3 wrz 2017

NOWE SZANSE | ROZDZIAŁ 13



if you cannot find peace within yourself you will never find it anywhere else.



Szkolne korytarze świeciły pustkami tego wczesnego sobotniego poranka. Głośne szuranie papci odbijało się od ścian, a Lyra ubrana w legginsy i gruby sweter, splatała długie włosy w warkocz. Przystanęła dopiero przed dobrze znanymi sobie drzwiami. Nie siląc się nawet na pukanie, naparła na klamkę i weszła do środka.

W gabinecie panowały taki sam spokój i cisza jak za jego ścianami. Lyra, widząc, że jej mama jeszcze się nie krzątała po pomieszczeniu, westchnęła, po czym skierowała się w stronę sypialni.

Po raz pierwszy widziała, by jej śpiąca matka wyglądała tak spokojnie. Dziewczyna wyszła ze swoich różowych, włochatych papci (które wciąż wywoływały uśmiech u jej Ślizgona) i wślizgnęła się pod kołdrę, dalej wpatrując się w wolną od trosk twarz. Uniosła dłoń i przygładziła niesforne, brązowe loki, mimowolnie się uśmiechając.

Brakowało jej tego. Od tak dawna z własnej woli nie spędzała czasu ze swoją mamą, próbując się pozbyć palącej złości i gorzkiego smaku, które pozostawiły w niej kłamstwa. Wstyd jej było się do tego przyznać, ale nawet by nie wiedziała, że kobieta próbuje poskładać swoje miłosne życie, gdyby nie Hugo. To jej młodszy brat wbił się na imprezę, którą Ślizgoni urządzili, by świętować zwycięstwo ich drużyny z Krukonami — chociaż wbicie się to za dużo powiedziane, bowiem zaproszone były wszystkie domy — żeby odciągnąć ją na bok. Przyciszonym, dosadnym głosem powiedział jej, co myśli o cichych dniach (chociaż to bardziej były już tygodnie, a nie dni) w relacji z ich rodzicielką. Lyra zdawała sobie sprawę z tego, że ignorowanie ich mamy, sprawiało kobiecie wielki ból, wiedziała o tym od samego początku. Jednak w tym całym rozżaleniu, bólu i wściekłości bała się, co mogłaby powiedzieć swojej rodzicielce. Po pierwszym tygodniu doszła do wniosku, że traktowanie jej jak powietrze jest lepsze, niż gdyby miała wybuchnąć i dać się ponieść emocjom. Czasem łatwiej wybaczyć ignorowanie niż ostre słowa, które ciągle pchały jej się na język.

Ale Hugo miał rację. Potrzebowały siebie nawzajem, a kobieta i tak nacierpiała się wystarczająco.

Dlatego próbowała pogrzebać swoje wciąż buzujące emocje, zacisnąć zęby, by wrócić do relacji, jakie miały te kilka tygodni temu.

Czekając, aż powieki uniosą się, ukazując brązowe oczy, Lyra zasnęła, ukołysana cichym tykaniem zegara. Wybudziło ją delikatne głaskanie po głowie i cichy głos, co nucił jej ulubioną kołysankę.

Spojrzała na Hermionę, która była ubrana w mugolskie ciuchy i leżała na boku, podpierając się na łokciu.

— Cześć — wychrypiała blondynka, czując suchość w gardle.

Kobieta stuknęła różdżką w szklankę na szafce nocnej, która napełniła się wodą.

— Hej — odpowiedziała niepewnie, wręczając jej napój. Lyra przyjęła je z wdzięcznością, czując ulgę, gdy popękane usta dotknęły zimnej, orzeźwiającej wody. Kiedy dziewczyna odstawiła szklankę, wciąż się nie odzywając, Hermiona przypominając sobie w myślach, że jest matką i Gryfonką, odezwała się pierwsza. — Więc… Ty i Scorpius?

Lyra parsknęła śmiechem.

— Tak. — Hermiona widziała, jak jej córka marszczy brwi, zastanawiając się nad czymś, po czym siada po turecku w jej stronę. — Prawdę mówiąc, coś pomiędzy nami się stało …

— Coś? — zapytała retorycznie rozbawiona Hermiona, przerywając córce w pół zdania, doskonale zdając sobie sprawę, co kryję się pod słowem „coś”.

— Coś. W dzień, kiedy pozwoliłaś nam użyć swojego gabinetu.

— To ja powinnam ci powiedzieć, że ja byłam tamtego dnia na randce i…

— Iiii? — przerwała jej Lyra, podekscytowanym głosem.

— I „coś” się nie wydarzyło — dokończyła i zaśmiała się, widząc, jak jej córka przewraca oczami. — Ale jest to poważne, jestem szczęśliwa, próbuję wszystko naprostować i mam nadzieję, że z nim u mojego boku mi się uda.



Hermiona tego dnia promieniała. Dawno nie czuła się tak szczęśliwa, co zauważali wszyscy. Zaczynając od uczniów, którzy przyjęli zmianę w ich nauczycielce z ulgą, bo klasy ponownie były ciekawe, na współpracownikach i Draconie kończąc

Podekscytowanym głosem opowiadała mu, jak to Lyra sama do niej przyszła i się pogodziły. Co prawda nie wyjawiła powodu rozżalenia córki, ale zdawał sobie sprawę, że musiało to być coś naprawdę wielkiego. Z różnych opowiedzianych historii wiedział, że jest ona raczej racjonalną dziewczyną, więc przez byle głupotę nie odcięłaby się na tak długi okres od swojej matki, którą, jak doskonale widział, bardzo kochała.

Cieszył się, że pomiędzy nimi wszystko powoli się układało, bo po raz kolejny mógł obserwować, jak cholernie mocno musiało to wszystko ciążyć na Hermionie. Nawet kiedy uśmiechała się i śmiała na randkach, to wciąż mógł ujrzeć ten cień smutku chowający się w jej pięknej twarzy.

Dziś on zniknął. Rozdawała uśmiechy każdej obcej osobie, jaką napotkali. Zadziornie patrzyła mu w oczy, z wyprostowanymi ramionami szła u jego boku i pierwszy raz bez niepewności całowała go w usta.

Odnalazła na nowo tę słodką pewność sprzed lat.

Z rozbawieniem przyglądał się, jak kręciła się w kółko w kolorowych światłach karuzel i wesołego miasteczka. Włosy rozprostowały się od ciężaru padającego deszczu, przed którym on krył się pod daszkiem jednej z wielu budek z szybkim jedzeniem. Kącik ust drgał mu w górę w odpowiedzi na kobiecy śmiech wydobywający się spomiędzy czerwonych warg.

Odebrał zamówienie, które pachniało całkiem nieźle, i skierował się w jej stronę. Kiedy był już przy niej, złapał ją z zaskoczenia i nie przejmując się deszczem, złączył ich usta w powolnym, słodkim pocałunku. Puścił ją, dopiero gdy zabrakło mu tchu, i spojrzał w te bursztynowe oczy, w których płonął ogień, choć Potter mówił, że ostatnimi latami ledwo się tylko tlił.

Dziś się jarzył.

— Chodźmy do parku to zjeść, a później odprowadzę cię do bram — zdecydował, ale w jego głosie dało się usłyszeć pytanie, więc wiedziała, że gdyby tylko chciała, mogła zaproponować coś innego.

Z papierowej reklamówki wyjęła butelkę soku pomarańczowego i słomkę, a Dracon sięgnął swoją ulubioną colę. Chowając resztę do jej torebki, ruszyli do wyjścia z wesołego miasteczka, by po krótkim spacerze znaleźć się w parku.

— Minerwa ostatnio opowiadała uczniom o praktykach — poinformowała go, chwytając za słomkę wystająca z szyjki butelki. — Zastanawiam się, co wybierze Lyra. Boję się, że zdecyduje się na to, na co liczy Harry, i spróbuje załatwić sobie miejsce w Harpiach.

— Nie najgorszy zawód świata. Właściwie całkiem dobry i liczę, że Scorpius też pójdzie tą drogą. Zresztą dobrze wiesz, że sam, jak byłem dzieckiem, też chciałem być zawodowcem. Niestety, poznałem Pottera i stwierdziłem, że jeśli nie mogę pokonać dzieciaka, który na miotle lata o siedem lat krócej ode mnie, to nie jestem tak dobry, jak myślałem — odparł, wyjmując burgera z torebki.

Hermiona parsknęła śmiechem i spojrzała na mężczyznę z pobłażaniem.

— Mam nadzieję, że nie czekasz na zapewnienia, jak dobry jesteś, bo ich nie dostaniesz — powiedziała, a widząc, jak wywraca oczami i wgryza się w bułkę, ignorując ją, szybko dodała: — To, że nie jestem tak dobra, jak Snape w eliksirach, nie znaczy, że nie zdobędę tytułu mistrza, zwłaszcza że już dawno zostawiłam starego, dobrego Horacego w tyle. Tak samo jest z tobą i byciem ścigającym. To, że nie mogłeś pobić Harry’ego, nie znaczyło, że nie mógłbyś być wtedy zawodowcem i pokonać go teraz. Przecież nigdy nie miałeś problemu z Krukonami i Puchonami. — Złapała jego dłoń i rozluźniła palce, pochylając się, by pocałować go w policzek. — Zresztą teraz, kiedy nie jesteś zapatrzonym w siebie narcyzem, który chce pokazać ojcu, że wszystko ma pod kontrolą i jest najlepszy, masz szansę. W końcu miałbyś czysty umysł, będąc na miotle, i mógłbyś skupić na grze i złapaniu znicza.

Z bijącym sercem patrzyła, jak wąskie usta powoli rozciągają się w małym uśmiechu. Znowu poczuła szalejące bizony w podbrzuszu i po raz kolejny zastanawiała się, co ten jeden mężczyzna potrafił jej zrobić.

— Jeśli Lyra do ciebie przyjdzie, powiedz jej, że powinna rozważyć uzdrowicielstwo. Musi to wystarczająco lubić, skoro jest na tyle zainteresowana, by się tego uczyć, gdy nie jest to wymagane w programie nauczania.

— Myślisz, że ma do tego powołanie? — zapytała zaciekawiona, zwłaszcza że jeszcze chwilę wcześniej upierał się, że granie dla kariery nie jest złym sposobem na zarabianie na życie.

— Szczerze? Nie znam jej na tyle, Hermiono — kontynuował i tylko dzięki temu, że spojrzał na nią w tamtej chwili, wychwycił smutek, który szybko zamaskowała przed jego czujnym spojrzeniem. Uniósł w niemym pytaniu brew, ale postanowił jeszcze nic nie mówić. — Wiem, że bez problemu po części uzdrowiła moją dłoń i zrobiła to dobrze, ale też wychwyciła, co będzie musiał sprawdzić uzdrowiciel, bo zdawała sobie sprawę, że sama nie da rady. Mimo ambicji nie ryzykowała. Myślę, że gdyby chciała, to mogłaby być dobra, ale po ostatnim meczu Ślizgonów z Krukonami już wiem, że jest znakomita w quidditchu.

Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to trzęsące się ramiona jej kuzynki, które pocierał Corbin. Widząc wielkie, spływające po piegowatych policzkach grochy łez, rzuciła torbę z książkami i w kilku krokach pokonała dzielącą ją odległość od kanap przy kominku.

— Lily? Słońce, co się stało? — zapytała, a Corbin ustąpił jej miejsca.

Ostatnimi czasy jej przyjaciel i kuzynka byli do siebie praktycznie przyklejeni. Zdziwiła się, kiedy zamiast zatrzymać Corbina przy sobie, Lily rzuciła jej się na szyję. Głośno zapłakała, a męskie dłonie zacisnęły się w pięści z palącej złości i bezradności. Dlatego oplotła swoje ramiona wokół trzęsącego się ciała i cicho zaczęła nucić piosenkę.

— Nie… nienawidzę… jej! Nienawidzę! — wyszeptała zapłakanym głosem, a Lyrę aż ścisnęło, bo doskonale wiedziała, o kim kuzynka mówiła. I nawet, teraz gdy sama przez tak długi czas była pokłócona ze swoją mamą, to wiedziała, że wciąż ją kocha.

— Szzz… No już. Nie może być tak źle — zawołała, ale tak, by tylko oni ją usłyszeli. Kątem oka zauważyła Corbina zaprzeczającego jej ruchem głowy i zrozumiała

Było gorzej niż źle.

Jej przyjaciel był jedną z bardziej realistycznych, a przy tym nieoderwanych od ziemi, osób, jakie znała. Nie znosił dram, zawsze mówił, co sądził bez owijania w bawełnę, więc skoro twierdził, że jest źle, to tak musiało być.

— Powiesz, co się stało?

Tak bardzo chciała, by Lily wszystko jej powiedziała. Wtedy mogłaby jej jakoś pomóc, coś doradzić, ale odpowiedziała jej głucha cisza przerywana płaczem. Lyra naprawdę nie znosiła płaczu, widziała go za dużo jak na swoje osiemnastoletnie życie i miała nadzieję długo nie usłyszeć tak rozdzierającego serce dźwięku.

— Na...napisała mi list… Nie...nie wiem, o co chodzi. Nic nie ma sensu… Coś, że tata ciągle pracuje, że Rose je...jej powiedziała o…o Corbinie. O tobie…

— O mnie? — mruknęła, a Lily wzruszyła ramionami.

— Nic. Nie...nie ma sensu! Rozpisała się...się o cioci, coś znowu o… o tacie i… i stwierdziła… zakazała mi z tobą przebywać! — Z każdym kolejnym słowem płacz i niepewność Lily ustępowały, a w głos wkradały się wyraźna złość i pogarda. — Rozumiesz? I… i powiedziała, że mam darować… sobie Corbina, bo… bo jestem gówniarą i mam… się skupić na nauce! Jakbym tego nie robiła! — wykrzyknęła, a Lyra nie wiedziała, co bardziej ją zszokowało. Fakt, że Ginny z jakiegoś powodu postanowiła tupnąć nogą i zrobić to, o czym pewnie od dawna marzyła, czyli spróbować się pozbyć Lyry z jej życia, czy to, że nazwała Lily gówniarą. Nie było nowością, że Lily miała lepszy kontakt z tatą niż z mamą, ale do tej pory kłóciły się jak każda mama z córką, a to, że kobieta była zazdrosną o córkę, zawsze ukrywała i maskowała. Zazwyczaj się to udało.

Coś się zmieniło.

— Nienawidzę jej — wyznała, a Lyra aż poczuła ciarki z powodu bólu, który można było usłyszeć w tych dwóch słowach. Odsunęła się i spojrzała jej w twarz.

— Lily, co jeszcze ci napisała?

— Nienawidzę jej — powtórzyła, kręcąc głową, a z zaczerwienionych oczu znowu poleciały łzy.

Lyra westchnęła, rozumiejąc, że Gryfonka już nic więcej jej nie powie. Zamiast naciskać, by dojść do tego, co tak mocno w nią uderzyło, przyciągnęła Lily do siebie, by ponownie głaskać ją po włosach i śpiewać.



Zakradła się po cichu do gabinetu jej mamy. Słysząc, jak bierze prysznic, przebiegła przez pomieszczenie i nie oglądając się za siebie, rzuciła proszek Fiuu do kominka.

— Gabinet Harry’ego Pottera — mruknęła, by w zielonych płomieniach pojawić się w gabinecie Harry’ego w Dolinie Godryka. Wyszła z kominka, otrzepała się z popiołu i ruszyła.

Znalazła Ginny w kuchni. Siedziała tyłem do niej przy stole, była z Jamesem, który jako pierwszy ją zauważył.

— Lyra? — zawołał zdziwiony, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Odpowiedziała mu skinieniem głowy i zauważyła, jak ramiona jej przekochanej cioci spinają się na dźwięk jej imienia.

— Lyra — powiedziała, podnosząc się z krzesła i odwracając w jej stronę. — Nie powinno cię tu być — dodała sucho.

— James — mruknęła ostrzegawczo, by tylko się nie wtrącał, po czym spojrzała zimno na rudowłosą kobietę. — Powinnam, dziękuję bardzo.

— Tak? Umieram z ciekawości, powiedz, co mogę dla ciebie zrobić? — zapytała, a Lyra wywróciła oczami i przelotnie spojrzała na swojego kuzyna. Siedział z wysoko uniesionymi brwiami, ciągle wodząc wzrokiem to od swojej matki, to do Ślizgonki.

— Powiedzieć, co z tobą jest nie tak! — wykrzyknęła. — Co takiego zrobiła Lily, że tak ją potraktowałaś!

— Biedna Lily, już się poskarżyła, że nie podoba mi się jej towarzystwo? — zapytała słodko, a Lyra nie po raz pierwszy zastanawiała się, jak to możliwe, że ta kobieta była młodsza od jej mamy tylko o rok!

— Żartujesz sobie? — zapytała i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. — Nie rób ze mnie idiotki, Lily nie chciała powiedzieć, co jej wypisałaś poza jakimiś swoimi żalami i niby rozkazami, ale obie wiemy, że to nie wszystko.

— Nic nie wiesz, a Lily dramatyzuje, jak zawsze — powiedziała Ginny, a Lyra zacisnęła ze złości usta.

— Wiem, że przez ostatnie trzy godziny płakała mi w ramionach - przez ciebie! Lily jest twoim dzieckiem i nie wiem, co jej wyznałaś, ale własna córka cię nienawidzi!

Lyra nie wierzyła, jak można być tak nieczułą żmiją, i to dla własnego dziecka. Zawsze wydawało jej się, że matki w porównaniu do mężczyzn otaczają swoje dzieci miłością od samego poczęcia. W końcu w odróżnieniu od nich miały one połączenie z dzieckiem od zarodka. Nosiły je pod sercem, by później nosić w swoich ramionach i kochać bezgraniczną miłością.

W kuchni zapanowała cisza. Mama jej kuzynostwa spoglądała na nią z nienawiścią w oczach, a z twarzy Jamesa zniknęły jakiekolwiek oznaki dobrego humoru, który jeszcze widziała kilka minut wcześniej.

— Jesteś jeszcze gorsza niż twoja matka! Wpychacie swoje nosy, tam, gdzie was nie chcą.

Blondynka parsknęła śmiechem. Jeśli miała to być obelga, to bardzo nietrafna. Hermiona Granger, mimo że daleko jej było do wyglądu Ginny albo nawet mamy Scorpiusa, bo miała swoją własną nietuzinkową urodę, była sto razy lepszą kobietą, niż była Gryfonka kiedykolwiek mogłaby być.

— Dziękuję, uznam to za komplement, ale skoro tak bardzo tego chcesz, to dam ci radę, tak jak zrobiłaby to moja mama. Obudź się, spójrz w lustro i zapytaj się, co wyprawiasz. Odepchnęłaś od siebie córkę, która chciała twojej miłości, ale przez swoją obsesję do wujka, bo to nawet nie jest miłość, i zazdrość, sprawiłaś, że do końca życia będzie myślała, że coś z nią jest nie tak! Twój mąż ma dość, a tak bardzo cię kocha, wiesz? Dałby ci cały świat, gdybyś tylko chciała, ale i tak byłoby to za mało — rzekła z palącym przejęciem.

Ile by dała, by Ron był takim mężem dla jej mamy. Ile by dała, by to właśnie w ramiona Harry’ego jej mama wpadła i w nim się zakochała!

— Zamknij się.

— Nie zamknę się! — krzyknęła rozjuszona widząc, że Ginny wcale nie wyglądała na przejętą swoją córką. Czując złość zbierającą się, zacisnęła dłonie w pięści. Wiedząc, że nie powinna, bo to zły pomysł, wzięła głęboki oddech i patrząc prosto w roziskrzone złością oczy, powiedziała to, co wiele osób myślało, ale bało się powiedzieć. Temperament Weasleyów był legendarny, zwłaszcza u Ginny, przez co większość ludzi obchodziła się z nią, jak z tykającą bombą. — Ktoś wreszcie musi ci powiedzieć tę bolącą prawdę. Musisz się obudzić, bo zostaniesz sama, zgorzkniała i nienawidząca całego świata. Lily już straciłaś, a nim się obejrzysz odejdzie James, Albus, a potem wujek. Musisz przestać być Molly Weasley, ponieważ jesteś Ginny Potter i nie jesteś tylko matką i kurą domową. Jesteś dziewczyną, którą ludzie uwielbiali oglądać, której zazdrościłam bycia w Harpiach i zawsze mówiłam, że będę tak dobra, jak ty. Jesteś bystra, towarzyska, z reguły dająca się lubić, więc wyjdź do ludzi i żyj i zrób coś dla siebie! Zrezygnowałaś z kariery ścigającej dla swoich dzieci, ale nie musiałaś rezygnować ze swojego życia! Quidditch nie kończy się na graniu, więc otwórz te cholerne oczy i zostań nawet cholerną dziennikarką sportową, jeśli cię to jara! Cokolwiek!



Wskazówki zegarka na nadgarstku wskazywały przed jedenastą, gdy wrócił do domu. Zdziwił się, widząc zapalone światła w każdym pomieszczeniu. Ginny zazwyczaj zamykała się w swojej sypialni. Wszedł do salonu i usłyszał śpiew dobiegający z kuchni. Im bliżej znajdował się do jej wejścia, tym bardziej marszczył brwi. Głos wydawał mu się dziwnie znajomy, ale był przy tym… dziwnie zagłuszony, przez co nie mógł dopasować do niego twarzy.

— Ochh, tatko! Lyra, ci.. ikk.. cicho! Ikk — zawołał jego syn z przerwami na czkawkę i Harry zrozumiał, dlaczego śpiewający głos wydawał mu się dziwny. Lyra była pijana, tak samo jak jego najstarszy syn. Siedzieli na zimnych, czarnych kafelkach z jedną pustą karafką whisky, a drugą rozpoczętą butelką polskiej wódki, którą dostał w prezencie. Jego chrześniaczka wciąż miała na sobie szkolny mundurek, a jego syn pogniecioną już teraz szatę aurorów.

— Co tu się dzieje? — zapytał, a Lyra pisnęła zaskoczona jego widokiem, po czym sięgnęła po przezroczystą butelkę i przyssała się do niej; aż zrobiło mu się niedobrze. James zaczął się śmiać i próbował wytrzeć kuchenną ściereczką wódkę spływającą po brodzie dziewczyny.

Harry nachylił się i wyrwał z małej dłoni butelkę, po czym z hukiem odstawił ją na blat stołu.

— Kurwa, ile wy macie lat?! — krzyknął, dziewczyna się wzdrygnęła, nieprzyzwyczajona do krzyczącego ojca chrzestnego, a Harry westchnął. James spojrzał na niego spod byka i zaczął coś po cichu szeptać, co częściowo słyszał, bo pijany James to głośny James. — Gdzie twoja mama, James? — zapytał — Jak was zobaczy, to chyba z domu mnie wyrzuci — dodał do siebie.

— Nie wyrzuci, bo odeszła — odpowiedział mu całkiem spokojnie syn, a Harry aż z wrażenia usiadł na krześle.

7 komentarzy:

  1. Witam :)
    Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe tego, iż komentarz pod "Nowymi Szansami" nie odnosi się do nich, ale nie zdążyłam jeszcze wszystkiego nadrobić :)
    Jak już wcześniej pisałam, uwielbiam "Trzydziesty raz" i nie mogę się doczekać jakiejkolwiek jego kontynuacji. Przeczytałam również "Dla większego dobra" i muszę przyznać, iż na początku myślałam, że jest to dwurozdziałowa miniaturka o tematyce Harry&Hermiona. Zanim trafiłam na Twojego bloga, nigdy nie kręciła mnie ta para, ale muszę przyznać, że zarówno w "Dla.." jak i w "Dziesięciu dniach na miłość" bardzo spodobała mi się ich relacja.
    "Kwadratura koła" była mega przeurocza <3
    no nic, nie spamuję tu dalej, lecę czytać kolejne dzieła - ach jak miło mieć w końcu chwilę wolnego w niedzielę :)
    Pozdrawiam, Klaudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Piszę ten komentarz poraz trzeci! Więc zaczynając, cieszę się, że cię tutaj ponownie widzę! Nie spodziewałam się, że naprawdę ponownie się tutaj odezwiesz ;) Doceniam to, naprawdę.

      Nie wiem czy nie pomyliłaś STR z Dziesięć Dni Na Miłość, bo STR ma już dwie części i już więcej nie będzie, a DDNM będzie mieć drugą część, jeśli ją napiszę, a w planach jest ; D
      Kurcze, musze się ruszyć z Dla Większego Dobra, bo na Harmione się nie skończy, mam mega pomysł na to opowiadanie, tylko trzeba wszystko przelać "na papier".
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Faktycznie! Pomyliłam! Mea wielka Pulpa! :) [albo może miałam cichą nadzieję na jakąkolwiek kontynuację STR ;) ]
      oczywiście, że się odezwałam! tylko trochę to trwało zanim znalazłam wolną chwilę i chęć na tematykę HP :) powoli przymierzam się do Nowych Szans tak więc niedługo ponownie się odezwę :)

      Pozdrawiam i przesyłam dużo motywacji aby za jakiś czas ujrzeć nowy rozdział zarówno Dla Większego Dobra jak i DDNM :)

      Usuń
    3. Tylko nie zniechęcaj się w nowych szansach bi dopiero od 5 części miałam dopiero betę ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Tak się cieszę, że opublikowałaś nowy rozdział Nowych Szans!
    Mam sentyment do tego opowiadania i tak naprawdę ciągle trzymam kciuki za to, że uda Ci się dokończyć tę historię.

    Cieszę się, że Lyra pogodziła się z matką. Więź, które je łączy jest silniejsza niż inne - nawet ta pomiędzy Hermioną i Hugo. I tu wcale nie chodzi o fakt, że jest to więź pomiędzy matką a córką. Samotne matki inaczej postrzegają swoje dzieci. I łączy je zupełnie coś wyjątkowego.
    Wiesz, że jeszcze bardziej zamotałaś mi w głowie? Albo raczej rozjaśniłaś. Myślę, że Draco nie jest ojcem Lyry, co w pewnym momencie można było wyczytać między wierszami. Gdyby tak było, to Hermiona interweniowałaby po meczu. Na pewno przeprowadziłaby rozmowę z córką, a może i z samym Draco. Tym bardziej jestem ciekawa, kto jest jej biologicznym ojcem. I czemu Hermiona rozstała sie wtedy ze swoim narzeczonym.
    Ulubiona scena tego rozdziału? Powiedzenie prawdy Ginny! To tak, jakbyś siedziała w mojej głowie i napisała wszystko, co sądzę o tej postaci i jej obsesji na punkcie Pottera. To było idealne w punkt! I tym bardziej cieszę się, że Ginny postanowiła odejść. Wreszcie Harry i ich dzieci będą mogli odetchnąć. I zacząć normalnie żyć.

    Dziękuję Ci za ten rozdział!
    Pozdrawiam ciepło, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3
      Zastanawia mnie tylko dlaczego masz sentyment do tego opowiadania ; ) Ja dlatego, że jest moje pierwsze, a jakie twoje wytłumaczenie?:> I trzymaj, pewnie się przyda!

      Mówiłam Ci już jak uwielbiam twoje spojrzenie na opowiadania, gdzie ukazane są relacje między rodzicami a dziećmi. Uwielbiam!

      Rozstała się, bo miała przyćmienie tego swojego wspaniałego mozgu, ot co! Ale nie potwierdzę czy masz rację czy nie :D

      Ufff, ulga, kamień z serca!

      Buziaki! : *

      Usuń
  3. Przeczytałam drugi raz i wiesz co? Najpiękniej opisujesz relację matka-córka. Ten początkowy fragment sprawił, że aż się zatrzymałam i pomyślałam, jakie to jest super, że mam świetny kontakt z mamą i że nigdy przenigdy nie chciałabym go stracić.
    Powiem Ci, że Ty generalnie poruszasz poważne kwestie w bardzo przystępny sposób, który nie sprawia, że ma się ochotę uciec. Właśnie przeciwnie - ma sie ochotę czytać jeszcze więcej. Coś cudownego. Serio.
    I mimo kłótni bohaterów i problemów, i tak znajdziesz sposób, żeby wpleść coś zabawnego, żebym się roześmiała. Tutaj pierwsza okazja to Hermiona mówiąca, że na jej randce "coś" się nie wydarzyło. A i tak potem pokazujesz dojrzałość, bo przecież i tak było dobrze.
    O Ginny nie będę się rozpisywać, bo chyba co nieco napisałam podczas pierwszego czytania. Generalnie Lyra moją bohaterką! <3
    Jestem cholernie dumna, że napisałaś kolejny rozdział NS. <3 Wyobrażam sobie, jak musiało być trudno znów się wczuć, wrócić do tej historii, a Tobie się to udało. A właściwie to nie tak, że "się udało"... Zrobiłaś to i tyle. Czapki z głów, bo naprawdę świetna kontynuacja. :)

    OdpowiedzUsuń