czyli w roku 1993...;"Podziękujmy mu i mojej mamie" podziękujmy jemu; "Wbiła palce w męskie ramiona, czując ssanie na kawałku piersi, która wcześniej była przykryta materiałem i gdy pieścił ją przez majtki. " ta druga część o majtkach jakoś stylistycznie mi nie gra, może" i ręce pieszczące ją przez majtki", bo piszesz co czuła więc to "gdy" jest taki ni z gruszki ni z pietruszki; "Kiedy on bawił się tam, gdzie lubił najbardziej, jak przez ten miesiąc odkryła dziewczyna," części zaczynające się od gdzie i jak, zamieniłabym miejscami. "palce. Sfrustrowana " tu nie powinno być kropki, bo opisujesz czynność przyczynowo skutkową, poczuła pustkę więc otworzyła oczy; "Wysunął z niej palce i stanął w wciąż rozszerzonych nogach dziewczyny" stanął między wciąż rozszerzonymi nogami, stanąć w nogach można tylko łóżka ;) ;" Tylko błogi uśmiech na ustach dziewczyny i rozmazany wzrok " zamglony wzrok; "Będziesz mogła się odwdzięczyć ,skoro tak bardzo się" spacja z przecinkiem miejscami Ci się zamieniła; "

      Usuń
    2. "Chciała pokazać, że widzi, co robi i uważała " czas pomieszałaś, powinno być uważa, skoro widzi...; "robiąc dokładnie to samo co on. Chciała pokazać, że widzi, co robi i uważała ukrywanie emocji za czysty idiotyzm. Dać mu do zrozumienia, że nie robi na niej to żadnego wrażenia" trzy zdania i 3x robi, może nie sprawia to na niej wrażenia?, widzi co kombinuje?; "powiedziała, a wejście do Pokoju Wspólnego się otworzyło. " to jest dziwne, napisałabym, że Corbin to zauważył, bo tak się czyta jakby Lyra swoimi słowami otworzyła przejście. I skoro Pokój Wspólny traktujesz jako nazwę własną, to w kom.wyżej Wielką Salę traktuj tym bardziej :); "Lyra z zaskoczeniem spojrzała na siadającego obok niej chłopaka. Spojrzał na nią z pytaniem " powtórzenie spojrzała/spojrzał" może np.zerknąć; "Ron Weasley od miesiąca wynajmował pokój w Dziurawym Kotle i zapijał swoją złość w alkoholu" albo zatapiał w alkoholu, albo zapijał alkoholem; "wplątywaniu się w jego „chore” sprawy." wplątywania; "Trzynasta dwadzieścia dwa." dwadzieścia dwie, piszesz o sekundach; "Zniecierpliwiony rzucił piórem na pusty pergamin " rzucił pióro na czysty pergamin, albo piórem o czysty pergamin; " siwe włosy z domieszką czarnych" siwe z domieszką czarnych, włosy (często zamieniasz miejscami przymiotniki z rzeczownikami, albo je przeplatasz); "Wcale nie musiał go wymuszać, staruszek był wystarczająco śmieszny." zabawny zamiast śmieszny "

      Usuń
    3. No i już, od następnego rozdziału daję Ci spokój, nie będę wytykać błędów, (chyba, że te rzeczowe jak ustawa o wilkołakach) tylko skupię się na fabule :) Co do tego rozdziału, wiesz, że ubóstwiam Twoje opisy scen erotycznych, zawsze mam przy nich lekki dreszczyk, a to wspaniale o Tobie świadczy, zazdroszczę, bo ja sama czuję się cienko w takich scenach :) Uwielbiam relację jaka wywiązała się między Lyrą i Scorpiusem, jak już pisałam wcześniej, Lyra znormalniała w tym "związku", jest dojrzalsza i ogólnie bardziej ją lubię. Zaintrygowałaś mnie zakończeniem, bo pamiętam, jak w komentarzu na grupie komuś zasugerowałaś, że Draco nie jest ojcem Lyry (co było dla mnie i tej osoby szokiem), może teraz dowiemy się coś więcej :) Stary Greengrass czuję, że namiesza. Rona tu nie lubię, nie da się zresztą inaczej, ale świetnie go kreujesz. Czekam na kolejny, świetny rozdział :)

      Usuń
  2. cześć chciałam zapytać czy byłabyś w stanie wykonać szablon na mojego bloga :) na blogu autorki Patronuska znalazłam na Ciebie namiary :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po pierwsze jest spam. po drugie ja się nie zajmuję robieniem szablonów na zamówienie, od tego są szabloniarnie, które wiedzą co robią. to, że zrobiłam koleżance i mi wyszło, nie znaczy, że bd się tym zajmować na stałe i można mi pisać pod rozdziałem o szablony -.-

      Usuń
  3. sory gdybym wiedziała, że się tak obruszysz to bym nie pytała. Szukałam kontaktu z Toba na maila na blogu ale nie znalazłam dlatego napisałam tutaj .... nie siedzę w blogowym świecie wiec nie wiedziałam, że mam o takie rzeczy pisać w spamie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Obruszam się, bo jest miejsce na blogu od tego, specjalnie stworzona. I jest multum szabloniarni, blogów które zajmują się takimi rzeczami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo! Tak czekałam na kolejny rozdział :D. Jak tylko zobaczyłam, że dodałaś kolejny skakałam z radości :'D!
    Pozdrawiam, Hariet.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział naprawdę CUDOWNY!! <3 Nie mogę doczekać się kolejnego. Życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pochłonęłam, nie przeczytałam, a właśnie pochłonęłam wszystkie rozdziały w kilka godzin. Opowiadaniem jestem zachwycona! Bardzo podoba mi się ta historia i ciekawa jestem co wydarzy się dalej.
    Ginny - ta jej chora zazdrość, chęć bycia w centrum uwagi jest taka naturalna - bardzo łatwo jest mi ją sobie wyobrazić w takim stanie. I przypuszczam, że bardzo współczuje teraz Ronowi (który jest cholernym dupkiem).
    Lyra i Scorpius - nie mogę się doczekać ich reakcji na wieść, że są rodzeństwem. I szoku Hermiony, gdy ta pozna prawdę o ich związku (a skoro już uprawiają seks, to i dziecko nietrudno).
    I jak Draco zareaguje na wiadomość, że ma córkę?

    Ponadto chciałabym zauważyć, że minęło prawie 27 tygodni (bez dwóch dni) od ukazania się rozdziału 11, który został zakończony w takim momencie!
    PS. nie żebym liczyła te tygodnie specjalnie - to data urodzenia mojej Baboszki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowite opowiadanie, strasznie mnie wciągnęło.To pierwsza historia tego typu jaką poznałam i powiem, że świetnie się czyta. Mogę liczyć na kontynuację?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dalsza część, najmocniej przepraszam, ale jakoś tak nie mam kiedy uzupełnić zakładek : http://phenylethylaminee.blogspot.ie/2016/04/chapter-12.html ! : )

      Usuń